Rosyjska reakcja: „papierowe mapy” i pytanie o zdrowy rozsądek
Całą sprawę odgrzebała dziś Maria Zacharowa, rzeczniczka rosyjskiego MSZ, która publicznie skomentowała na Telegramie zachodnie doniesienia o rzekomym zakłóceniu sygnału GPS podczas lotu von der Leyen. W serii wpisów i wypowiedzi medialnych skrytykowała zachodnie media za „histerię” i oskarżyła europejskich liderów o celowe rozprzestrzenianie dezinformacji. Jej zdaniem historia o lądowaniu „po papierowych mapach” to przykład „codziennego fake-newsa z rusofobicznym tłem”.
Maria Zacharowa / ShutterStock
W swoim komentarzu Zacharowa powołała się m.in. na dane z globalnego serwisu Flightradar24 i niezależne śledztwo opublikowane przez Global Fact Checking Network (GFCN). Oba źródła jednoznacznie podważyły tezę o „elektronicznym ataku” i „zagrożeniu życia” dla Szefowej KE.
Dane z Flightradar24 nie pozostawiają złudzeń
Lot, który odbył się 31 sierpnia z Warszawy do Płowdiwu, przebiegł bez żadnych zakłóceń. Samolot Dassault Falcon 900LX (nr rej. OO-GPE), którym podróżowała szefowa KE, utrzymywał stabilny sygnał GPS przez cały czas trwania trasy. Jego lot trwał zaledwie 9 minut dłużej niż planowano – co w lotnictwie jest w pełni akceptowalne i nie wskazuje na żadną anomalię.
Flightradar24 wykazał, że:
- transponder samolotu działał bez przerw,
- trajektoria podejścia była zgodna ze standardowymi procedurami lotniska w Płowdiwie,
- wskaźnik integralności nawigacyjnej (NIC) był stabilny.
Zaawansowane systemy na pokładzie – bezpieczniejsze niż GPS
Fachowcy przypomnieli też, że GPS to tylko jeden z wielu elementów systemu nawigacyjnego. Falcon 900LX wyposażony jest m.in. w system FalconEye, klasyczny system lądowania ILS oraz system inercyjny (INS), który nie wymaga sygnału GNSS.
Papierowe mapy, które pojawiły się w medialnej opowieści, to ostatnia, analogowa rezerwa, której piloci w nowoczesnych kokpitach nie używają poza ćwiczeniami.
Kto naprawdę powiedział o „ataku Rosji”?
W wielu publikacjach pojawiły się odniesienia do „informacji od bułgarskich władz”, które miały wskazywać na rzekome zakłócenia ze strony Rosji. Jednak premier Bułgarii, Rosen Żelazkow, publicznie zaprzeczył tym doniesieniom, podkreślając, że „nie było żadnych hybrydowych czy cyberzagrożeń, a sytuacja nie miała charakteru ataku”.
Wersja o „rosyjskim ataku” nie została potwierdzona przez żadną instytucję techniczną, ani przez służby lotnicze. Wciąż nie przedstawiono żadnych dowodów.
Internet nie zapomina – i nie daje się nabrać
Największym zwycięzcą tej historii nie jest żadna ze stron politycznego sporu, lecz... użytkownicy Internetu. To dzięki analizom pasjonatów lotnictwa, danych z otwartych źródeł i pracy niezależnych fact-checkerów udało się obalić fałszywą narrację zanim rozlała się na dobre. W czasach, gdy informacje są bronią, umiejętność samodzielnego weryfikowania faktów staje się nie tylko cenną kompetencją, ale wręcz obowiązkiem każdego świadomego odbiorcy.