Wojna o brak prac domowych. Przekonałam się, jak ta sprawa dzieli Polaków

5 dni temu 13
Prace domowe są według wielu rodziców koniecznością
Czy brak prac domowych to dobry pomysł? Fot. Shutterstock

Ta sprawa rozpala i dzieli Polaków, ilekroć tylko poruszysz ten temat. Sama przekonałam się o tym po jednym z artykułów o pracach domowych, gdy wzburzony rodzic tak ostro zareagował w obronie ich braku, że nie przebierał w słowach. Ale nie oszukujmy się. Mnóstwo osób dostrzega minusy. Wskazują na to również eksperci, nauczyciele i ogólnie Polacy w badaniach. Dlaczego MEN tego nie widzi i pozostaje nieugięty? Nie pojmuję.

Daj napiwek autorowi

Od kwietnia 2024 roku uczniowie szkół podstawowych przechodzą rewolucję w związku z likwidacją obowiązkowych prac domowych. Jednak temat w różnych odsłonach ciągle wraca i nieustannie budzi skrajne emocje. Teraz znów jest o nim głośno. 

Zamieszanie wywołał m.in. sondaż CBOS, który przyniósł zaskakujący dla niektórych wynik – aż 76 proc. respondentów uznało w nim, że prace domowe powinny wrócić. To ponad trzy czwarte badanych. Ogromna większość.

Do opinii publicznej dotarły też wstrząsające wnioski – że aż 93 proc. dyrektorów szkół uważa, że po likwidacji prac domowych uczniom spadła motywacja do nauki.

Zaskoczeni? Przy całym przeciążeniu programem, z góry można było to przewidzieć.

Brak prac domowych. Czy powinny wrócić?

W sieci pojawiła się nawet petycja skierowana do MEN. Jej autorzy piszą, że bez powtórek i ćwiczeń wykonywanych samodzielnie w domu, dzieciom trudniej utrwalać nowy materiał.

"Dotyczy to zwłaszcza przedmiotów ścisłych, takich jak matematyka, gdzie praktyka jest niezbędna. Z kolei bez konkretnej struktury, uczniom trudno znaleźć motywację do nauki w domu i poczuć się za nią samemu odpowiedzialnym" – czytamy.

I dalej: "Prace domowe – jeśli stosowane rozsądnie – uczą samodzielności, systematyczności, planowania i odpowiedzialności. Te nawyki są fundamentem dalszej edukacji i przydają się na każdym etapie życia".

Czego jeszcze chcieć, by zrozumieć, że może wreszcie czas, by pomyśleć nad kolejną zmianą, z której wszyscy byliby zadowoleni?

Bo sprawa cały czas budzi potężne emocje i dzieli Polaków. Ma rzesze zwolenników i przeciwników.

Rodzice i nauczyciele o braku prac domowych

"Dramat. Po prostu dramat. Jako rodzic dwójki dzieci uważam, że nie mogło być lepszej zmiany. Brak zadań domowych (ocenianych i obowiązkowych) to perfekcyjna zmiana" – napisał do mnie czytelnik po artykule o tym, jak uczniowie wykorzystują wolny czas, który zyskali dzięki likwidacji prac domowych. Był oburzony, że komuś brak prac domowych może się nie podobać.

"Więcej czasu na wszystko, mniej stresu, bezsens oceny. Wszystko to, co było przekleństwem mojej nauki, zniknęło. Aż by się chciało wrócić do szkoły..." – pisał.

Rozmawiałam o tym z rodzicami dzieci w wieku szkolnym z różnych stron Polski. Nie trafiłam na ani jednego, który byłby zadowolony z tego, że dzieci nie mają nic zadawane. Wręcz przeciwnie. Nie mieli litości dla tego pomysłu. Ale nie żeby od nowa zawalić dzieci pracą domową, tylko robić to z pomysłem, rozumnie i rozsądnie.

Mama 6-klasistki mówiła: – Czy przez brak prac domowych dzieci są szczęśliwsze? Pewnie tak. Spędzają więcej czasu przed telewizorem, na grach i oglądaniu głupich filmików w internecie. Jeśli rodzice nie mają czasu, żeby się nimi zająć, to tak to właśnie wygląda. Likwidacja prac domowych absolutnie nic nie daje. Tylko jeszcze zwiększa stres, co będzie, jak trzeba będzie zdać egzamin.

Podobnie było z głosami nauczycieli. 

– To był poroniony, zły pomysł. Rodzice są wkurzeni, cały czas słyszy się głosy, że jak nie ma pracy domowej, to jak dzieci mają się uczyć. Tu i teraz dzieci na pewno są szczęśliwe, że nie mają prac domowych. Ale braki edukacyjne wyjdą za jakiś czas i się na nich odbiją – ocenił były nauczyciel. 

Inna z nauczycielek tak zareagowała: – Jak młodzież spędza ten czas? Strasznie. Siedzą w komórkach, na social mediach, a wokół jest dużo hejtu.

Dalsza część artykułu poniżej:

Czytaj także:

logo

Nie sądziłam, że w tym temacie można aż tak wsadzić kij w mrowisko. Po artykule dowiedziałam się rodzice, którzy pochwalają prace domowe, są bezrozumni. Że nie mają pojęcia o tym, że trzeba umieć dobrze wychować dziecko, aby zrozumiało, że nie uczy się dla ocen a dla siebie. Że generalnie tacy rodzice chcieliby zrzucić wychowywanie na barki szkoły.

"Jęki madek na temat ich bąbelków, bo tylko siedzą w komórkach, pokazuje tylko skalę problemu na temat wychowania, a nie problem pracy domowych" – przeczytałam.

Włos zjeżył mi się na głowie, że tak można odebrać krytykę braku prac domowych. Bo jak bez robienia zadań dzieciaki mają uczyć się matematyki? Jak mają ćwiczyć pisanie opowiadań czy rozprawek bez pisania? Jak mają przygotowywać się do egzaminów? Ćwiczyć arkusze itp.? Na korepetycjach, którymi i tak są zawalone? Jak mają uczyć się np. odpowiedzialności, czy obowiązkowości?

Zamieszanie z rekomendacjami Instytutu Badań Edukacyjnych dla MEN

Ale okazuje się, że podzieleni są też eksperci. "Czy MEN ugnie się pod presją sondaży i środowiska oświatowego?", "Wrócą obowiązkowe prace domowe?" – od paru dni takie pytania rozlegają się w mediach.

Wielkie zamieszanie wywołały zwłaszcza tzw. rekomendacje dla MEN przygotowywane na zlecenie ministry Barbary Nowackiej przez Instytut Badań Edukacyjnych – Państwowy Instytut Badawczy (IBE).

To raport, który powstał na podstawie opinii dyrektorów i nauczycieli. Jak podaje "Wyborcza", zebrano ponad 7500 ankiet z reprezentatywnej próby 2081 szkół.

Barbara Nowacka początkowo była zadowolona z wyników. W rozmowie z PAP mówiła, że "widać pozytywny efekt likwidacji prac domowych", bo młodzież ma więcej czasu.

Pytana o częste kartkówki, powiedziała, że "powtarzanie każdą metodą jest dobre, a po drugie: kartkówka realnie sprawdza wiedzę ucznia, a nie kompetencje rodzica".

Ale potem pojawiły się wnioski od dyrektorów szkół, że bez prac domowych dzieciaki straciły motywację do nauki. Ale też, że "ponad 60 proc. dyrektorów szkół i ponad 50 proc. nauczycieli uważa, że dzieci mają teraz więcej czasu na odpoczynek, zabawę i aktywność fizyczną".

Co zarekomendowano na taki stan rzeczy? Wprowadzenie definicji pojęcia "pracy własnej uczennicy lub ucznia". Czyli nadal oznaczałoby to uznanie prac domowych za nieobowiązkowe, bez ocen, ale z informacją zwrotną dla ucznia.

Byłyby to:

"Zadania pisemne, praktyczno-techniczne lub inne o charakterze poznawczym, zlecone przez nauczycielkę lub nauczyciela i wykonywane przez uczennicę lub ucznia po zakończeniu zajęć dydaktycznych, we własnym tempie i wybranymi przez siebie metodami, służące utrwalaniu, rozwijaniu lub praktycznemu zastosowaniu treści realizowanych na lekcji".

Ale okazało się też, że osoba podpisana jako autorka nie brała udziału w żadnych badaniach. Po jej proteście rekomendacje wycofano. Czekamy na kolejne. Czyli jakby nie patrzeć, stoimy w miejscu.

Jak twierdzi "Wyborcza" sam zespół ekspercki jest podzielony: "Jedni opowiadają się za rozwiązaniami MEN, a inni chcą powrotu do obowiązkowych zadań domowych na ocenę".

Czytaj także:

logo

Przeczytaj źródło