Utopiła w wannie pięcioro swoich dzieci. Sąd uznał ją za niepoczytalną i uniewinnił

1 tydzień temu 13

Andrea Pia Yates, z domu Kennedy, sama pochodziła z wielodzietnej, głęboko religijnej rodziny. Od najmłodszych lat czuła, że na miłość rodziców musi zasłużyć, najlepiej jako idealna córka, uczennica i chrześcijanka.

Standardy, jakie sobie narzuciła, były nie do zrealizowania i już jako nastolatka musiała mierzyć się z depresją i bulimią. Jej przyjaciółka z czasów szkolnych ujawniła mediom, że Andrea w wieku 17 lat przeszła załamanie i poważnie rozważała samobójstwo. Kryzys jednak minął, ale dziewczyna, zamiast choć trochę odpuścić, coraz bardziej angażowała się w naukę oraz zajęcia dodatkowe — oczywiście takie, jakie uważała za "odpowiednie dla młodych panien".

Dyplom ukończenia szkoły średniej otrzymała w 1982 r., do listy osiągnięć, obok najlepszych stopni, dopisując przewodzenie drużynie pływackiej oraz członkostwo w prestiżowym stowarzyszeniu National Honor Society. Bez problemu przeszła przez dwuletni program przygotowujący do zawodu pielęgniarki na Uniwersytecie w Houston, następnie zdobyła dyplom i jako wykwalifikowana pielęgniarka zaczęła pracę Centrum Leczenia Raka przy Uniwersytecie w Teksasie. Ambitny rozwój zawodowy zdolnej absolwentki zatrzymał jednak zaborczy ukochany o skrajnych poglądach — zakochana dziewczyna początkowo jednak zdawała się godzić na jego wizję wspólnego życia.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Kiedy miało miejsce zdarzenie z pięciorgiem dzieci?

Jakie były przyczyny depresji Andrei Yates?

Co sąd orzekł w sprawie Andrei Yates?

Kiedy rozpoczął się proces Andrei Yates?

Latem 1989 r. Andrea poznała Russella "Rusty’ego" Yatesa — inżyniera NASA. Iskra była natychmiastowa, a cztery lata później, 17 kwietnia 1993 r., zakochani powiedzieli sobie "tak". Rusty, gorliwy ewangelik, miał konkretny plan. "Będziemy mieć tyle dzieci, ile ześle nam Bóg" — powtarzał żonie. Para kupiła okazały dom w Friendswood w Teksasie mieszczący cztery sypialnie i przestrzeń dla rodziny XXL. W lutym 1994 r. urodził się Noah, pierwszy z "błogosławieństw".

Narodziny pierworodnego syna zbiegły się w czasie z wyprowadzką na Florydę, skąd Rusty dostał intratną ofertę pracy. I mniej więcej wtedy już zaczęło dziać się coś niepokojącego. Małżonkowie, od początku dobrze sytuowani, oddali większość dobytku i zaczęli deklarować, że nie potrzebują "dóbr doczesnych". Dom zamienili na ciasną przyczepę w Seminole. Za namową męża Andrea rzuciła pracę — to jego kariera i oczywiście rodzina, miały być priorytetem.

MedonetPRO OnetPremium

MedonetPRO OnetPremiumMedonet

Rusty Yates z zapałem realizował swój zamysł pt. "jak najwięcej dzieci". Andrea, żyjąca w posłuszeństwie i przymusie perfekcjonizmu od dziecka, nie oponowała. Podeszła do tematu zadaniowo — jej synowie byli zawsze zadbani i otoczeni czułą opieką. Dzieliła czas między prowadzenie domu a wychowywanie dzieci, bawiła się z nimi, czytała książki, szyła kostiumy na przedszkolne zabawy. Razem z mężem ustalili (a ściślej — mąż ustalił), że dzieci nie pójdą do szkoły, ich edukacją domową miała zająć się Andrea. Gdy najstarszy syn osiągnął wiek szkolny na mamę spadł więc kolejny obowiązek.

Po narodzinach trzeciego syna, Paula, rodzina porzuciła wreszcie ciasną przyczepę na Florydzie i przeniosła się do Houston. Zamiast domu kupili ogromnego kamper, który wcześniej należał do Michaela Woronieckiego — objazdowego kaznodziei. Para nie tylko przejęła po nim kamper, ale też sposób postrzegania rzeczywistości. "Ewangelista" głosił m.in., że małżeństwa powinny mieć jak najwięcej dzieci (od razu znaleźli z Rustym wspólny język), bez względu na zdrowie czy pieniądze. Potępiał chrześcijan za "obłudę", obrażał studentki na kampusach, sugerując, że marnują czas na niepotrzebną do niczego edukację, zamiast rodzić dzieci, a samą Andreę też straszył — że jej dzieci pójdą do piekła, jeśli popełni grzech.

Gdy Andrea urodziła czwartego syna, starała się jak mogła, by być doskonałą matką według wizji kaznodzei. Karmiła noworodka co trzy godziny, opiekowała się trzema pozostałymi synami gotowała, prała, dbała o kamper i o męża. Bez pomocy, z deficytami snu, wyczerpana psychicznie i fizycznie, i straszona piekłem — przeżyła nawrót ciężkiej depresji.

Pewnego czerwcowego dnia w 1999 r. Rusty wrócił do domu i zastał tam płaczące dzieci i Andreę siedzącą w kącie. Zdołała wyszeptać, że potrzebuje pomocy. Rusty zamiast do specjalisty zawiózł ją do rodziców, by trochę odpoczęła. Sam poszedł do pracy jak zwykle. W domu rodzinnym Andrea znalazła tabletki ojca i połknęła je, chcąc się zabić. Ocaliła ją matka, w porę wzywając pomoc. Potem były kolejno — szpital, odtrucie i leki przeciwdepresyjne. Bez wsparcia i psychoterapii pacjenta nie miała szans na realną poprawę. I rzeczywiście — doszło do tego, że błagała męża, by pozwolił jej odejść. Raz trzymała już nóż przy szyi, ale Rusty'emu udało się ją obezwładnić. Kolejna hospitalizacja przyniosła kolejną diagnozę: ciężka psychoza poporodowa. Mocne leki poprawiały stan młodej matki — ale tylko na chwilę, bo ubezpieczenie pokryło tydzień leczenia. Rusty też jej nie pomagał.

Choć usłyszał od psychiatry, by nie namawiał już żony na kolejne dzieci, bo to spowoduje nawrót choroby, zignorował to. Siedem tygodni po opuszczeniu szpitala Andrea była już w piątej ciąży. O regularnym leczeniu nie mogło być mowy. W marcu 2000 r. urodziła się Mary, jedyna córka pary. Matka znowu miała argument, by odstawić leki — karmiła bowiem piersią. Trzy miesiące po porodzie przeżyła prawdziwy cios — zmarł jej ojciec.

Rok bez farmakoterapii, której Andrea ewidentnie potrzebowała, mocno odbił się na jej zdrowiu. Rusty w końcu zobaczył żonę w stanie, który przeraził nawet jego. Uświadomił sobie, że bez pomocy ona nie przeżyje do rana i osobiście zawiózł ją do szpitala. Andrea trzymała maleńką Mary, była wychudzona, odwodniona, przerażona. Miała halucynacje, wierzyła, że jej dzieci pójdą do piekła, bo jest "złą matką". Kolejna hospitalizacja, kolejne leki. Poprawa. Tymczasowa poprawa.

Bliscy wiedzieli, że Andrea jest chora i stanowi zagrożenie dla siebie i być może nawet dzieci. Jej psychiatra nalegała, by nigdy nie zostawiał jej samej z dziećmi. On miał własną (współdzieloną z kaznodzieją) wizję życia rodzinnego i macierzyństwa żony — wierzył, że Andrea musi "nauczyć się" być lepszą matką i pokonać chorobę swoją postawą. 20 czerwca 2001 r. wyszedł do pracy, zostawiając pięcioro dzieci pod opieką żony. Tego dnia miała ją wesprzeć teściowa — miała przyjść za godzinę. I jak się okazało, wystarczyła jedna godzina, by stało się najgorsze.

Andrea zaczęła od trzech młodszych synów, kolejną topiąc ich w wannie. Gdy z nimi skończyła, ułożyła ich ciała w małżeńskim łóżku. Potem przyszła kolej na półroczną Mary. Jej drobne, pozbawione życia ciało unoszące się się na wodzie zobaczył najstarszy z rodzeństwa, Noah gdy wszedł do łazienki. Zrozumiał, co się wydarzyło i próbował uciekać. Niestety, matka była szybsza. Dogoniła go, złapała i utopiła, przytrzymując jego głowę pod wodą.

Potem sama zadzwoniła na policję, dyspozytorowi powiedziała, że stało się coś strasznego. Śledczym tłumaczyła, że chciała ocalić dzieci przed piekłem. Tę wersję powtórzyła też przed sądem. Wierzyła, że wyrosną na złych ludzi — jeden miał być seryjnym mordercą, inny prostytutką. Zabiła je, by "zapewnić im raj".

Proces Andrei Yates ruszył w 2002 r, i zelektryzował opinię publiczną konserwatywnego Teksasu. Prokurator żądał kary śmierci, ale ława przysięgłych odrzuciła ten wniosek. Andrea dostała dożywocie z możliwością wyjścia po 40 latach.

W 2006 r. sąd ponownie rozpatrzył sprawę, a ława przysięgłych orzekła, że Andrea Yates jest niewinna z powodu niepoczytalności. Trafiła do szpitala psychiatrycznego, gdzie nadal przebywa.

Rusty wniósł o rozwód, a dwa lata później miał nową żonę — Laurę. Doczekał się z nią tylko jednego dziecka. Postawiła sprawę jasno — żadnych kolejnych ciąż. W małżeństwie najwyraźniej jednak się nie układało, bo W 2015 r. Laura złożyła pozew o rozwód.

Rusty nigdy nie poniósł odpowiedzialności za piekło, jakie zgotował Andrei i ich dzieciom, podobnie jak kaznodzieja, Bo którym wiadomo, że nadal jeździł po kraju i "ewangelizował". Brat Andrei, Brian, w telewizyjnym wywiadzie ujawnił, że według Rusty’ego "jedyne, czego potrzebują ludzie w depresji, to mocny kop w tyłek".

Sam Rusty zapytany przez Oprah Winfrey w 2015 r., czy wybaczył swojej byłej żonie, odpowiedział, że tak.

— Wybaczenie trochę sugeruje, że kiedykolwiek naprawdę ją obwiniałem. W pewnym sensie nigdy jej nie obwiniałem, bo zawsze obwiniałem jej chorobę — powiedział milionom widzów.

Przeczytaj źródło