Od początku Weronika (39 l.) czuła się lepiej i sprawiedliwiej potraktowana przez los. Wychowana w pełnej rodzinie, kochającej i wspierającej. Rodzice, dwójka rodzeństwa, babcia pachnąca ciastem drożdżowym. Nawet ich koty łasiły się jak psy. Kiedy poznała Adriana (37 l.), serce jej stopniało. Rodziców biologicznych ledwo pamiętał. Pili. Tułał się po rodzinach zastępczych, które nie radziły sobie z nadwrażliwym, często płaczącym chłopcem. Dopiero w wieku 17 lat trafił pod dach siostry matki, zaznał ciepła i opieki. Ciotka gotowała mu i sprzątała w jego pokoju, aż do swojej śmierci. Tego samego roku Adrian poznał Weronikę. To już siedem lat.
Mama pakowała plecak do szkoły, tata podsuwał jedzenie. Taka osoba, choć już dorosła, myśli: po co się wysilać? Związek z partnerem, który wszystko załatwi, bywa przedłużeniem dzieciństwa. Ale czasem ktoś próbował: ugotować, zrobić pranie, zorganizować wakacje dla rodziny. I zawsze było źle. Czy związki, w których jedna strona jest jak rodzic, a druga jak dziecko, to zmora naszych czasów?