CPK na giełdę. Kataster od trzeciego mieszkania. Ministra: idźmy drogą Finów

4 dni temu 4
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl: Otrzymała pani od Szymona Hołowni mandat negocjacyjny do rozmów o rekonstrukcji rządu. Co to w praktyce oznacza i jak pani wykorzysta ten fakt?

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz: Dostałam mandat negocjacyjny na czas tygodniowego urlopu marszałka i jestem gotowa do rozmów. Na razie nie mam wskazanego żadnego konkretnego terminu. Natomiast uważamy, jako Polska 2050, że trzeba rozmawiać. I jak najszybciej dojść do konkluzji, zgodnie i sprawnie.

To jak pani odbiera to, co powiedział premier Tusk, czyli że Polska 2050 nie ma co liczyć na tekę wicepremiera?

Nigdy na stole nie leżała taka propozycja do zrealizowania w tej chwili, zawsze była mowa o listopadzie. Wtedy, zgodnie z umową koalicyjną, Polska 2050 odda fotel marszałka i w zamian powinna dostać wicepremiera. To "oczywista oczywistość", jeśli chodzi o uczciwe rozwiązania w koalicji. Jak się oddaje ważny obszar odpowiedzialności, to dostaje się inny.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Najnowszy sondaż WP. Rzeczniczka KO: mamy jeszcze dwa lata

Czyli teraz odpuszczacie sobie walkę o wicepremiera i czekacie z tym do listopada?

Marszałek cały czas mówił o listopadzie. Jest w tym jakaś logika - oddajemy marszałka, dostajemy wicepremiera.

Zgodnie z rekomendacją lidera waszej partii, to pani miałaby być tym wicepremierem. Druga opcja, o której mówił sam Szymon Hołownia, to wszyscy liderzy do rządu, na co się chyba nie zanosi.

Z naszej strony cały czas jest gotowość, by wszyscy liderzy koalicji weszli do rządu, ale, jak rozumiem, takiej gotowości nie ma ze strony szefa lewicy Włodzimierza Czarzastego. W związku z tym mówimy jasno: oddajemy fotel marszałka, dostajemy wicemarszałka i wicepremiera. To jest dokładnie to, co dzisiaj ma Lewica.

Tyle że oni mogą powoływać się na zapisy z umowy koalicyjnej o rotacji marszałka, wy w sprawie wicepremiera czy wicemarszałka takiego lewara nie macie.

Ale nikt w umowie koalicyjnej nie napisał, że oddając marszałka, rezygnujemy z wicepremiera i wicemarszałka.

Nie jest też napisane, że macie ich dostać.

Dlatego odwołujemy się do równego traktowania wszystkich koalicjantów. Każdy, kto siłowo próbuje docisnąć część koalicjantów do ściany, nie traktuje ich partnersko. Najmniejszy klub - czyli Lewica - ma mieć marszałka, wicepremiera, a klub o 10 osób większy - czyli Polska 2050 - ma nie mieć ani marszałka, ani wicepremiera?

Donald Tusk próbuje was docisnąć do ściany?

Premier nie powiedział nic innego niż to, co było powiedziane.

Mówi pani o tym, że chcecie być traktowani fair. Czy wariant, w którym wasza minister Hennig-Kloska traci obszar dotyczący energii na rzecz nowo powstającego resortu, w którym tracicie ministra w KPRM do spraw współpracy z NGO-sami, w którym nie ma na razie perspektyw na funkcję wicepremiera czy wicemarszałka, a sprawy mieszkalnictwa przejmuje w całości Lewica - czy to jest układ fair?

Nie i to nie jest to, co leży na stole. My musimy mieć obszar odpowiedzialności adekwatny do siły naszego klubu i partnerskiego układu w rządzie. Nie piszemy się na taką współpracę, w której dajemy twarz, a nie mamy żadnej sprawczości.

A jeżeli chodzi o energetykę i mieszkalnictwo - jesteście gotowi to oddać?

Jest nasza wstępna zgoda na energetykę, bo rozumiemy - w duchu kooperacji i współpracy - logikę łączenia pewnych obszarów. Ale w związku z tym oczekujemy też oferty odpowiedzialności w innym ważnym dla nas obszarze sprawczym.

Jakim?

To może być mieszkalnictwo - umocowane w resorcie funduszy i polityki regionalnej. W MFiPR już jest część mieszkalnictwa, warto to połączyć. Uważamy, że mieszkaniówka w polityce regionalnej ma wszelki sens. Jednocześnie absolutnie nie ma zgody Polski 2050, żeby Krajowy Zasób Nieruchomości (KZN), który jest bardzo ważną częścią polityki regionalnej, został wyłączony spod kurateli Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej.

Bo KZN to ważny, partyjny zasób? Jego szefem jest wasz działacz z Nowego Sącza, to chyba dobra platforma do budowania struktur partyjnych.

Nie stawiajmy sprawy w ten sposób. O jednych, którzy chcą wziąć za coś odpowiedzialność, mówi się, że im chodzi o jakiś "partyjny zasób". O innych, jak coś negocjują, że biorą "obszary odpowiedzialności". Nie wyobrażam sobie, by szefem nowego resortu gospodarczego nie został minister Domański - czy komukolwiek wypominam, że chodzi tu o "partyjny zasób"? Absolutnie nie. Trzymajmy się jednej nomenklatury dla wszystkich.

Niemniej jesteście bardzo przywiązani do tego KZN-u. Natomiast od początku tej dyskusji o mieszkalnictwie argument jest taki, że owo mieszkalnictwo jest rozsiane po trzech-czterech resortach, co jest na dłuższą metę dysfunkcjonalne. To jak pani sobie wyobraża sytuację, w której mieszkalnictwo gdzieś finalnie trafia, a wy ciągle macie przy sobie KZN i SIM-y (Społeczna inicjatywa mieszkaniowa - red.)?

Mieszkalnictwo zawsze będzie trochę podzielone. Ustawowo KZN jest pod Ministerstwem Funduszy i Polityki Regionalnej. A np. najem krótkoterminowy - superważna rzecz - jest w Ministerstwie Sportu i Turystyki i nikt nie zamierza tego stamtąd zabierać.

Jakie będą największe wyzwania dla Polski 2050 do 2027 roku, do kolejnych wyborów parlamentarnych?

To są dwa poziomy. Jeden poziom wynika z umowy koalicyjnej. I tu chodzi po pierwsze o ustawę o profesjonalizacji spółek Skarbu Państwa.

Po drugie, o reformę telewizji publicznej. Jeżeli coś ma być publiczne i za publiczne pieniądze, to musi być naprawdę publiczne. Gdyby się okazało, że z jakichś powodów ta ustawa nie idzie jako rządowa, to jesteśmy gotowi na ustawę poselską. Polska 2050 wie, co zrobić, żeby telewizja publiczna nie jechała wyłącznie na pieniądzach budżetowych.

Takie rozwiązania już istnieją - są fundusze pochodzące z opodatkowania działalności gigantów cyfrowych, z działalności reklamowej. Wzorem rozwiązań stosowanych na świecie, tworzy się specjalny fundusz, z którego się współfinansuje telewizję publiczną.

Po trzecie, ważna jest dla nas ustawa o asystencji. Wiemy, że jest kłopot finansowy związany z jej wdrożeniem, niemniej to zobowiązanie zostało podjęte i trzeba je zrealizować. I wreszcie - dostępne mieszkania - tak jak zostało to ujęte w umowie koalicyjnej.

A jeśli chodzi o kwestie spoza umowy koalicyjnej?

Uważamy, że naprawdę potrzebne są przełomowe rozwiązania rozwojowe i pieniądze na nie. Przede wszystkim obłożenie większymi obciążeniami finansowymi już nie ludzi, a podmioty, chodzi m.in. o podatek cyfrowy, podatek od banków od tzw. manny z nieba, kataster od trzeciego mieszkania i więcej. To są projekty prorozwojowe. Bo jak wycofa się pieniądze z betonu, to one pójdą w rozwój.

Ale to wszystko są rzeczy, z którymi jest zasadniczy problem - pani pomysł podatku od nadzwyczajnych zysków banków nie wzbudził entuzjazmu w koalicji. Z pomysłu podatku cyfrowego na razie wycofuje się KE, bojąc się retorsji ze strony USA, a my, działając na własną rękę, możemy stanąć przed podobnym dylematem. A jeśli chodzi o podatek katastralny, to jest to temat, który w Polsce przez lata uchodził za polityczne tabu.

To jest przestarzałe myślenie w takich kategoriach, żeby już zawsze 'było tak, jak było'. A Polska naprawdę potrzebuje przełomowych pomysłów rozwojowych. Potrzebujemy zupełnie innego traktowania inwestycji publicznych - choćby takich jak CPK, które można wprowadzić na giełdę albo wyemitować CPK-owskie obligacje.

Sięgnięcie po prywatnych inwestorów zwiększa pulę do wykorzystania. Rolą państwa nie jest finansowanie wyłącznie z budżetu wszystkich ważnych, rozwojowych inwestycji, takich jak CPK czy elektrownia jądrowa. Trzeba to robić nowocześnie, tak jak robią to np. Finowie. Zobowiązali oni spółki Skarbu Państwa do współfinansowania elektrowni jądrowej w zamian za preferencyjne, darmowe, długookresowe dostawy energii w przyszłości. W efekcie wkład budżetu w tę inwestycję był minimalny, natomiast inwestycja powstała.

Mówi pani o obligacjach CPK-owskich, ale czy to nie będzie konkurencja dla ministra finansów na rynku obligacji?

Przecież te obligacje zostaną wykupione przez ludzi za konkretne środki. Można też wprowadzić CPK na giełdę. To nie jest dług. Jeżeli to ma być inwestycja, która się opłaci, a wszyscy mówią, że to się opłaci, to jednak to nie jest to samo, co obligacje Skarbu Państwa. To jest wspólne zainwestowanie w coś, co następnie przyniesie rozproszonym inwestorom korzyści.

Rozmawiała pani o tym pomyśle z ministrem finansów?

Od dłuższego czasu występuję o zwołanie Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów w tej sprawie. Ma ono się odbyć w końcu tego miesiąca.

Jak wygląda sytuacja z ustawą mieszkaniową, w przypadku której głosowaliście za poprawkami ręka w rękę z PiS i Konfederacją?

Już na etapie zespołu programowania prac rządu zgłosiliśmy do tej ustawy poprawkę dotyczącą opcji dojścia do własności w przypadku mieszkań w TBS lub SIM w miejscowościach do 100 tys. mieszkańców. Z naszej strony to konsekwentne, spójne, oparte na danych działania.

Polityka mieszkaniowa ma być dla całej Polski, a nie wyłącznie polegać na copy-paste (kopiuj-wklej - red.) tego, co jest dobre dla wielkich miast.

Teraz wydaje się, że Konfederacja zmienia zdanie i wycofuje się z tych poprawek, które wspólnie przegłosowaliście.

Widocznie do posłów Konfederacji zaczęli docierać deweloperzy, a oni im ulegli.

A sam pomysł możliwości wykupu mieszkań budowanych za publiczne środki, to nie jest inny rodzaj dotowania z budżetu indywidualnych zakupów, inna forma dopłat niż do kredytów?

Wykup będzie możliwy wyłącznie po cenie komercyjnej. Nie będzie żadnych ulg, bonifikat, tak samo jak do ceny zakupu nie będzie wliczany zapłacony czynsz. Będzie natomiast wliczany wkład własny, ale to zupełnie naturalne. Nieprawdopodobny jest poziom dezinformacji wokół tej sprawy. To rozwiązanie bardzo potrzebne. W małych miejscowościach, gdzie nie ma deweloperki, to najczęściej jedyne nowe mieszkania. A to, czy mieszkaniec skorzysta z takiej oferty, bardzo często zależy od tego, czy ma szanse na wykup lokalu w przyszłości.

Jeżeli tak, to jest większa szansa, że zwiąże swoje życie z tą miejscowością. Chcemy zachować atrakcyjność małych miast, bo koszty tego, że ich mieszkańcy wyjadą, będą większe niż wsparcie dla budowy nowych mieszkań.

Po ogłoszeniu dzisiaj projektów rozporządzeń przez Komisję Europejską wystartują negocjacje w sprawie wieloletniego budżetu UE. Czy ta propozycja nie jest niepokojąca z punktu widzenia celów, które będziemy chcieli osiągnąć, takich jak pieniądze na politykę rolną, regionalną, utrzymanie dotychczasowych zasad dystrybucji eurofunduszy w Polsce?

Mamy teraz w Europie różne rozbieżności interesów i trzeba rozumieć, że nikt nie dostanie wszystkiego. Polska w tych negocjacjach stawiała na trzy rzeczy. Po pierwsze, żeby na pewno nie zostały pominięte regiony jako podmioty współtworzące politykę inwestycyjną.

Po drugie, żeby konkurencyjność była rozumiana nie wyłącznie jako wielkie korporacje globalne, ale także średnie przedsiębiorstwa. I wreszcie nam zależało, żeby spójność i polityka spójności pozostały, bo były zakusy, żeby się nie pojawiły. I to się udało. Natomiast dyskusja nad projektem dopiero się zaczyna, jej finał zobaczymy najwcześniej za półtora roku.

Czy będziemy płatnikiem netto po 2028 roku?

Odpowiedzialnie można powiedzieć, że nie będziemy płatnikiem netto w perspektywie 2028-2034.

Bruksela w 2023 r. odblokowała KPO, bo uznała, że rząd zrealizował kamienie milowe dotyczące praworządności. Rząd przygotował pakiet ustaw dotyczących sądownictwa, które, jak prezydentem zostanie Karol Nawrocki, nie mają szans. Czy zagrożone są jakieś kamienie milowe?

Zmiany praworządnościowe, wskutek których odblokowano KPO, zostały zrealizowane. Natomiast w tym momencie - w uzgodnieniu z KE - jeszcze w tym roku przygotujemy dużą rewizję. Patrzymy, których inwestycji już nie da się dokończyć i przekładamy te pieniądze na inne.

Jakie inwestycje dostaną dodatkowe środki?

Lista będzie znana za kilka tygodni. O jednej można powiedzieć już dziś. To inwestycje wodno-kanalizacyjne w gminach wiejsko-miejskich i wiejskich.

Samorządowcy nie dostawali z UE na to pieniędzy, bo koszt na jednego mieszkańca był wysoki w porównaniu do dużych ośrodków. Tymczasem te inwestycje są niezwykle w Polsce potrzebne. Po ogłoszeniu naboru na projekty okazało się, ze zapotrzebowanie ze strony samorządów jest olbrzymie. Dlatego teraz dokładnie analizujemy te zgłoszone, nieznane wcześniej potrzeby i oceniamy, co jest możliwe do zrealizowania w terminie wskazanym w KPO.

Na koniec pytanie, które wiemy, że panią denerwuje, czyli o zatrudnienie pani córki w partii. Nie widzi pani w tym nic niestosownego?

Nie, nie widzę. Niestosowne jest, gdy partia płaci hejterom pracującym na tzw. farmach trolli.

Czy to tłumaczenie to nie jest klasyczny whataboutism (odwracanie uwagi - red.)?

Partia nie jest instytucją państwową, to nie jest spółka Skarbu Państwa.

Ale pobiera publiczne pieniądze pochodzące z subwencji budżetowej.

NGO-sy też pobierają publiczne pieniądze i też mogą zatrudniać, kogo chcą. Przedsiębiorstwa dostają gigantyczne pieniądze z grantów wspierających innowacje. Czy ktoś ma prawo w związku z tym się interesować, kogo zatrudniają? Nie. I dokładnie tak samo jest z partią.

Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl

Przeczytaj źródło