Trwający od kilku miesięcy wzrost bezrobocia powinien być dla polityków dzwonkiem alarmowym, że nie da się w nieskończoność korzystać z niskich cen i zagranicznych inwestycji. Bo gdy dojdzie do prawdziwej recesji strukturalnej, na podejmowanie działań będzie za późno.
W pierwszej dekadzie XXI w. wysoka stopa bezrobocia była największym problemem polskiej gospodarki, nic więc dziwnego, że dawno niewidziany wzrost liczby osób bez pracy wzbudził niepokój, zaś PiS zaczął szermować hasłem: „Wrócił Tusk, to i wróciło bezrobocie”. Czwarty z rzędu miesiąc przyrostu liczby osób zarejestrowanych w powiatowych urzędach pracy (UP) sprawił, że bezrobocie znów stało się gorącym tematem.
Od 2014 r. na rynku pracy nastąpił przełom, w wyniku którego to nieobsadzone wakaty coraz częściej były wskazywane jako kluczowy problem. Jeszcze na koniec 2013 r. stopa bezrobocia w Polsce, liczona według metodologii GUS (zarejestrowani w UP jako odsetek aktywnych zawodowo), wynosiła 13,4 proc. W grudniu rok później było już 11,4 proc., a na koniec 2016 r. tylko 8,2 proc. W grudniu 2019 r. spadło ono do 5,2 proc. i na takim poziomie utrzymuje się właściwie do dzisiaj, z przerwą na pandemię, gdy chwilowo sięgnęło prawie 7 proc. W maju tego roku wynosiło równe 5 proc., jednak od tamtej pory każdego miesiąca następowało pogorszenie sytuacji. Najnowsze dane mówią o 5,6 proc., a liczba bezrobotnych wyniosła niespełna 900 tys., czyli aż o 100 tys. osób więcej niż w maju. Dla porównania w całym polskim górnictwie pracuje 75 tys. osób.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Piotr Wójcik
Fot. Wojtek Górski
Zobacz
Popularne Zobacz również Najnowsze
Przejdź do strony głównej

1 tydzień temu
10






English (US) ·
Polish (PL) ·