- Ministerstwo Zdrowia zbiera uwagi do propozycji zmian w ustawie o minimalnych wynagrodzeniach
- Na ostatnim posiedzeniu prezydium Zespołu Trójstronnego ds. Ochrony Zdrowia resort zaproponował m.in. wprowadzenie maksymalnej kwoty miesięcznych zarobków lekarzy - do 48 tys. zł
- 7 listopada minął termin na nadsyłanie uwag
- Do resortu wpłynęło ich ponad sto - od przedstawicieli różnych zawodów medycznych, związków zawodowych, zarządzających szpitalami, pracodawców
- Lekarze podkreślają, że zgody na limity nie będzie. Pielęgniarki są zdania, że sięganie do kieszeni pracowników w poszukiwaniu oszczędności powinno być na ostatnim miejscu. Panuje zgoda co do tego, że niezbędna jest reforma całego systemu, m.in. w zakresie składki zdrowotnej czy wyceny procedur
- Przedstawiciele pracodawców szczegółów swojego stanowiska nie chcą ujawniać aż do wtorkowego spotkania, ale propozycje MZ oceniają jako "niewystarczające"
Resort proponuje CAP dla kontraktowców. Medycy wskazują, gdzie szukać oszczędności
27 października, podczas prezydium Zespołu Trójstronnego ds. Ochrony Zdrowia, resort przedstawił propozycje dotyczące zmian w ustawie o minimalnych wynagrodzeniach medyków. Zaproponował także m.in. wprowadzenie limitu zarobków dla lekarzy na kontraktach czy wyhamowanie tempa wzrostu płac.
Do 7 listopada do resortu można było składać uwagi dotyczące proponowanych zmian. Przesłano ich około setki.
Z publicznych wypowiedzi i nadesłanych uwag wynika, że środowisko medyków ostro zareagowało na ministerialne propozycje i zamierza bronić dotychczasowych zapisów. Wskazuje, że oszczędności dla systemu szukać w kieszeniach medyków należy w ostatniej kolejności, zaś dodatkowe miliardy znajdą się m.in. po zmianach w składce zdrowotnej czy przeszacowaniu procedur. Lekarze i pielęgniarki zgodnie przekonują, że niezbędna jest całościowa reforma systemu ochrony zdrowia, a nie gaszenie pożaru poprzez limitowanie wynagrodzeń medyków.
Ostatnia rzecz to sięganie do kieszeni pracowników. Zacznijmy od reform
Ewa Molka, wiceprezeska Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych, zwraca uwagę, że system ochrony zdrowia potrzebuje głębszych reform.
- Stoimy na stanowisku, że punkt wyjścia do naprawy ochrony zdrowia musi być systemowy, a nie doraźny - przekonuje w rozmowie z Rynkiem Zdrowia.
- Zanim ktokolwiek sięgnie do kieszeni pracowników ochrony zdrowia, należy przeprowadzić pełny przegląd grup uprzywilejowanych, które są w całości lub częściowo zwolnione z opłacania składki zdrowotnej. Trzeba zidentyfikować skalę zwolnień, ich podstawy prawne oraz policzyć realny koszt dla systemu i możliwe źródła kompensacji, poza wynagrodzeniami personelu. Trzeba też urealnić wyceny świadczeń - tak, by odzwierciedlały rzeczywiste koszty - proponuje Ewa Molka.
Jak dodaje, obecna sytuacja, w której szpitale powiatowe notują straty, a inne podmioty w wybranych zakresach osiągają wielomilionowe zyski, świadczy o zaburzonej strukturze taryf. Potrzebny jest więc przegląd i korekta katalogu świadczeń oraz mechanizmów ich finansowania.
Na podobne kwestie wskazuje w rozmowie z Rynkiem Zdrowia przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Grażyna Cebula-Kubat. Również ona przekonuje, że reformy zacząć trzeba od naprawy przyczyn kryzysu w ochronie zdrowia, m.in. niewłaściwej wyceny świadczeń i niedoszacowanych ryczałtów szpitali. Obecnie, jak podkreśla, niektóre procedury są nadmiernie intratne, a inne całkowicie nieopłacalne, a to prowadzi do konfliktów w środowisku. Zmiany - jak przekonuje przewodnicząca OZZL - wymaga też system składek zdrowotnych, który nie nadąża za zmianami demograficznymi - maleje liczba aktywnych płatników, rośnie liczba seniorów z wielochorobowością.
Stąd potrzeba realnej reformy, obejmującej m.in. zwiększenie finansowania i zapewnienie godnych warunków pracy i płacy, poprzedzonej analizą potrzeb zdrowotnych i stworzenie w oparciu o nią map świadczeń zdrowotnych - uważa przewodnicząca OZZL.
Ewa Molka wskazuje w tym kontekście na zapewnienie przejrzystości przepływów finansowych: ile środków wpływa do systemu, na co są wydawane, które placówki korzystają ze środków publicznych i osiągają dodatnie wyniki. - Bez tych danych nie odpowiemy rzetelnie na pytanie: co dzieje się w systemie - zastrzega.
Według niej trzeba też przywrócić spójność finansowania zadań ogólnosystemowych, w tym ratownictwa medycznego i procedur wysokospecjalistycznych, tak aby nie obciążać nimi wyłącznie NFZ, jeśli prowadzi to do zaniżania wycen w innych obszarach. Dopiero potem można odpowiedzialnie rozmawiać o polityce płacowej.
Limit dla lekarza to limit dla pacjenta
- Wynagrodzenia personelu medycznego nie mogą być "pierwszą linią" łatwych oszczędności, lecz ostatnim etapem porządkowania finansów, opartym na twardych danych o kosztach i przychodach całego systemu - podkreśla Ewa Molka. - Chcemy stabilnego, przewidywalnego modelu, który nie skłóca między sobą lekarzy, pielęgniarek, fizjoterapeutów, diagnostów, farmaceutów i pracodawców, tylko tworzy warunki do rozwoju kadr i jakości opieki - dodaje, deklarując gotowość do pracy nad całościową reformą, jednak z zastrzeżeniem, że "nie kosztem pracowników w pierwszej kolejności".
Grażyna Cebula-Kubat obecne propozycje resortu zdrowia uznaje za "nie do przyjęcia", ponieważ jej zdaniem "limit dla lekarza to limit dla pacjenta".
W jej ocenie, zamiast reformować system, ministerstwo szuka winnych wśród lekarzy. - Tymczasem to właśnie lekarze kontraktowi - często na prośbę dyrektorów - przez ostatnie lata ratowali grafiki dyżurowe, zapewniając ciągłość leczenia i realizację świadczeń - wskazuje.
Dodaje, że ta forma zatrudnienia czasem na pierwszy rzut oka wydawać się może korzystna, ale trzeba pamiętać, że niesie też ryzyko i duże koszty. Ostrzega, że wprowadzenie sztywnych limitów wynagrodzeń lekarzy spowoduje zmniejszenie liczby wykonywanych świadczeń, mniejsze przychody dla szpitali, odejście części lekarzy do sektora prywatnego i dalsze ograniczenie dostępności usług medycznych, a więc odbije się na pacjentach.
Swoich uwag do propozycji MZ na razie nie zgłosiła Naczelna Rada Lekarska. Jak tłumaczy nam Iwona Kania, rzeczniczka NRL, nie było oficjalnego zapytania, więc "nic nie zostało wysłane".
Samorząd lekarski chce jednak wziąć udział w posiedzeniu Zespołu 18 listopada, stąd skierowany został wniosek o udział przedstawicieli NRL w roli gości.
Niewykluczone jest więc, że to właśnie tam samorząd lekarski będzie prezentował swoje uwagi.
Ratownicy medyczni chcą utrzymania jednej, wspólnej grupy
Swoje uwagi przekazał ministerstwu Ogólnopolski Związek Zawodowy Ratowników Medycznych, który nie bierze udziału w posiedzeniach Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia. Z perspektywy tego środowiska propozycje, które dotyczą ratowników medycznych, są "bardzo zdroworozsądkowe".
- Zaproponowaliśmy przede wszystkim utrzymanie jednej, wspólnej grupy zawodowej ratowników medycznych w tabeli współczynników pracy, ustalenie jednolitego współczynnika pracy na poziomie 1,25, niezależnie od posiadanego wykształcenia, oraz oparcie metodologii wyliczania wynagrodzenia na aktualnej kwocie bazowej w gospodarce narodowej - mówi Rynkowi Zdrowia Piotr Dymon, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych.
Przypomnijmy, ministerstwo zaproponowało m.in. przesunięcie realizacji corocznych podwyżek z 1 lipca na 1 stycznia. Piotr Dymon przyznaje, że w pełni to rozumie, bo ułatwiłoby to planowanie wydatków. Zresztą, jak zauważa, ta propozycja pojawiała się już w dyskusji o wynagrodzeniach.
- Ewentualne przesunięcie miałoby miejsce, jak rozumiem, dopiero od 2027 r. Moim zdaniem, choć nikt tego oficjalnie nie komunikuje, pod znakiem zapytania stoją przyszłoroczne lipcowe podwyżki. Wszyscy przecież zdajemy sobie sprawę z tego, w jakiej kondycji jest budżet NFZ. Być może więc resort zaproponuje, by lipcowe podwyżki zamrozić, a od 2027 r. przenieść coroczną waloryzację na styczeń. Jako OZZRM, gdybyśmy mieli coś do powiedzenia, moglibyśmy się na to zgodzić, jeśli MZ przychyliłoy się do zmiany współczynnika pracy do poziomu 1,25. Wówczas w 2027 r. ratownicy mogliby liczyć na podwyżki rzędu 2-3 tysięcy złotych. W mojej ocenie nie byłby to wcale wygórowany wzrost - podkreśla.
Zwraca przy tym uwagę, że dziś ratownicy medyczni odgrywają w systemie bardzo ważną rolę. - W ramach interwencji wyjazdowych przejęli znaczną część obowiązków POZ oraz nocnej i świątecznej opieki. System ochrony zdrowia nie zapewnia pacjentom należytej dostępności, więc szukają oni sposobu na ominięcie istniejących barier. Zamiast czekać do specjalistów, udają się na SOR lub wzywają karetkę. W efekcie ratownicy medyczni „przejęli” np. teleporady, gdy pacjent dzwoni z problemem zdrowotnym do dyspozytora, wyjazdy do osób niepozostających w stanie zagrożenia życia. W pełni zasadne wydaje się więc twierdzenie, że SOR spełnia dziś w wielu miejscach rolę największej, całodobowej przychodni w regionie - mówi Piotr Dymon.
Pracodawcy chcą jeszcze dalej idących zmian
Swoje uwagi złożyła też strona pracodawców, jednak do wtorkowego spotkania Zespołu nie zamierza zdradzać szczegółów.
Wojciech Wiśniewski z Federacji Przedsiębiorców Polskich, współprzewodniczący Zespołu, potwierdza Rynkowi Zdrowia, że strona pracodawców złożyła do resortu zdrowia swoje uwagi i zastrzega, że nie może mówić o szczegółach, bo te zaprezentowane będą w najbliższy wtorek na posiedzeniu Zespołu.
- FPP uznaje propozycje ministerialne za niewystarczające - mówi Wojciech Wiśniewski.
Jak informuje, pięć organizacji pracodawców przygotowało wspólne stanowisko. Odrębne przygotowuje Konfederacja Lewiatan.
Przypomnijmy, Federacja Przedsiębiorców Polskich wystosowała wniosek o udział w posiedzeniu zespołu przedstawiciela Ministerstwa Finansów, wskazując, że bez realnego zaangażowania resortu odpowiedzialnego za budżet nie da się rozwiązać problemu finansowania ochrony zdrowia.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
Dowiedz się więcej na temat:

1 dzień temu
5





English (US) ·
Polish (PL) ·