Zielony bank centralny przyszłości miałby nie tylko troszczyć się o wartość pieniądza, stabilność sektora finansowego i poziom rozwoju gospodarczego czy bezrobocia, lecz także o to, by kraj zmierzał w kierunku neutralności klimatycznej. A może nawet przede wszystkim o to.
Z unijnym klimatyzmem jest jak z lokomotywą: jak się rozpędzi, ciężko teraz będzie go wyhamować. Nie mówiąc o zatrzymaniu czy zmianie kierunku jazdy. Mamy więc w Europie sytuację paradoksalną. Z jednej strony wydaje się, że nawet do najbardziej odpornych zaczynają wreszcie docierać argumenty, że serwowany przez KE Ursuli von der Leyen zielony koktajl wygasza europejską konkurencyjność, niszczy miejsca pracy w przemyśle i wpycha ludzi w prekariat oraz ubóstwo energetyczne. Jednak w tym samym czasie klimatyzm wszedł już w europejski krwiobieg i żyje swoim życiem.
Jednym z mniej znanych jego przejawów, lecz niesamowicie niebezpiecznych, jest presja na zazielenianie bankowości centralnej. Chodzi o to, by kierujący europejską polityką monetarną dołączyli cele klimatyczne do codziennych zadań. A najlepiej nadali im priorytet. W efekcie zielony bank centralny przyszłości miałby nie tylko troszczyć się o wartość pieniądza, stabilność sektora finansowego i poziom rozwoju gospodarczego czy bezrobocia, lecz także o to, by kraj zmierzał w kierunku neutralności klimatycznej. A może nawet przede wszystkim o to.
Rafał Woś
Fot. Wojtek Górski
Zobacz
Popularne Zobacz również Najnowsze
Przejdź do strony głównej

1 miesiąc temu
29






English (US) ·
Polish (PL) ·