Używki od wujka Sama? MON ma sondować Strykery, choć ma Rosomaki

1 dzień temu 8

Rosomak to jeden z symboli polskiego wojska. Choć produkujemy je w kraju i moglibyśmy produkować więcej, to pojawiły się informacje, że MON na poważnie interesuje się podobnymi używkami z USA.

KTO Rosomak na defiladzie z okazji Święta Wojska Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

- Z moich informacji wynika, że do USA wysłano LoR (Letter of Request, zapytanie ofertowe - red.) w sprawie zakupu Strykerów. Chodzi o znaczną liczbę pojazdów - mówi Gazeta.pl Bartłomiej Kucharski, dziennikarz miesięcznika "Wojsko i Technika" specjalizujący się w sprzęcie opancerzonym. Zapytanie miało zostać wysłane już kilka tygodni temu. Nie informowano o nim oficjalnie.

- Takich LoR jest wysyłanych dużo i nie oznacza to automatycznie zakupu sprzętu. Oznacza to jednak, że taka opcja jest poważnie brana pod uwagę - opisuje Kucharski. - W MON i wojsku są różne frakcje, mające różne dziwne pomysły. Jednak czasem któryś z nich staje się faktem - dodaje.

Kucharski jako pierwszy napisał o możliwych Strykerach dla WP na X:

Polska fabryka z nieużytą mocą

Nie ulega przy tym wątpliwości, że tego rodzaju kołowych transporterów opancerzonych w polskim wojsku potrzeba więcej na wczoraj. Amerykanie mogą ich mieć natomiast niebawem w nadmiarze, bo według nieoficjalnych informacji planują znaczące redukcje US Army, od 30 tysięcy do nawet 90 tysięcy żołnierzy. To element szykowanej przez administrację Donalda Trumpa reformy polityki zagranicznej i sił zbrojnych, która ma przynieść oszczędności, poprawić szanse w rywalizacji z Chinami i ograniczyć zobowiązania na rzecz Europy. Konkrety ciągle nie są znane, ale wojska lądowe są tymi, które są wskazywane jako cel największych cięć. Oznacza to najpewniej redukcję wielu brygad, a jednym z podstawowych typów uzbrojenia w nich są kołowe transportery opancerzone Stryker.

Pomysł kupowania używek z USA budzi jednak istotne wątpliwości. Zwłaszcza w tej kategorii pojazdów. Mamy bowiem własny odpowiednik - Rosomaki. Pojazdy, które są jednym z symboli polskiego wojska, bo były pierwszymi nowocześnie wyglądającymi wprowadzonymi w istotnej ilości na uzbrojenie w III RP. Co prawda polskie to one są umiarkowanie, bo to licencyjna wersja fińskiego pojazdu Patria AMV. Produkowane są od 2003 roku w zakładach Rosomak w Siemianowicach Śląskich. Do dzisiaj powstało ich około tysiąca w różnych wersjach, a potrzeba ich co najmniej kilkaset więcej w związku ze zwiększaniem liczebności wojska i tworzeniem od podstaw dwóch dodatkowych dywizji. Nie zamówiono ich jednak w odpowiedniej ilości.

- Zakłady w Siemianowicach Śląskich nie produkują z pełną mocą. Spokojnie mogłoby z nich wyjeżdżać więcej pojazdów, ale nie ma zamówień. Od początku wojny w Ukrainie zakontraktowano nieco ponad 200 sztuk z czasem realizacji do 2028 roku - opisuje Kucharski. - Tymczasem zakład teoretycznie może produkować rocznie do około 100 podwozi na jednej linii produkcyjnej, a druga jest do uruchomienia w 2-3 lata. Gdyby włożono wysiłek i pieniądze - dodaje. Zamiast tego najwyraźniej są przymiarki do kupowania porównywalnych używek z USA, które mogą być w stanie wymagającym napraw i remontów, a do tego trzeba będzie do nich zbudować od podstaw całe zaplecze logistyczne i szkoleniowe.

Współpraca to trudna sprawa

Sytuacja podobna do na przykład opisywanej wielokrotnie przez nas sytuacji z armatohaubicami Krab. Też nie są one tak naprawdę czysto polskie, ale są składanką rozwiązań z wielu krajów, połączoną w całość i dopracowaną w Hucie Stalowa Wola. Co jednak istotne, tam produkowaną, tam modernizowaną. Pomimo tego po 2022 roku zaczęto zamawiać analogiczne południowokoreańskie K9, finansując rozwój zdolności produkcyjnych w Korei Południowej, zamiast zainwestować w analogiczny rozwój polskich zakładów. Koreańczycy dawali tani kredyt i brali na siebie wysiłek organizacyjny. Efekt taki, że polskich Krabów będzie w polskim wojsku mniej niż południowokoreańskich K9.

Sprowadza się to do tego, że nie ma konsekwentnie realizowanej strategii dla przemysłu zbrojeniowego. Nie określono, co chcemy produkować u nas i nie skupiono na tym pieniędzy oraz wysiłku administracyjnego. Wojsko i MON nie współpracują blisko z Ministerstwem Aktywów Państwowych, któremu podlega zbrojeniówka. Z jednej i drugiej strony można usłyszeć nieustannie żale i pretensje. Od wojska, że jest za drogo, za kiepska jakość i w bonusie po terminie. Od przemysłu, że oczekiwania wojskowych są z kosmosu i najchętniej to by brali tylko od zagranicznych producentów, bo ci zabiorą na fajne wycieczki na drugi koniec Ziemi i obiecają wszystko. Sugestie korupcji to rzecz standardowa. I tak to się kręci od lat, a wojna za miedzą istotnie tego nie zmieniła. Choć oficjalnie padają zapewnienia o zgodniej współpracy dla dobra przyszłości Polski. Jakoś tak się jednak potem dzieje, że zamówienia na Rosomaki są jakie są, a jednocześnie MON ma przyglądać się analogicznym używkom z USA.

Google News Facebook Instagram YouTube X TikTok
Przeczytaj źródło