Wieczysta połknie 1. Ligę? "Sławek Peszko jest na nią skazany"

1 tydzień temu 17
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Michał Białoński, Polsat Sport: Zaczynasz 25. sezon w zawodowej piłce, to dwa pełne pokolenia piłkarskie. Pod twoimi skrzydłami w zawodowej piłce dorastał Robert Lewandowski, dla którego zresztą byłeś pierwszym idolem. Na czym polega tajemnica długowieczności? Drzemki w środku dnia jak ta przed tym wywiadem?

Radosław Majewski, piłkarz Znicza Pruszków: Trudno mi wskazać tę tajemnicę. Pamiętam, gdy po raz pierwszy trafiłem do klubu z Ekstraklasa – Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, w sezonie 2006/2007, to bramkarzem tam był Sebastian Przyrowski, który mnie przyjął pod swoje skrzydła. Powiedzmy, że zatroszczył się o mnie na początku. Najlepsze jest to, że od siedmiu lat Sebastian pełni różne funkcje – był kierownikiem, dyrektorem, trenerem bramkarzy w Pogoni Grodzisk Mazowiecki. W końcu trafił do nas, do Znicza, w roli trenera bramkarzy, a ja cały czas gram. I dobrze mi z tym. To dowodzi, ile czasu musiało minąć od rozpoczęcia mojej kariery.

ZOBACZ TAKŻE: Robert Lewandowski tego nigdy nie wybaczy?! "Rysa na szkle, której nie da się cofnąć"

Czyli nie wskażesz na dietę, zdrowy tryb życia, dobry trening, regenerację, drzemki poobiednie?

Wszystko jest ważne, ale tak naprawdę każdy może grać tyle co ja, jeśli się o to postara. Oczywiście różne przeciwności losu, kontuzje, na czele z zerwanymi więzadłami krzyżowymi, nie ominęły także mnie, a jednak przetrwałem tyle lat.

Na dodatek, będąc zawodnikiem, którego największym atutem z pewnością nie są warunki fizyczne, rozegrałeś 153 mecze w jednej z najtwardszych lig świata – Championship.

Ktoś, kto mnie nie zna mówił, że nie jest to dla mnie wymarzone miejsce, niektórzy krakali: "On się tam szybko skończy". A fakty są takie, że w przyszłym roku skończę 40 lat i mogę nadal grać.

Kto cię inspiruje?

Najbardziej Santi Cazorla. Pokazuje, że jak się chce, to naprawdę można wiele wskórać. Przez półtora roku, jeśli nie dwa lata, w ogóle nie grał w piłkę. Z powodu kontuzji. Poszedł na niższe poziomy, a ostatnio, w roli kapitana Realu Oviedo, awansował do La Liga. Jego przypadek pokazuje, że trzeba po prostu chcieć i można pokonać różne przeciwności losu.

Tak jak twoje kontuzje?

Gdy po zerwanych krzyżowych, w 2020 r. wróciłem z Australii, to w ogóle nie miałem ofert, żadnych zapytań. A miałem dopiero 33 lata.

Wcześniej myślałem, że po powrocie z Grecji, w 2016 r., z trzydziestką na karku, to trzeba się będzie powoli zbierać na tę drugą stronę. Tymczasem rozegrałem kolejnych dziewięć lat i nie mówię "pas".

Debiutowałem w barwach Znicza w wyjazdowym meczu z Radomiakiem, gdy miałem niespełna 16 lat. W grudniu skończę 39 i właśnie niedawno przedłużyłem o rok kontrakt. Nie wiem, czy nie po raz ostatni, ale trudno wyrokować dzisiaj. Od półtora sezonu jestem w 1. Lidze.

I raczej nie w roli statysty, bo nadal napędzasz swój zespół.

Mówiąc "jestem" nie miałem na myśli, że bywam sobie w klubie, tylko staram się być czynnym zawodnikiem, który nie gra ogonów. Nie chciałbym być piłkarzem, który jest 16.-17. w hierarchii. To pokazuje, że cały czas mi się chce, mam ochotę na piłkę. Gdy będę czuł, że to jest "finito", to raczej nie będę nikogo oszukiwał. To się da zauważyć. Ale na razie tak nie jest, więc nawet się nad tym nie zastanawiam.

Radosław Majewski o długowieczności Lewandowskiego, Cazorli, Ronaldo

Czyli nie dziwisz się, że twoi młodsi koledzy Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny, który właśnie przedłużył o dwa lata kontrakt z Barceloną, ciągle czują niedosyt piłki?

Nie. Ja poznałem Roberta dawno temu, wiem, jaką jest osobą. On jest z rocznika 1988 i zobaczmy, na jakim gra poziomie! Ja jestem w Zniczu Pruszków, urodziłem się w grudniu 1986 r. Różnią nas niespełna dwa lata, ale Robert gra na takim poziomie i jest cały czas bardzo eksploatowany, więc ja się nie dziwię, że cały czas mu się chce. To jest kwestia jego charakteru. Na tyle, co go poznałem i wiem, że on nie wrzuca na luz. Istotne jest też to, że nie miał poważnych kontuzji. Nikomu nie życzę zerwania więzadeł, czy innych ciężkich urazów. Fakty są takie, że można grać długo, górna granica wieku piłkarza się przesuwa. Można wrócić po kontuzjach, jak Santi Cazorla, czy ja, można grać długo jak Robert czy Cristiano Ronaldo. Wszystko zależy od tego, jak się prowadzisz, jaką jesteś osobą, jaki masz charakter i ochotę do piłki.

Za każdym razem powtarzam, że bardzo istotna jest też mentalność. To jakieś 60 procent sukcesu.

A pozostałe składowe?

Gdybym miał rozebrać piłkarza profesjonalnego na składowe, to pozostałe 25 procent to jest sportowy tryb życia, 10 - dieta, a pozostałe pięć to szczęście, inne okoliczności.

Mentalność zawiera także upór w dążeniu do celu?

Oczywiście, że tak. Gdybym ja dał ludziom wmówić sobie pewne rzeczy na starcie mojej kariery, to podejrzewam, że już dawno byśmy nie rozmawiali na temat piłki.

Do Nottingham Forrest wyjechałeś w wieku niespełna 23 lat, po niecałych trzech sezonach w Ekstraklasie. Nie za wcześnie?

Absolutnie nie. Anglicy długo mnie oglądali, zanim doszło do tego transferu z Polonii Warszawa. To nie był skauting po łebkach. Sprawdzali, jak reaguję po dobrym, a jak po słabym meczu. W marcu 2008 r. graliśmy z reprezentacją do lat 21 mecz na wyjeździe z Anglikami i zremisowaliśmy 0:0. Trener Nottingham wysłał skautów do Polski, żeby mnie dodatkowo obserwowali. Aż w końcu zdecydowali się na mnie. Nie czekałem długo na wyjazd.

To była pierwsza oferta zagraniczna?

Jeszcze gdy byłem w Grodzisku Wielkopolski, miałem ofertę z Osasuny Pampeluna. Trener Jan Urban pytał się mnie, dlaczego z niej nie skorzystałem, ale to była kwestia Dyskobolii, która decydowała.

Wyjazdu do Nottingham na pewno nie żałuję. Gdybym miał się zastanawiać, co mógłbym zmienić, to pewnie na późniejszym etapie kariery mogłem poczynić inne ruchy, ale czasu się nie cofnie. Przekonałem się, na kogo można liczyć i jak ciężko jest siedzieć samemu. Jako radny w Pruszkowie chodzę po szkołach i opowiadam młodzieży, jak można trafić na poziom centralny, jak przetrwać ciężkie chwile, jak te po poważnych kontuzjach. Po raz pierwsze zerwałem krzyżowe, mając 32 lata i okazuje się, że można nadal grać.

W Western Sydney nie zdążyłeś zadebiutować, z powodu poważnej kontuzji. Oświadczyłeś, że jesteś "w czarnej d…"

Na dodatek po powrocie do Polski nikt mnie nie chciał. Miałem jedno zapytanie z Arki, ale na pewno nie było kontraktu na stole. Dlatego wybrałem trzyletni projekt Wieczystej Kraków. Przyszedłem tam z kontuzją więzadła krzyżowego i z takim też urazem wyszedłem z tego klubu. 

Jak postrzegasz nowy sezon 1. Ligi? Po degradacji Śląska, Puszczy, czy awansie milionerów z Wieczystej zanosi się na bardzo atrakcyjny. Z pewnością Śląsk, Miedź, Ruch, ŁKS i Wisła Kraków nie złożą broni w walce o awans.

Dodałbym do tego Stal Mielec, więc tych drużyn zainteresowanych Ekstraklasą nie jest mało. Co najmniej siedem, więc już dziś można powiedzieć, że będzie ciekawie.

Wojciech Kwiecień w Wieczystej nie lubi przystanków. Radosław Majewski komentuje

Wojciech Kwiecień doprowadził Wieczystą z lig okręgowych na zaplecze Ekstraklasy. Trener Cecherz mówi, że prezes nie lubi przystanków.

Zdarzył mu się tylko jeden, w trzeciej lidze, gdy nie wyglądaliśmy najlepiej, mieliśmy też sporo kontuzji. Poza tym prezes Kwiecień zmierza do awansów rok po roku. Uczy się podczas tej podróży. Zauważył, że błędy ludzkie mają prawo się w życiu wydarzyć, że coś się może rozkraczyć. Dlatego w Wieczystej jest tylu klasowych zawodników, że należało awansować do 1. Ligi. Jestem ciekawy, jak jej gra będzie wyglądała już na tym poziomie. Pewnie łatwiej by sobie radziła w Ekstraklasie, mając wielu zawodników z przeszłością w niej. W 1. Lidze ważne jest zachowanie balansu między atakiem a obroną. Ciekaw jestem, jak się Wieczysta zaprezentuje na tle takich drużyn jak: Ruch, ŁKS, Wisła, Śląsk, Puszcza, Stal Mielec i Miedź.

Ale czy sufitem Wieczystej nie są kłopoty z brakiem stadionu? Jesienią będzie podejmować rywali w Sosnowcu, a na wiosnę na kolosalnym stadionie Wisły, a to nie to samo, co macierzysty kameralny obiekt. Także dla kibiców Wieczystej podróże do Sosnowca będą kłopotem.

Myślę jednak, że te kłopoty nie zmienią sposobu myślenia prezesa Kwietnia. Wiadomo, że u siebie, na Wieczystej, gdzie nie ma stadionu, tylko jest jedna trybuna z boiskiem, grałoby się lepiej. Budowa stadionu dla Wieczystej to proces, który wymaga czasu, ale nie wiem, na jakim etapie są rozmowy w tym temacie. Sam jestem ciekaw, czy tysiąc kibiców, którzy regularnie przychodzili na Wieczystą, będzie jeździł do Sosnowca. Może na początku, z ciekawości, pojadą, ale to już nie będzie ten sam klimat. Zawodnicy szybko ogarną grę w Sosnowcu, bardziej chodzi mi o to, jak to będzie wyglądało, jeśli trybuny będą świecić pustkami. I czy takie granie, za każdym razem na wyjeździe, jest fajne. Ze swego punktu widzenia mogę powiedzieć, że nie. Wolałbym grać na swoim obiekcie, przy własnych kibicach.

Tak jak w Pruszkowie, gdzie obiekt jest kameralny, ale wsparcia fanów nie brakuje?

My również mamy jedną trybunę, może kiedyś to się zmieni, ale mamy swój klimat i to też jest dobre. M.in. dlatego trzeci sezon gramy na zapleczu Ekstraklasy.

Radosław Majewski o roli dyrektorskiej Sławomira Peszki

Twój dobry kolega Sławomir Peszko, po karierze piłkarskiej, ma już za sobą przygodę trenerską, a ostatnio został dyrektorem sportowym Wieczystej. Jak widzisz go tej roli?

Na pewno Sławek nie jest najmłodszy w tej roli. Młodszy o rok Tomek Foszmańczyk został dyrektorem w Ruchu Chorzów już rok temu. Ja myślę, że Sławek jest w na tyle dobrych relacjach z prezesem Kwietniem, że ten go łatwo nie wypuści z Krakowa do innego klubu. Dlatego Sławek jest "skazany", w pozytywnym tego słowa znaczeniu, na Wieczystą. Kwestią czasu było tylko to, aby dostał w niej odpowiednią rolę. A czy ta dyrektora jest faktycznie odpowiednia, to odpowiedź poznamy nie dzisiaj tylko po następnych okienkach transferowych, gdy zobaczymy ruchy Wieczystej pod kierunkiem Sławka. Ale z prezesem są w na tyle dobrych relacjach, że kwestią czasu było, aż "Peszkin" oficjalnie wróci do klubu.

Radosław Majewski o Zniczu pod kierunkiem trenera Matysiaka

Od kilku tygodni w Zniczu pracujecie z nowym trenerem Marcinem Matysiakiem. Jak wygląd ta współpraca?

Trwa przebudowa zespołu, sam jestem ciekaw jak nam pójdzie w lidze. Odeszło pięciu zawodników, te braki trzeba uzupełnić. Nowi muszą poznać tę kulturę gry Znicza. Nie wszystkie sparingi do końca za nami przemawiają, ale już nieraz byłem w klubie, gdy mecze kontrolne wychodziły nam wspaniale, ale przychodził pierwszy ligowy i nagle to wszystko pękało. Sparingami można zamieść wiele problemów. Poważną analizę robi się dopiero wtedy, gdy jest średnio i nie ma wyników.

Stopniowo budujemy formę. Za nami trzy tygodnie przygotowań, do niedawna trenowaliśmy  w Arłamowie, gdzie mieliśmy świetne warunki. Myślę, że w Zniczu jeszcze takich nie było. To też dla nas duża nobilitacja, żeby się dobrze przygotować na inaugurację sezonu, która czeka nas już 18 lipca.

Przejdź na Polsatsport.pl

Przeczytaj źródło