Zabójca opuścił zamknięty zakład psychiatryczny
Onet ustalił, że Jan B., który 11 kwietnia 2019 roku zamordował 65-latka na plebanii kościoła św. Augustyna przy ul. Nowolipki 18 w Warszawie, nie przebywa już w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Uchylono bowiem ten środek zapobiegawczy, ale w zamian zobowiązano mężczyznę do odbycia określonych przez sąd terapii w zakładzie opiekuńczo-leczniczym. Jak ujawniła Onetowi rzeczniczka Sądu Okręgowego w Warszawie Anna Ptaszek, Jan B. został tam przetransportowany "bezpośrednio ze szpitala psychiatrycznego i nadal tam przebywa, odbywając orzeczone terapie".
Czy sprawca może wyjść z zakładu psychiatrycznego?
Pobyt w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym zasądzono wobec mężczyzny z uwagi na jego stan zdrowia. Taka decyzja jest podejmowana bezterminowo, ale nie rzadziej co sześć miesięcy biegli wydają opinię dotyczącą aktualnego stanu zdrowia pacjenta i konieczności jego dalszego leczenia w warunkach zakładu zamkniętego. - W tych samych odstępach czasowych sąd decyduje o dalszym stosowaniu tego środka lub zmianie na inny o mniejszym stopniu dolegliwości (np. leczenie/terapię w wyspecjalizowanej placówce otwartej np. poradni leczenia uzależnień lub poradni zdrowia psychicznego). Decydują o tym wyłącznie względy medyczne - powiedziała sędzia.
Zobacz wideo Morawiecki usłyszał zarzuty. Stawił się w Prokuraturze
Prokuratura Okręgowa w Warszawie 4 sierpnia wydała komunikat, w którym oceniła, że funkcjonariusze, którzy obezwładnili Jana B., zastosowali wobec niego gaz "nieproporcjonalnie" do stopnia zagrożenia. W wyniku tego u mężczyzny miały wystąpić problemy zdrowotne. "Doszło do krótkotrwałego nagłego zatrzymania krążenia oraz ostrej niewydolności oddechowej, czym spowodowano u niego ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci innego ciężkiego kalectwa - naczyniopochodnego uszkodzenia mózgu, a w jego konsekwencji pozbawienia wzroku (ślepoty korowej), padaczki, niedowładu lewostronnego kończyny górnej i dolnej oraz choroby Parkinsona" - napisała prokuratura. Mundurowi mieli także zastosować wobec sprawcy "niedopuszczalną technikę obezwładnienia poprzez przełożenie stóp leżącego brzuchem do ziemi pokrzywdzonego za kajdanki zapięte na jego ręce od tyłu". W związku z tym funkcjonariusze usłyszeli zarzuty dotyczące przekroczenia uprawnień.