Pojawiają się nowe fakty w sprawie tragedii w Łebieńskiej Hucie. "Fakt" pisze o "zagadce 40 km" - śledczy wciąż ustalają, jak 33-letni kierowca opla, po porzuceniu auta, dotarł aż pod Kościerzynę. Mężczyzna był wcześniej karany za prowadzenie w stanie nietrzeźwości i miał zatrzymane prawo jazdy - podała z kolei WP.
Fot. Martyna Niećko / Agencja Wyborcza.pl
"Zagadka 40 km". Jak uciekł po wypadku?
We wtorkowy wieczór, 7 października, w Łebieńskiej Hucie na Pomorzu doszło do dramatycznego wypadku. Samochód osobowy wjechał w grupę chłopców w wieku od 10 do 16 lat. Najmłodszy z nich zginął na miejscu, pozostali trafili do szpitala - jeden w stanie ciężkim, po amputacji nogi. Sprawca nie udzielił pomocy, uciekł z miejsca zdarzenia i - jak ustalił "Fakt" - porzucił opla niedaleko pobliskiego sklepu. Policjanci zatrzymali mężczyznę dopiero 40 kilometrów dalej, w powiecie kościerskim. Skąd ta odległość? Jak udało mu się tam dotrzeć? - Będziemy to wszystko ustalać i weryfikować - powiedziała "Faktowi" asp. szt. Anetta Potrykus z policji w Wejherowie.
Nowe informacje o zatrzymanym
Zatrzymany 33-latek przebywa w areszcie w Wejherowie. Policja informowała już wcześniej, że odmówił badania alkomatem i narkotestem, dlatego pobrano mu krew do analizy. Wyniki będą kluczowe dla dalszego postępowania. Okazuje się, że mężczyzna był już wcześniej notowany. Jak przekazuje Wirtualna Polska, w kwietniu tego roku został zatrzymany za jazdę po alkoholu, a jego prawo jazdy zostało zatrzymane. Mimo to ponownie wsiadł za kierownicę. - Mężczyzna był wcześniej notowany, a dokładniej w kwietniu tego roku, za kierowanie w stanie nietrzeźwości. Oznacza to, że zostało mu zatrzymane prawo jazdy - potwierdziła rzeczniczka wejherowskiej policji.
Zobacz wideo Pijany 20-latek roztrzaskał się na myjni samochodowej
Wstrząs wśród mieszkańców
Jak przekonuje dziennikarz RMF FM, miejsce tragedii to odcinek drogi bez chodnika i pobocza, położony poza obszarem zabudowanym. Chłopcy byli znani lokalnej społeczności - często grali w piłkę i spotykali się w okolicy. - Znałam te dzieciaczki, przychodziły tutaj do sklepu. Pewnie też grali wczoraj w piłkę - mówiła w rozmowie ze stacją pracownica lokalnego sklepu. Ratownicy walczyli o życie chłopców. Jednego z najciężej rannych przetransportowano śmigłowcem do Gdańska. Dwóch pozostałych trafiło do szpitala w Wejherowie. Jeden z poszkodowanych stracił nogę.
Policja bada wszystkie tropy
Śledczy prowadzą intensywne działania. Ustalają, czy chłopcy szli pieszo i prowadzili swoje rowery, czy też nimi jechali. Zabezpieczono samochód porzucony przez kierowcę kilkaset metrów od miejsca wypadku i wszystkie ślady z miejsca zdarzenia. - Czynności z zatrzymanym odbędą się dopiero po uzyskaniu wyników badań i opinii biegłych - informuje rzeczniczka policji.
Tragiczny wieczór w Łebieńskiej Hucie
Do wypadku doszło na drodze wojewódzkiej nr 224, po zmroku, około godziny 19.30. Warunki pogodowe były trudne - panowała ograniczona widoczność, a droga nie była oświetlona. Według wstępnych ustaleń chłopcy mogli prowadzić rowery poboczem, gdy uderzył w nich rozpędzony opel. Śledczy analizują zapisy z kamer i zeznania świadków, by dokładnie odtworzyć przebieg zdarzenia.






English (US) ·
Polish (PL) ·