Ukraińcy wściekli na Zełenskiego. Ekspert: Nie wiem, co gorsze: skorumpowany czy niekompetentny prezydent

3 dni temu 4

Skandal korupcyjny, który wstrząsnął Ukrainą, z każdym dniem nabiera rozmachu i może mieć poważne konsekwencje - nie tylko dla ukraińskiej polityki, ale i dla społeczeństwa. W tym tygodniu Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy (NABU) poinformowało o wykryciu "grupy przestępczej wysokiego szczebla", która miała działać w sektorze energetycznym. Według śledczych członkowie tej grupy zarobili nielegalnie dziesiątki milionów dolarów. NABU potwierdziło, że w śledztwie pojawiają się nazwiska czterech obecnych i byłych członków ukraińskiego rządu. Najwięcej uwagi przyciąga jednak postać Tymura Mindycza - znanego przedsiębiorcy i współwłaściciela studia "Kwartał 95", uważanego za bliskiego przyjaciela prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Według śledczych to właśnie on miał kierować całą strukturą korupcyjną. Prokuratorzy twierdzą, że Mindycz wykorzystywał swoje znajomości z urzędnikami i powiązania z politykami, by czerpać zyski z państwowej spółki Enerhoatom - operatora wszystkich elektrowni jądrowych w kraju.

Enerhoatom to jedna z kluczowych firm dla ukraińskiej gospodarki - dostarcza ponad połowę energii elektrycznej w kraju, a zimą nawet do 70 proc. Jej roczne przychody przekraczają 200 miliardów hrywien, czyli prawie 5 miliardów dolarów. Według śledztwa Mindycz wraz ze współpracownikami rzekomo stworzył system, który pozwalał im pobierać od kontrahentów firmy tzw. "odkupy" - nielegalne prowizje sięgające 10-15 proc. wartości kontraktów. Przedsiębiorcy, którzy nie zgodzili się zapłacić, mieli wstrzymywane wypłaty lub tracili prawo do dalszej współpracy z Enerhoatomem. Podczas jednego z posiedzeń sądu antykorupcyjnego prokurator ujawnił, że Mindycz mógł też mieć wpływ na decyzje w sektorze obronnym, a nawet kontakty z byłym ministrem obrony, a obecnie sekretarzem Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Rustemem Umierowem. Mimo skali afery reakcja władz w Kijowie pozostaje na razie ostrożna. NABU od kilku dni stopniowo ujawnia nowe fakty, publikując m.in. nagrania rozmów, które mają potwierdzać istnienie rozbudowanej sieci korupcyjnej w jednej z najważniejszych instytucji państwa.

Zobacz wideo Ukraińcy nie dostali Tomahawków, to zrobili Flamingi

Kim jest Timur Mindycz - biznesmen z Dniepra, który stał się problemem dla Zełenskiego

Timur Mindycz ma 46 lat i pochodzi z Dniepra. Choć przez lata pozostawał z dala od mediów, w ukraińskim świecie biznesu był postacią dobrze znaną i wpływową. Urodził się w rodzinie przedsiębiorców - Michaiła i Stelli Mindyczów. Jego życie prywatne i młodość są owiane tajemnicą, wiadomo jednak, że jego żoną jest Kateryna Werber - córka znanej rosyjskiej projektantki i bizneswoman Alły Werber. Para pobrała się w 2010 roku w Jerozolimie, a czterodniowe wesele zgromadziło około pół tysiąca gości. Kateryna dorastała w Kanadzie i Wielkiej Brytanii, studiowała w USA i pracowała w Rosji, zanim rozwinęła własny biznes modowy w Ukrainie.

Mindycz jest współwłaścicielem cypryjskiej spółki Green Family Ltd, z którą przez lata był powiązany również Wołodymyr Zełenski. To właśnie przez ten podmiot finansowano działalność studia "Kwartał 95", które dało prezydentowi Ukrainy popularność. W 2020 roku Mindycz był trzykrotnie widziany w biurze prezydenta w ciągu tygodnia. Tłumaczył wtedy, że chodziło o "sprawy prywatne", a później - o "pomoc w walce z pandemią koronawirusa".

Z czasem stał się jedną z kluczowych postaci zaplecza medialnego tzw. grupy "Prywat" należącej do oligarchów Ihora Kołomojskiego i Hennadija Boholiubowa. Serwis YouControl, który analizuje powiązania biznesowe, określał Mindycza jako "kuratora mediów" w tej grupie. W 2018 roku uczestniczył w urodzinach Kołomojskiego w Genewie, a gdy oligarcha wrócił do Ukrainy, Mindycz był jednym z tych, którzy witali go na lotnisku. Kołomojski mówił o nim, że to "samodzielny biznesmen z szerokimi zainteresowaniami".

Według dziennikarzy "Ukraińskiej Prawdy" Mindycz od lat odgrywał rolę nieformalnego pośrednika między biznesem a władzą. To on miał poznać Zełenskiego z Kołomojskim, a z obecnym prezydentem łączy go - jak sam mówił Kołomojski - "dwudziestoletnia przyjaźń". Mindycz pozostał też wspólnikiem Zełenskiego w "Kwarteale 95" - według danych YouControl nadal posiada udziały w firmie bezpośrednio. Oprócz tego kieruje, współzarządza lub jest beneficjentem 35 innych przedsiębiorstw z branż filmowej, konsultingowej, finansowej, nieruchomości i handlu diamentami.

W 2019 roku to właśnie nazwisko Mindycza pojawiło się w pierwszych publikacjach śledczych o finansowych powiązaniach Zełenskiego. Dziennikarze projektu "Schemy" ujawnili, że Zełenski posiadał razem z nim firmy w Rosji - "Weisberg Pictures", "Platinumfilm" i "Green Films" - należące do wspomnianego cypryjskiego offshoru. W tym samym czasie okazało się, że Mindycz i Zełenski mieszkają w tym samym budynku w Kijowie, naprzeciwko parlamentu.

Mindycz przez lata pozostawał w cieniu, unikając komentarzy i publicznych wystąpień. Jednak z czasem zaczął być coraz częściej łączony z decyzjami kadrowymi w rządzie i państwowych spółkach. Dziennikarze informowali o jego wpływach w branży energetycznej i obronnej. Teraz, gdy NABU oskarża go o kierowanie "grupą przestępczą wysokiego szczebla", jego nazwisko stało się symbolem tego, jak blisko od władzy może znajdować się nieformalny biznesowy układ.

Według "Ukraińskiej Prawdy" 10 listopada śledczy NABU przeszukali mieszkanie Tymura Mindycza w Kijowie. Media podają, że już od lipca przygotowywano mu oficjalne zarzuty, ale biznesmen miał w tym czasie opuścić Ukrainę.

Dymisje, sankcje i polityczne napięcie. Kijów reaguje na skandal korupcyjny

Prezydent Wołodymyr Zełenski publicznie zażądał dymisji ministra sprawiedliwości Hermana Hałuszczenki oraz ministerki energii Switłany Hryńczuk, którzy - według śledczych - mogą być powiązani z ujawnioną korupcyjną siatką. - Uważam, że minister sprawiedliwości i minister energii nie mogą pozostać na swoich stanowiskach. To kwestia zaufania. Jeśli pojawiły się oskarżenia, należy na nie odpowiedzieć. Poprosiłem premiera o złożenie wniosków o dymisję, a deputowanych Rady Najwyższej - o ich poparcie - ogłosił Zełenski w wieczornym wystąpieniu.

Premierka Julia Swyrydenko potwierdziła, że rząd przekazał już do parlamentu formalne wnioski o odwołanie obojga ministrów. Jak zapowiedziała, najbliższe posiedzenie Rady Najwyższej, które odbędzie się 18 listopada, ma zająć się tym punktem porządku obrad. Wcześniej, 12 listopada rano, gabinet ministrów podjął decyzję o czasowym odsunięciu Hermana Hałuszczenki od obowiązków ministra. Jednocześnie Swyrydenko poinformowała, że rząd skierował do Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony wniosek o nałożenie sankcji na dwóch głównych organizatorów procederu - Tymura Mindycza i Ołeksandra Cukermana, którzy mieli opuścić kraj tuż przed ujawnieniem śledztwa.

Komentatorzy przypominają, że jeszcze latem tego roku obóz prezydencki próbował ograniczyć niezależność NABU i Specjalnej Prokuratury Antykorupcyjnej. Pomysł ten spotkał się wówczas z gwałtowną reakcją społeczeństwa - w Kijowie i kilkudziesięciu innych miastach odbyły się masowe protesty, zdominowane przez młodych ludzi. Dopiero pod presją tych demonstracji Zełenski i jego obóz polityczny wycofali się z planów i przywrócili niezależność obu instytucjom, co było jednym z warunków dalszej integracji Ukrainy z Unią Europejską.

Dziennikarka Zoja Kazandży skomentowała na Facebooku, że "to właśnie ten Mindycz, którego tak odważnie i bezinteresownie ratował prezydent Zełenski". Jak przypomniała, to w jego mieszkaniu miały być podsłuchiwane rozmowy najwyższych urzędników państwowych, co - według niej - skłoniło Zełenskiego do próby likwidacji NABU i SAP. - Ale obywatele kraju mu na to nie pozwolili - dodała Kazandży. Jej zdaniem historia zatoczyła koło - Mindycz ponownie znalazł się w centrum skandalu, który może zdecydować o przyszłości ukraińskiej polityki i jej wizerunku na Zachodzie.

Ukraińcy wściekli na Zełenskiego. Ekspert: Nie wiem, co gorsze: skorumpowany czy niekompetentny prezydent

Ukraińscy analitycy podkreślają, że konsekwencje afery Enerhoatomu mogą okazać się znacznie poważniejsze, niż początkowo zakładano. Wskazują, że uderza ona nie tylko w wizerunek władz, ale przede wszystkim w zaufanie do państwa w czasie, gdy Ukraina prowadzi wojnę egzystencjalną. Zdaniem szefa Centrum Przeciwdziałania Korupcji, Witalija Szabunina, słowa o "wielkiej aferze" nie oddają skali problemu.

Jeśli prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nie widział korupcji w energetyce - ja nie wiem, co gorsze: skorumpowany czy totalnie niekompetentny prezydent. Ludzie, o których mowa w śledztwie, działali dzięki władzy, jaką nadał im prezydent. Gdyby ktoś nie zadzwonił do Swyrydenko i nie powiedział jej, żeby słuchała Mindycza, to dlaczego miałaby to robić? Odpowiedź jest prosta: oni robili to wszystko władzą Zełenskiego - mówił Szabunin na antenie telewizji Espreso.

Szabunin przypomina, że wiele elementów ujawnionego schematu było znanych od dawna - pisali o nich dziennikarze największych ukraińskich redakcji. - Dla dużej części to nie jest żadna nowość. NABU zrobiło ogromną pracę, dowody są imponujące. Ale prezydent tego wszystkiego nie widział? Mówimy o bezpieczeństwie infrastruktury energetycznej w czasie wojny. Jeśli on nie widział korupcji tam, to naprawdę nie wiem, co gorsze - powiedział.

Publicysta Władysław Smirnow nazwał gotówkę znalezioną w domu Mindycza "symbolem moralnego upadku". - To lustro, w którym odbiła się degradacja zasad. Wcześniej symbolem zdrady mógł być obcy sztandar. Dziś jest nim walizka dolarów w bagażniku, zdobyta dzięki okradaniu własnego państwa podczas wojny - napisał na Facebooku. Jego zdaniem sprawa Mindycza przypomina, że kleptokracja nie znika - tylko zmienia formy. - To ostrzeżenie, że jeśli tego nie zatrzymamy, będzie ciąg dalszy - dodał.

Dziennikarz Serhij Rudenko uważa, że wciąż brakuje odpowiedzi na kluczowe pytania. - Dlaczego współwłaściciel "Studia Kwartal 95", bez żadnych stanowisk i formalnych uprawnień, kontrolował kontrakty i przepływy finansowe w Enerhoatomie warte setki milionów dolarów? - pisze. Rudenko uważa, że w tej skali nie mogło to odbywać się bez wiedzy ludzi z najbliższego otoczenia prezydenta - a być może i samego Zełenskiego. - W państwie obecnie kierowanym przez jedną grupę ludzi, takie rzeczy nie mogą pozostać niezauważone - zaznacza.

Przeczytaj źródło