W Halloween posypią się mandaty. Rodzice nie mają pojęcia, powinni uprzedzić swoje dzieci

1 tydzień temu 10

Choć Halloween wciąż jest niszowym świętem w Polsce, to nie da się ukryć, że cieszy się coraz większą popularnością. Dzieci chętnie odwiedzają okoliczne domy w celu otrzymania jak największych ilości słodyczy, a upiorne imprezy są na porządku dziennym. Okazuje się jednak, że to również okazja na otrzymanie mandatu. Rodzice mogą nie być zadowoleni.

Halloween ma długą tradycję

Zanim Halloween stało się globalnym fenomenem komercyjnym, było głęboko zakorzenionym obrzędem. Jego genezy należy szukać ponad dwa tysiące lat wstecz, w celtyckim święcie Samhain, obchodzonym na terenach dzisiejszej Irlandii i Wielkiej Brytanii. Samhain wyznaczało koniec sezonu zbiorów i początek "ciemniejszej połowy” roku, czyli zimy. Celtowie wierzyli, że w tę noc zacierała się granica między światem żywych a światem zmarłych. Duchom łatwiej było przedostać się do ludzi, a ludziom skontaktować z przodkami. Aby odstraszyć złe byty i zapewnić sobie przychylność tych dobrych, palono wielkie ogniska, składano ofiary i przywdziewano odstraszające maski oraz stroje, mające zmylić lub przestraszyć nadprzyrodzone siły.

Kiedy na tereny celtyckie dotarło chrześcijaństwo, próbowano zastąpić pogańskie obrzędy nowymi świętami. W VIII wieku papież Grzegorz III przeniósł obchody Dnia Wszystkich Męczenników na 1 listopada, a później święto to rozszerzono, tworząc Dzień Wszystkich Świętych. Wigilia tego dnia, nazywana “All Hallows' Eve” (Wigilia Wszystkich Świętych), z czasem skrócona została do formy ”Halloween”.

W Halloween posypią się mandaty. Rodzice nie mają pojęcia, powinni uprzedzić swoje dzieciFot. Aflo Images/CanvaPro

Jednak prawdziwa, globalna ekspansja tradycji nastąpiła dopiero w XIX wieku. Wraz z falą irlandzkich imigrantów, uciekających przed Wielkim Głodem (lata 40. XIX wieku), zwyczaje te trafiły do Stanów Zjednoczonych. Tam, na podatnym gruncie, szybko się skomercjalizowały. Tradycyjne rzepy, w których drążono twarze, zastąpiła łatwiej dostępna i bardziej okazała dynia, a obrzędy przekształciły się w sąsiedzką zabawę.

Do Polski Halloween trafiło stosunkowo późno, bo dopiero w latach 90. XX wieku, wraz z otwarciem na zachodnią popkulturę. Nad Wisłą tradycja ta wciąż wywołuje spory ideologiczne. Dla jednych to niewinna forma rozrywki dla dzieci i okazja do tematycznej imprezy, dla innych obcy kulturowo, pogański zwyczaj, który stoi w jaskrawej sprzeczności z powagą i zadumą polskiego Dnia Wszystkich Świętych i Zaduszek.

Dzieci ruszą po cukierki na Halloween

Mimo kulturowego oporu, Halloween zadomowiło się w Polsce na dobre, przynajmniej w wymiarze rynkowym. Sklepowe półki uginają się od masek, przebrań i słodyczy, a kluby i restauracje prześcigają się w ofertach tematycznych imprez. Jak jednak wygląda realna popularność tego święta?

Według różnych badań opinii publicznej, Halloween wciąż pozostaje w Polsce tradycją niszową, choć zyskującą na popularności. Z sondażu przeprowadzonego w 2023 roku wynika, że około 30 proc. Polaków przyznaje, iż w jakiś sposób obchodzi lub celebruje Halloween, najczęściej poprzez udział w imprezie lub przygotowanie przebrania dla dziecka. Jednocześnie dla ponad 60 proc. badanych jest to tradycja całkowicie obca. Największy entuzjazm budzi ona, co zrozumiałe, wśród ludzi młodych, mieszkańców dużych miast oraz rodzin z małymi dziećmi, dla których jest to przede wszystkim okazja do zabawy.

W Halloween posypią się mandaty. Rodzice nie mają pojęcia, powinni uprzedzić swoje dzieciFot. Charles Parker/Pexels/CanvaPro

Centralnym punktem tej zabawy stał się zwyczaj “cukierek albo psikus” (trick or treat). To w istocie forma łagodnego szantażu, dziecko stawia gospodarza przed wyborem: albo otrzyma słodką ”zapłatę” (treat), albo gospodarz musi liczyć się z symboliczną karą (trick). Problem zaczyna się, gdy "psikus” przestaje być symboliczny. O ile w Stanach Zjednoczonych żarty te są zazwyczaj łagodne i ograniczają się do obrzucenia posesji papierem toaletowym lub spryskania drzwi pianką w sprayu, o tyle w Polsce brak tej tradycji sprawia, że dziecięca fantazja nie napotyka żadnych ram. Psikusy szybko eskalują, zamieniając się w czysty wandalizm.

Na porządku dziennym są drzwi i klamki wysmarowane pastą do zębów, keczupem lub, co gorsza, odchodami. Powszechne staje się rzucanie jajkami w elewacje budynków, co jest szczególnie dotkliwe. Koszt profesjonalnego mycia elewacji po takim “ataku” to wydatek rzędu kilkuset, a czasem nawet kilku tysięcy złotych. Pozostawione resztki jajek wchodzą w reakcję chemiczną z tynkiem, trwale go uszkadzając i odbarwiając. Do tego dochodzi wysypywanie śmieci przed drzwiami, malowanie sprayem po ścianach czy zarysowywanie lakieru na samochodach zaparkowanych przed domem, który ”nie dał cukierka”. Okazuje się, że w takiej sytuacji tradycja traci wymiar symbolicznej zabawy.

Zobacz: Niemal wszyscy Polacy mogą odczuć nowy podatek. Eksperci drżą o przyszłość

Rodzice będą mieli do zapłacenia mandaty

Tu właśnie kończy się zabawa, a zaczyna odpowiedzialność prawna i finansowa. Policja i Straż Miejska co roku w okresie Halloween apelują o rozsądek i przypominają, że funkcjonariusze nie będą stosować taryfy ulgowej dla wandali, nawet jeśli mają oni po kilkanaście lat. Najczęściej przywoływanym paragrafem jest artykuł 124 Kodeksu Wykroczeń, dotyczący umyślnego niszczenia lub uszkadzania mienia.

To kluczowy przepis, który przeszedł istotną zmianę 1 października 2023 roku. Do tego dnia granicą między wykroczeniem a przestępstwem była kwota 500 złotych. Obecnie, jeśli wartość szkody, na przykład koszt umycia elewacji czy malowania drzwi, nie przekracza 800 złotych, czyn kwalifikowany jest jako wykroczenie. Sprawcy grozi za to kara aresztu, ograniczenia wolności lub grzywny. Funkcjonariusz na miejscu zdarzenia może nałożyć mandat karny w wysokości do 500 złotych. Jeśli jednak sprawa trafi do sądu (na przykład gdy rodzice odmówią przyjęcia mandatu), grzywna może wynieść nawet 5000 złotych.

Jeśli natomiast wartość szkody przekroczy 800 złotych, co przy zniszczonej elewacji lub porysowanym samochodzie jest bardzo prawdopodobne, nie mówimy już o wykroczeniu. Wówczas w grę wchodzi artykuł 288 Kodeksu Karnego, czyli przestępstwo zniszczenia mienia, zagrożone karą pozbawienia wolności od 3 miesięcy do nawet 5 lat. W przypadku nieletniego sprawa trafia obligatoryjnie do sądu rodzinnego.

To jednak nie wszystko. Obrzucenie posesji papierem toaletowym czy wysypanie śmieci to artykuł 145 KW, czyli zaśmiecanie miejsc publicznych, zagrożone mandatem do 500 złotych. Głośne krzyki i pukanie do drzwi w późnych godzinach nocnych mogą być z kolei uznane za zakłócanie spokoju (art. 51 KW), co również grozi mandatem.

Najważniejsze pytanie brzmi jednak: kto za to płaci? Mandat karny to jedno, ale zupełnie osobną kwestią jest odpowiedzialność cywilna za wyrządzoną szkodę. Tutaj prawo jest bezwzględne dla rodziców. Zgodnie z Kodeksem Cywilnym (art. 426), za szkody wyrządzone przez dziecko poniżej 13. roku życia, odpowiedzialność ponosi wyłącznie osoba zobowiązana do nadzoru, czyli w praktyce rodzic. W przypadku dzieci starszych (13-18 lat), co prawda odpowiadają one same, jednak rodzice odpowiadają razem z nimi, jeśli można im zarzucić brak odpowiedniego nadzoru (co w przypadku nocnych wędrówek dzieci jest niemal pewne).

Przeczytaj źródło