Marcin Wrona wstrząśnięty. Jego córka przeżyła chwile grozy na jednej z amerykańskich uczelni. Coś potwornego zmusiło studentów do barykadowania się w salach. Zobacz, co wysłała mu córka ze środka.
Cena amerykańskiego snu: gdy dziennikarz staje się ojcem ofiary
Marcin Wrona, korespondent TVN w Stanach Zjednoczonych, przyzwyczaił nas do chłodnego relacjonowania najważniejszych wydarzeń zza oceanu. Przez lata komentował politykę Białego Domu, zawiłości amerykańskiej gospodarki i te, niestety, powtarzające się jak refren, narodowe tragedie. Jednak w pewnym momencie profesjonalna maska opada, a obiektywny dziennikarz staje się po prostu zaniepokojonym ojcem.
Właśnie taki moment przeżył Wrona, kiedy jego media społecznościowe stały się areną relacji, która dotyczyła go bezpośrednio. Chodziło o Uniwersytet w Wirginii, a konkretnie o pilny apel policji uniwersyteckiej, który wezwał studentów do natychmiastowego znalezienia schronienia. Powód? Podejrzenie, że na terenie kampusu pojawił się uzbrojony napastnik. W centrum tego paraliżującego strachu znalazła się Maria, córka Wrony, która studiuje w tym miejscu.
Marcin Wrona fot. KAPiFAlarm jako codzienność
Incydent wydarzył się w poniedziałkowe popołudnie czasu amerykańskiego. Komunikat, który dotarł do studentów – wzywający do barykadowania się w bezpiecznych pomieszczeniach – jest, niestety, zbyt powszechny w amerykańskiej rzeczywistości. Oczywiście, tego dnia Maria, podobnie jak setki innych młodych ludzi, musiała zabarykadować się i czekać w niepewności. Dziennikarz nie ukrywał swojego przerażenia; jego posty oddawały stan skrajnego zdenerwowania, które jest zrozumiałe dla każdego rodzica, niezależnie od szerokości geograficznej.
Nagły szlag chce mnie trafić. Znowu atak na uczelni mojej córki. Maria siedzi z kolegami zabarykadowana w sali wykładowej. Do cholery, uczelnie i szkoły nie powinny być jak okopy przy linii frontu. Ameryka zwariowała. To zdjęcie córka wysłała mi przed chwilą — napisał na platformie X.
Na szczęście, jak się okazało kilka godzin później, alarm został odwołany. Tym razem skończyło się wyłącznie na strachu i traumatycznym wspomnieniu. Wrona przekazał ulgę, ale cała sytuacja rzuciła światło na problem, z którym Ameryka nie potrafi sobie poradzić: strach przed masowymi strzelaninami stał się elementem studenckiej codzienności.
Policja uczelni UVA informuje, że nie potwierdzono obecności napastnika. Alarm odwołany. Ale tego co Maria (Maja) przeżyła, nikomu nie życzę — napisał w komentarzu pod postem Wrona
Dla rodziny Wrony, ten scenariusz jest niestety dobrze znany i nie jest to ich pierwszy kontakt z takim zagrożeniem. Kilka lat wcześniej Maria, będąc 19-latką, przeżyła o wiele gorszy koszmar. Wtedy na kampusie Uniwersytetu Wirginii uzbrojony mężczyzna otworzył ogień, zabijając trzy osoby i raniąc kolejne. To tragiczne wydarzenie, które odbiło się echem w całych Stanach Zjednoczonych, zmusiło Marię i jej rówieśników do dosłownego chronienia się przed kulami.
Koszmar powtarzający się cyklicznie
Historia córki Marcina Wrony nie jest odosobnionym przypadkiem. Stanowi ona mikroskalę szerszego problemu, w którym prawo do posiadania broni jest traktowane priorytetowo nad bezpieczeństwem publicznym i komfortem psychicznym obywateli. Media regularnie donoszą o fałszywych alarmach, ale też o prawdziwych tragediach, które zdarzają się w szkołach, supermarketach czy na uniwersytetach. Amerykańscy studenci dorastają w świadomości, że "aktywny strzelec" to nie film, lecz potencjalny scenariusz alarmowy wyświetlany w telefonie.
Dla Wrony, którego praca polega na relacjonowaniu tego kraju, ta sytuacja nabiera wyjątkowo gorzkiego posmaku. Przez lata opowiadał Polakom o amerykańskiej traumie, ale dopiero gdy dotknęła ona jego najbliższych, stała się namacalnym, osobistym bólem. Fałszywy alarm z tego tygodnia był tylko echem tamtej, prawdziwej tragedii, ale lęk, który wywołał, jest równie autentyczny i paraliżujący.
Ta anegdota to gorzkie przypomnienie, że nawet w prestiżowych amerykańskich instytucjach edukacyjnych, które tak często symbolizują spełnienie marzeń, zagrożenie czai się tuż za rogiem. Nad amerykańskim snem unosi się cień uzbrojonego napastnika, a rodzice po obu stronach Atlantyku, w tym znany dziennikarz, muszą żyć w ciągłej niepewności, czy ich dzieci dotrwają do końca semestru w pokoju, czy też zabarykadowane w klasie. I to jest prawdziwa cena życia w tym kraju.
Nagły szlag chce mnie trafić. Znowu atak na uczelni mojej córki. Maria siedzi z kolegami zabarykadowana w sali wykładowej. Do cholery, uczelnie i szkoły nie powinny być jak okopy przy linii frontu. Ameryka zwariowała. To zdjęcie córka wysłała mi przed chwilą. https://t.co/T8IMBF6POu pic.twitter.com/jVv5kxEmD8
— Marcin Wrona (@WronaM) November 3, 2025
Takie zdjęcie Marcin Wrona dostał od córki fot. X
4 dni temu
11





English (US) ·
Polish (PL) ·