– Początki były naprawdę trudne. Najpierw zatrudniłam się jako pomoc w pensjonacie: sprzątanie, obieranie ziemniaków, mycie naczyń. Niby przygoda, ale nie było różowo. Koleżanki – stateczne wiejskie kobiety, zobaczyły tipsy, blond loki i BMW i od razu mnie skreśliły. Podkładały mi "miny" – opowiada Weronika Sadłowska, która porzuciła pracę w Białymstoku i wyjechała w Bieszczady.