Wybudowałeś dom, a o prądzie możesz pomarzyć. To już nie fikcja, a rzeczywistość

3 dni temu 10
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Marzenia o OZE duszone kablami… a raczej ich brakiem. Na scenariusz z Holandii musi uważać każde państwo

Jeszcze do niedawna Holandia uchodziła za modelowy przykład zielonej transformacji. Kraj, który z rozmachem rozwijał fotowoltaikę, elektryfikował transport i przyspieszał odejście od gazu ziemnego. Jednak dziś ten sam kraj zmaga się z narastającym kryzysem, bo choć nie brakuje w nim paneli słonecznych, to tego samego nie można powiedzieć na temat zwykłych kabli, transformatorów i… wolnych przyłączy. Holenderska sieć elektroenergetyczna nie nadąża za tempem zmian, a efekty są już widoczne i wręcz przerażające, bo przez ten problem tysiące domów, firm i szkół nie mogą się podłączyć do prądu i to mimo że formalnie mają na to pozwolenia. W wielu miejscach, jak choćby w Eindhoven, nowe moce przesyłowe pojawią się dopiero w połowie lat 30. XXI wieku i do tego czasu część projektów inwestycyjnych może po prostu nie przetrwać.

Czytaj też: Szwajcarzy pokazali światu, jak produkować prąd. Wykorzystali coś niewiarygodnego

Władze lokalne i przedsiębiorcy biją z racji tego energetycznego problemu na alarm. Tak znaczące opóźnienia w rozbudowie sieci mogą zablokować rozwój technologicznego sektora kraju, a zarazem zniechęcić inwestorów do dalszego lokowania kapitału. Już dziś zresztą obserwujemy przykłady racjonowania mocy czy wstrzymania rozbudowy fabryk. Konsumenci również odczuwają skutki tego problemu, bo ceny energii elektrycznej w Holandii są wyraźnie wyższe niż w sąsiednich krajach (aż o około 30 euro/MWh względem Francji), a winą za ten stan rzeczy obarcza się właśnie niedrożność podstawowej infrastruktury.

Czytaj też: Największa pływająca turbina świata. Chiny pokazały giganta, który zawalczy z Europą

Zgodnie z szacunkami operatora krajowego, TenneT, odbudowa i modernizacja sieci do roku 2040 pochłonie około 200 miliardów euro. To gigantyczna kwota, a jej pokrycie odbędzie się głównie kosztem konsumentów. Przewiduje się, że taryfy za energię będą rosły średnio o 4,5% rocznie przez najbliższą dekadę, co w przeliczeniu na złotówki daje to niemal 900 miliardów zł, a więc więcej niż wynosi cały roczny budżet Polski. Tymczasem Holandia wprowadza środki zaradcze, które mają na celu przetrwanie okresu przejściowego. Promuje się ładowanie pojazdów elektrycznych poza godzinami szczytu, wprowadza dynamiczne taryfy i rozwija tzw. centra energetyczne, czyli miejsca, w których lokalni producenci energii mogą się łatwiej podłączyć do sieci. Równolegle trwa lokalny rozwój magazynów energii i systemów V2G, czyli samochodów, które nie tylko pobierają prąd, ale również potrafią oddać go z powrotem do sieci w krytycznych momentach. Jednak nawet te innowacje nie rozwiązują podstawowego problemu w postaci zbyt małej przepustowości fizycznej sieci.

Czytaj też: Wskaźnik Jednorodności Reakcji zrewolucjonizuje rynek elektryków. Zapomnij o wszystkim co wiedziałeś o bateriach

Holenderski kryzys ma jednak szerszy wymiar, bo w rzeczywistości stanowi sygnał ostrzegawczy dla całej Europy. Podobne zagrożenia czają się już w Belgii, Wielkiej Brytanii czy Niemczech, gdzie np. energia z wiatru produkowana na północy nie może dotrzeć na południe. Polska nie jest tu wyjątkiem. Chociaż nasze tempo elektryfikacji transportu i rozwój fotowoltaiki są imponujące (doprowadza to zresztą do innych problemów), to bez inwestycji w sieć czeka nas ten sam scenariusz, co Holandię. Z naszej perspektywy najważniejsze pytanie brzmi więc prosto – czy jesteśmy gotowi wyciągnąć wnioski z holenderskiego błędu? Transformacja energetyczna to nie tylko polityka klimatyczna i wsparcie dla OZE, ale również konieczność gruntownej modernizacji sieci przesyłowych, szkolenia tysięcy nowych specjalistów czy zrewidowania procedur planistycznych. Bez tego nawet najbardziej ambitne strategie klimatyczne mogą utknąć w martwym punkcie.

Przeczytaj źródło