Chciałbym, żebyś pamiętał o tym, że twoja wartość nie zależy od tego, jak widzą cię inni, a w szczególności ludzie toksyczni. Nigdy od tego nie zależała i nigdy zależeć nie będzie. Jesteś cudowną i kompletną całością. Małym wszechświatem, w którym mieszają się gwiazdy, rany i blizny. I każda z nich jest dowodem na to, że przetrwałeś. Że jesteś tu, silniejszy niż kiedykolwiek.
Wieczna ofiara bez przerwy manipuluje, uderzając w czułe tony, takie jak poczucie winy. Powie: „nie musisz mi pomagać, poradzę sobie”, ciężko przy tym wzdychając czy popłakując. Oczywiście taki emocjonalny szantaż może przybierać rozmaite formy, lecz w domyśle jest to ukryty przekaz: „pomóż mi, bo jeśli nie, to jesteś złym człowiekiem”. Co najgorsze, ta manipulacja naprawdę często działa, bo przecież chcemy myśleć o sobie jako o dobrych ludziach. Prawda?
Patryk Janas to autor i pasjonat psychologii relacji, który swoją twórczość poświęca demaskowaniu toksycznych związków. Z wieloletnim doświadczeniem w zgłębianiu mechanizmów narcyzmu w przystępny sposób pomaga czytelnikom rozpoznać destrukcyjne wzorce, odzyskać wewnętrzną równowagę oraz poczucie własnej wartości, by mogli budować zdrowsze i autentyczne relacje.
Przeczytaj wywiad z Patrykiem Janasem
Sonia Miniewicz: Jesteś influencerem, a w swoich social mediach skupiasz się głównie na tematach związanych ze zdrowiem psychicznym. Teraz wydałeś książkę, w której opowiadasz o „toksycznych ludziach”; opisujesz destrukcyjne zachowania, ukazujesz schematy, jakimi posługują się na przykład narcyzi. Co sprawiło, że podążyłeś taką właśnie ścieżką kariery?
Patryk Janas: Moja ścieżka to odpowiedź na powszechny problem, z którym system edukacji nigdy nas nie oswoił – toksyczne relacje. Stworzyłem praktyczny przewodnik „przetrwania”, który nie tylko opisuje mechanizmy toksyczności, ale daje konkretne narzędzia obrony. To więcej niż teoria – to mapa wyjścia z labiryntu, który sam przemierzałem. Daję ludziom moc, by odróżnili zdrową więź od destrukcyjnej gry, w której stawką jest ich zdrowie psychiczne.
Różne rodzaje „toksyczności” tłumaczysz na przykład na podstawie bohaterów z popkultury – opisujesz między innymi Jokera, Skazę czy Cruellę. A możesz wskazać książki, filmy czy bajki, w których pojawiają się postacie będące przykładem zdrowego podejścia do życia, takie, które potrafią przeciwstawić się toksycznym schematom?
Oczywiście, w filmie „Titanic” – Rose DeWitt Bukater. To postać, która dokonuje radykalnego, zdrowego wyboru przeciwko toksycznej rodzinnej presji. Odwraca się od gniotących ją schematów społecznych, materializmu i emocjonalnej przemocy narzeczonego, wybierając autentyczność i wolność. Jej decyzja to akt ogromnej odwagi i przykład wyjścia z relacji, która była dla niej destrukcyjna, mimo ogromnego kosztu społecznego.
Film Roberta Zemeckisa „Poza światem” – postać Chucka Nolanda, którego gra Tom Hanks. Chuck to mistrz rezyliencji, czyli zdolności dostosowywania się do traumatycznych okoliczności. Na bezludnej wyspie nie poddaje się rozpaczy, ale metodą prób i błędów, z pokorą i determinacją, uczy się nie tylko przetrwać, ale też zachować nadzieję. Jego postawa to lekcja zdrowiej adaptacji w obliczu ekstremalnego kryzysu i samotności. Animacja „Piękna i Bestia”. Bella to archetyp zdrowego przywiązania i siły charakteru. Nie daje się zastraszyć ani bestii, ani toksycznemu narcyzmowi Gastona. Jej siłą jest nieustępliwość, ciekawość świata i zdolność do dostrzeżenia człowieczeństwa pod zewnętrzną, przerażającą powłoką. To ona jest aktywną stroną tej relacji, która swoją postawą „uzdrawia” drugą osobę, nie popadając w rolę ofiary.
W swojej książce wspominasz o lordzie Farquaadzie ze „Shreka”; pozostając więc w temacie tej animacji, chciałam zapytać o zjawisko nazywane „shrekingiem”. To dość kontrowersyjny trend randkowy polegający na tym, że wybiera się partnera mniej atrakcyjnego, wierząc, że będzie on wdzięczny za taką relację, a co za tym idzie – milszy, wierny, troskliwszy. Uważasz, że takie zachowanie może być toksyczne?
Shreking jest absolutnie niezdrowy. To nie jest romantyczna strategia, tylko przejaw emocjonalnej arytmetyki, w której druga osoba staje się przedmiotem inwestycji, a nie partnerem. To podejście opiera się na trzech toksycznych fundamentach. Po pierwsze, przekonaniu o wyższości – startujesz z pozycji władzy, wierząc, że „robisz łaskę”. To niszczy równość w relacji, która jest jej kręgosłupem. Po drugie, kalkulacji zamiast autentyczności – wybierasz nie ze względu na uczucia, ale oczekiwanie wdzięczności i posłuszeństwa. To relacja oparta na długu, ale nie na wzajemności. Po trzecie, pośredniej manipulacji – licząc, że partner będzie wdzięczny, tak naprawdę odbiera się mu prawo do autonomii, słabości czy zwykłych ludzkich wahań nastroju. Lord Farquaad, który wybierał księżniczkę dla własnych korzyści, jest tu metaforą. Shreking to właśnie takie farquaadowe myślenie – traktowanie relacji jak transakcji, gdzie kupuje się lojalność poprzez obniżenie poprzeczki. Prawdziwa bliskość rodzi się z wolnego wyboru, a nie z wyrachowania. Każda relacja oparta na założeniu „na mniej mnie stać” skazana jest na toksyczną nierównowagę.
Love bombing, czyli bombardowanie miłością, to jedno z częściej omawianych toksycznych zachowań w związku. I choć wiele się o nim mówi, ludzie wciąż wpadają w tę pułapkę, nie potrafiąc odróżnić manipulanta od partnera, któremu faktycznie zależy. Jakie inne rodzaje zachowań na początku relacji uważasz za najgroźniejsze?
Na pewno oprócz love bombingu są trzy inne, wyjątkowo podstępne taktyki, które rozbrajają nasze instynkty ostrzegawcze. Future faking – gdy partner już na pierwszej randce maluje wspólną przyszłość: mieszkanie, dzieci, podróże. To iluzja intymności, która omija teraźniejszość. Nie budujecie relacji – ty budujesz jego lub jej wizję, w której jesteś wymiennym elementem. Przyspieszona więź traumatyczna – gdy ktoś zbyt szybko dzieli się głębokimi tajemnicami, traumami i słabościami. To pozorna bliskość, która wymusza twoje współczucie i lojalność, zanim zdążysz poznać prawdziwą osobę. Taki „związek” rodzi się w poczuciu obowiązku, a nie autentycznej więzi. I ostatnie: testowanie naszych granic „żartem” – lekceważące uwagi o twoim wyglądzie, pracy czy marzeniach, które są bagatelizowane słowami „przecież ja tylko żartowałem”. To „centymetr” sprawdzający, jak daleko może się posunąć. To nie dowcip, to inwazyjne sondowanie twojej wytrzymałości. Te zachowania są tak groźne, ponieważ nie wyglądają jak agresja. Przypominają uwielbienie i bliskość, a tak naprawdę są emocjonalnym kredytem, który przyjdzie ci spłacać z ogromnymi odsetkami.
Wspominasz o wzorcach kulturowych z popkultury, które nas kształtują. Dlaczego jednak tak wielu widzów czy czytelników darzy większą sympatią postacie negatywne? Czytając romanse, kobiety wzdychają często do agresywnych, narcystycznych mężczyzn, traktujących bohaterkę przedmiotowo – oczywiście jej jednak udaje się go „naprawić”. Czy takie książki lub filmy nie są dla nas szkodliwe?
To jeden z najniebezpieczniejszych paradoksów popkultury. Uwodzimy się tymi postaciami, ponieważ mistrzowsko wykorzystują one nasze naturalne mechanizmy psychologiczne. Narcyz oferuje iluzję nieograniczonej uwagi, „mroczny bohater” obiecuje, że nasza miłość będzie miała moc uzdrawiającą – a to są narracje, które głęboko rezonują z naszymi potrzebami. Dlaczego to jest tak szkodliwe? Ponieważ te historie perwersyjnie przekłamują rzeczywistość. Przedstawiają toksyczność jako romantyczną burzliwość, a stalking jako dowód bezgranicznej pasji. W prawdziwym życiu nie „naprawiasz” toksyka – on „naprawia” cię z poczucia własnej wartości. Klucz leży nie w cenzurowaniu tych treści, ale w krytycznym odbiorze. To różnica między podziwianiem Hannibala Lectera jako dzieła sztuki aktorskiej a chęcią zaproszenia go na kolację. Prawdziwe niebezpieczeństwo zaczyna się wtedy, gdy przestajemy rozróżniać fascynację fikcją od akceptacji toksycznych wzorców w realnych relacjach. Te historie są jak ostrzeżenie na paczce papierosów – możemy „podziwiać” ich styl, ale powinniśmy świadomie rozumieć, co tak naprawdę „palimy”.
Poruszasz też kwestię wybaczenia; to według mnie bardzo ważny temat, często wybrzmiewający na terapiach. Mam wrażenie, że kiedyś dużo mówiło się, jak ważne jest wybaczenie komuś, kto nas skrzywdził, by móc iść dalej. Ty sam piszesz, że „wybaczenie bywa przeceniane” i wielu psychologów twierdzi, że wcale nie jest to istotny punkt terapii. I bez tego można ruszyć do przodu. W końcu jak wybaczyć komuś, kto nas krzywdził przez lata?
Wybaczenie bywa przeceniane, ponieważ w naszej kulturze otacza je aura niemal „magicznej” mocy uzdrawiania. Tymczasem współczesna psychologia podkreśla, że to nie wybaczenie, a akceptacja jest kluczowa dla zamknięcia przeszłości. Akceptacja nie oznacza usprawiedliwiania krzywd. To chłodne uznanie faktów: że coś bolesnego się wydarzyło, że osoba, która nas skrzywdziła, prawdopodobnie się nie zmieni i że my nie zamierzamy dłużej marnować na nią swojej energii życiowej. Wybaczenie pod przymusem – czy to społecznej presji, czy wewnętrznego poczucia, że „coś powinniśmy” – często staje się formą emocjonalnego oszustwa wobec siebie. Zamiast uwalniać, więzi nas w roli „szlachetnej ofiary”, która musi wykonać dodatkową, nierzadko tytaniczną pracę emocjonalną. Prawdziwe uwolnienie przychodzi często przez obojętność – stan, w którym oprawca i jego czyny przestają zajmować jakiekolwiek miejsce w naszej psychice. To nie jest wybaczenie. To jest emocjonalne bankructwo relacji, po którym następuje głębokie, wewnętrzne „już mnie to nie obchodzi”. I to jest całkowicie wystarczające, by iść dalej. Czasami najzdrowsze, co możemy zrobić, to nie wybaczyć, ale po prostu odzyskać swoją przestrzeń i zamknąć za sobą drzwi.
Wiele mówisz o stawianiu granic, o nauczeniu się, jak mówić „nie”, i wcieleniu tego w życie. Co, jeśli jednak ktoś ma z tym duży problem? Co doradziłbyś osobie, która czuje się winna, odmawiając, jest zaszczuwana przez środowisko, gdy próbuje walczyć o siebie?
Granice to nie mur z cegieł, który buduje się jednego dnia. To raczej mięsień, który drży przy pierwszym użyciu, bo przez lata nie był używany. To naturalne, że czujesz winę – zostałeś nauczona czy nauczony, że twoje „nie” jest egoizmem, a nie aktem samozachowawczym. Klucz leży przede wszystkim w trzech krokach. Po pierwsze, zacznij od mikroodmów – jak trening na siłowni, zaczynasz od najmniejszego ciężaru. Odmów zostania po godzinie, nieodbierania telefonu po dwudziestej drugiej. To nie jest wojna – to twoje samostanowienie. Po drugie, przeproś swoje sumienie z góry – powiedz sobie: „Wiem, że przez tydzień będę czuł się jak potwór. To dobry znak – oznacza, że mój stary mechanizm jeszcze działa, jednak wcale nie muszę go słuchać”. I po trzecie, potraktuj środowisko jak laboratorium – ludzie będą testować twoje nowe granice, bo burzysz stary, wygodny dla nich porządek. Ich reakcja to nie wyrok, tylko odczynnik chemiczny pokazujący, kto naprawdę szanuje twoje autonomiczne „ja”. Pora „oddzielić ziarno do plew”. Winna czuje się zawsze tylko jedna strona – ta, która przestała zgadzać się na bycie ofiarą. To nie ty łamiesz relację – ty jedynie przestajesz płacić emocjonalny haracz za jej utrzymanie.
W internecie umieszczasz filmiki, w których odgrywasz toksyczne zachowania – i ludzie są zaskoczeni, że robisz to tak wiarygodnie. No, nie ma się co dziwić, w końcu to zasługa twojego doświadczenia zdobytego na planie filmowym; byłeś też zresztą muzykiem, modelem i prowadziłeś program rozrywkowy. Czy branża rozrywkowa to miejsce, gdzie często można trafić na toksyczne osoby?
To tak, jakby zapytać, czy w dżungli pełnej rzadkich okazów można trafić na drapieżniki. Branża kreatywna, napędzana wizją, sławą i pieniędzmi, jest naturalnym ekosystemem dla toksyczności. To prawdziwa fabryka, laboratorium toksycznych relacji, gdzie pewne cechy nie są błędem systemu – one są jego paliwem. Dlaczego? Ponieważ kwitnie tu narcyzm – potrzeba bycia w centrum uwagi jest często błędnie utożsamiana z charyzmą. Ponieważ roi się od manipulantów, którzy traktują relacje jak transakcje: „jesteś mi potrzebny, dopóki mogę coś z ciebie wycisnąć”. I wreszcie – ponieważ chroniczna niepewność i odrzucenie są naszym chlebem powszednim, co tworzy glebę dla patologicznych mechanizmów przetrwania.
Widziałem, jak ludzie w ciągu tygodnia przechodzą z piedestału na śmietnik. Obserwowałem, jak „przyjaciele” znikają, gdy tylko spadniesz z list przebojów. To środowisko, które bezwzględnie nagradza trzy ciemne cechy osobowości: makiawelizm, psychopatię i narcyzm.
Moje wiarygodne odgrywanie tych ról bierze się stąd, że nie jest to dla mnie teoria. To odciski palców, które zostawili na mnie ludzie, których spotkałem. Moja sztuka to nic innego jak wierna dokumentacja tego, co przeżyłem. Branża medialna nie tworzy tych cech – po prostu daje im przestrzeń do rozkwitu w hiperbolicznej, jaskrawej formie. I właśnie dlatego musimy o tym mówić.
Spotykasz się z jakimiś negatywnymi komentarzami odnośnie do twojej działalności internetowej? Trafiasz na toksyków, którzy są wściekli, że zdradzasz ich wzorce zachowań, a tym samym wytrącasz im oręż z ręki?
Czy spotykam się z negatywnymi komentarzami? To tak, jakby zapytać, czy strażak spotyka się z ogniem. To nieodłączny element mojej pracy i najlepszy dowód na to, że trafiam w czuły nerw. Te komentarze to często nic innego jak potwierdzenie działania w realnym czasie. Kiedy opisuję np. mechanizm gaslightingu, a ktoś pisze: „jesteś przewrażliwiony, przesadzasz albo pewnie sam taki jesteś”, to nie jest krytyka – to demonstracja opisywanego zjawiska. Kiedy wyjaśniam technikę odwracania uwagi, a w komentarzach wybucha burza o moim wyglądzie – otrzymuję gotowy scenariusz. Jednak kluczowe jest rozróżnienie: nie każda krytyka jest toksyczna. Cenna krytyka kwestionuje argumenty, nie twoją osobę. Toksyczna krytyka ma na celu zdyskredytowanie i zranienie – personalne ataki, próby zawstydzenia, wypaczenie twoich intencji. Te reakcje to dla mnie emocjonalny wykrywacz kłamstw. Kiedy ktoś reaguje histerią czy agresją na samo słowo „toksyk”, pokazuje, że trafiłem w sedno. To znak, że odbieram im najpotężniejszą broń: niejawność ich mechanizmów. Najciekawsze jest to, że ci sami ludzie, którzy atakują, często godzinami śledzą moje treści. To najlepszy dowód na to, że dotykam prawdy, która ich dotyka – nawet jeśli jedyną reakcją, na jaką ich stać, jest wściekłość.
Dlaczego tak wiele osób, nawet jeśli czyta artykuły czy książki poświęcone toksycznym wzorcom zachowań, poznaje schematy zachowań, to przez długie lata nie potrafi wyjść na przykład z relacji z toksycznym partnerem? Czy twoja książka masz szansę im realnie pomóc?
To jeden z największych paradoksów ludzkiej psychiki: można doskonale rozumieć schemat intelektualnie, a jednocześnie być całkowicie bezsilnym, by go przerwać. Dlaczego? Pomiędzy głową a sercem leży przepaść wypełniona: więzią traumatyczną – ten narkotyk przemienności między cierpieniem a nagrodą, który uzależnia silniej niż logiczny argument; syndromem wyuczonej bezradności – głębokim przeświadczeniem, że „i tak nic ode mnie nie zależy”; erozją poczucia własnej wartości – gdy już nie wierzysz, że zasługujesz na coś lepszego; biologicznym przywiązaniem – nasz mózg ewolucyjnie pragnie przynależności, nawet jeśli ta przynależność nas niszczy. Wiedza teoretyczna bez instrukcji naprawy siebie jest jak posiadanie mapy skarbu bez łopaty. Czy książka napisana przez kogoś, kto sam był po uszy w tej sytuacji, ma szansę realnie pomóc? Wyszedłem z tego nie jako teoretyk, który przeczytał kilka podręczników, ale jako ktoś, kto sam brnął przez tę „ciemną dolinę” współuzależnienia, czuł, jak toksyczna relacja kradnie mu tożsamość, i wie, jak wygląda prawdziwa walka o odzyskanie siebie. Dlatego moja książka to nie jest sucha teoria – to szczegółowy plan ewakuacji napisany przez kogoś, kto sam przeszedł tę drogę. Zna każdy zakręt, każdą pułapkę i każdą deskę ratunku, której sam musiałem się chwytać.
Kiedy czytasz radę kogoś, kto „tylko studiował” toksyczne relacje, otrzymujesz mapę. Piszę do ciebie nie jako ekspert, tylko jako ktoś, kto sam szukał kiedyś takiej książki. Napisałem ją w nadziei, że stanie się tym, czego sam potrzebowałem w najciemniejszym momencie – latarnią i równocześnie dłonią wyciągniętą do osoby, która utknęła tam, gdzie ja kiedyś.
Materiał powstał we współpracy z wydawnictwem NieZwykłe.

1 tydzień temu
10






English (US) ·
Polish (PL) ·