Dwaj giganci płacą mniej podatku w Polsce niż WP. Prezes firmy: "To nie fair"

5 dni temu 9
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Wirtualna Polska Holding miała w 2024 r. 55,5 mln zł bieżącego zobowiązania podatku dochodowego (CIT) w Polsce. - To więcej niż Google Poland i Facebook Poland razem wzięte, mimo że ich łączne przychody przekraczają nasze trzykrotnie - mówi nam prezes WP Holding Jacek Świderski. Dane te pokazują szersze zjawisko: jak pieniądze z Polski wypływają m.in. do Irlandii, a szanse na uszczelnienie tego systemu są coraz mniejsze.

Według dostępnych danych, spółka Google Poland osiągnęła w Polsce 1,53 mld zł przychodów i miała 45,1 mln zł tzw. zobowiązania bieżącego podatku dochodowego, a Facebook - 1,82 mld zł przychodów i zaledwie 9,6 mln zł bieżącego zobowiązania podatku. Łącznie: 54,7 mln zł.

- Tymczasem nasze przychody wyniosły 1,36 mld zł, a podatek 55,5 mln zł - podkreśla prezes Wirtualna Polska Holding Jacek Świderski w rozmowie z money.pl. Nawet jeśli do puli dorzucić drugą spółkę Google w Polsce - Google Cloud Poland (658 tys. zł zobowiązania), łączna kwota zobowiązania bieżącego tych trzech podmiotów (55,3 mln zł) jest mniejsza niż WP Holding.

- Inaczej mówiąc: mimo że zarabiamy wielokrotnie mniej, do wspólnej kasy dokładamy się bardziej - wskazuje Świderski. 

Prezes Wirtualnej Polski, zapytany przez nas o to, czy w takiej sytuacji możemy mówić już o poczuciu nieuczciwej konkurencji, odpowiada wprost:

To jest moralnie nieuczciwe w stosunku nie tylko do Wirtualnej Polski, ale przede wszystkim do Polski i samych Polaków. Według badań rynkowych biznes reklam w wyszukiwarkach wart jest 3 mld zł rocznie. A w Polsce jest praktycznie tylko jedna wyszukiwarka. To jak Google Poland z wszystkich biznesów, również tych poza wyszukiwarką np. YouTube, może mieć tylko 1,5 mld zł przychodów? Czas o tym głośno powiedzieć, bo żarty i harce podatkowe skończyły się w momencie wybuchu wojny w Ukrainie. Płacimy miliardy za amerykański sprzęt wojskowy, a z drugiej strony przymykamy oko na wątpliwe moralnie zachowania naszych partnerów, gdy chodzi o zrzucanie się do wspólnej, polskiej kasy. Wirtualna Polska - jak każda polska firma - płaci podatki tam, gdzie prowadzi działalność. Nie wyprowadzamy przychodów za granicę. Nie wystawiamy faktur polskim firmom, za reklamę w Polsce, w polskich złotych z irlandzkiej spółki. W Irlandii obowiązuje waluta euro, a nie złoty. Konkurujmy, ale grajmy fair - mówi Świderski.

Podatek CIT płacony przez Facebooka i Google w Polsce

Trzeba wyjaśnić, że podatek dochodowy (CIT) płaci się - jak nazwa wskazuje - od dochodu, który naturalnie jest znacznie niższy od przychodu. W przypadku naszych wyliczeń wzięliśmy pod uwagę tzw. zobowiązanie bieżące podatku dochodowego, które nie uwzględnia zmiany stanu rezerw czy aktywów z tytułu odroczonego podatku i nieco lepiej pokazuje skalę CIT, które uiszczać powinien dany podmiot.

Gdyby spojrzeć po prostu na kwotę łącznego CIT wykazaną w sprawozdaniach spółek, to nadal Google Poland (37,8 mln zł) i Facebook Poland (10,6 mln zł) odnotowują razem mniejszą daninę (48,6 mln zł) niż WP Holding (50,5 mln zł). A jeśli pod uwagę ponownie wziąć spółkę Google w Polsce - Google Cloud Poland, łączna kwota CIT trzech spółek córek gigantów w Polsce wyniosła w 2024 r. 51,5 mln zł. Czyli nieproporcjonalnie mało w stosunku do Wirtualnej Polski czy innych polskich podmiotów.

Wszystko więc rozbija się o koszty. Facebook Poland w 2024 r. poniósł 1,6 mld zł "kosztów sprzedaży", które odpowiadają za znaczące obniżenie dochodu firmy w Polsce. Co jednak kryje się pod tym hasłem - nie wiadomo. Jak sugerowali wówczas eksperci z branży technologicznej, mogą to być np. opłaty do centrali w Europie za korzystanie z technologii czy znaku towarowego. 

Zapytaliśmy wówczas spółkę, co konkretnie oznacza ta kwota oraz czy Facebook Poland płaci jakiejkolwiek spółce z grupy Meta za korzystanie ze znaku towarowego. W odpowiedzi otrzymaliśmy informację, że "wszystkie publicznie dostępne informacje znajdują się w sprawozdaniu finansowym". Nie ma w nim jednak dokładnego wyjaśnienia, co zawiera się w punkcie "koszty sprzedaży". 

W rozmowie z "Wprost" wyjaśnił to zjawisko Piotr Juszczyk, główny doradca podatkowy InFaktu. - Taka struktura, czyli zmniejszanie dochodów np. poprzez zakup licencji i innych usług ze spółki matki, prowadzi do zadziwiającego rozwarstwienia: usługi cyfrowe generują ogromne przychody, które jednak rzadko przekładają się na realne wsparcie dla polskiego budżetu - zwrócił uwagę Juszczyk. 

W przypadku Google model jest nieco inny. Firma ta biznes reklamowy, stanowiący istotną część przychodów w Europie, rozlicza bowiem za pomocą spółki z Irlandii: Google Ireland Limited. To ona często wystawia faktury klientom w Polsce - i to w polskiej walucie. W efekcie przychody z polskich biznesów, które płacą Google'owi za reklamy, trafiają do Irlandii, gdzie podatek CIT jest znacznie niższy niż w Polsce - wynosi 12,5 proc. wobec 19 proc. w naszym kraju. 

Google z Irlandii fakturuje klientów w Polsce

Tym samym duża część przychodów giganta, choć wypracowana w poszczególnych krajach - tak jak w Polsce - rozliczana jest w Irlandii. Dla krajowych budżetów oznacza to po prostu utratę potencjalnych wpływów. Zapytaliśmy Google o to, jaki jest cel fakturowania klientów w Polsce przez irlandzką spółkę oraz jaką część przychodów Google Poland ma z reklam i innych usług, a także jakie koszty powodują, że dochody spółki w naszym kraju są tak niskie.

W odpowiedzi Google Poland stwierdza, że "rozumie, iż kwestia opodatkowania globalnych podmiotów jest ważnym tematem w debacie publicznej" i firma "od dawna wspiera reformę międzynarodowego systemu podatkowego". Konkretnie, Google globalnie popiera inicjatywę, wedle której "więcej praw do opodatkowania jest przenoszonych do krajów, w których produkty i usługi są konsumowane". "Zatem eksport z USA, włączając eksport rozwiązań technologicz­nych, mógłby być obciążony większym podatkiem dochodowym za granicą, nato­miast zagraniczne przedsiębiorstwa eksportujące do USA płaciłyby więcej na rzecz amerykańskiego fiskusa" - wskazywała spółka w swoim oświadczeniu z 2021 r., do którego nas odsyła. 

Nie otrzymaliśmy odpowiedzi na pytanie, dlaczego i po co Google fakturuje klientów z Polski za pomocą spółki w Irlandii. "Taka struktura jest powszechnie stosowana przez spółki zależne międzynarodowych firm z różnych branż" - napisało biuro prasowe Google Poland w odniesieniu do sprawy irlandzkiej spółki.

Firma wskazała zarazem, że największą część kosztów Google Poland stanowią "wydatki związane z funkcjonowaniem największego w UE centrum inżynieryjnego, które zatrudnia ponad 2 tys. wysoko wykwalifikowanych specjalistów".

Optymalizacja podatkowa w świetle prawa

Warto przy tym podkreślić, że w 2023 r. kwoty były podobne: Google osiągnęło ponad 2 mld zł przychodów, a podatku dochodowego zapłacił 51 mln zł. Facebook miał 1,47 mld zł przychodów i 11,2 mln zł podatku. Dla porównania, w Irlandii Google zapłaciło w 2023 r. podatek w kwocie 587 mln euro, czyli ok. 2,5 mld zł - efektywnie 16 proc. swojego zysku przed opodatkowaniem. Zarazem spółka wypłaciła Alphabetowi - swojej spółce matce z USA - dywidendę w wysokości 5 mld dol. 

Oczywiście, modele działalności i rozliczania podatków obu tech gigantów są w świetle prawa w pełni legalne. O tym, gdzie firma ma płacić podatki, decyduje bowiem zasada rezydencji - podmiot płaci tam, gdzie ma siedzibę, a nie skąd czerpie przychody. 

Zarazem, jak wskazywał w rozmowie z Portalem Samorządowym Piotr Nowicki z kancelarii doradztwa podatkowego CMS, poszczególne kraje obejmują tzw. umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania. Służą one temu, by jedna firma nie została opodatkowana dwa razy przez dwa różne kraje za te same dochody. - Te umowy były tworzone wiele lat temu i nie przystają do czasów internetu. Dotyczą głównie fizycznych aspektów, jak np. budynki, i nie obejmują opodatkowaniem np. platform internetowych - wskazywał. 

W efekcie główne siedziby i działalność big techy mają w Irlandii, a w pozostałych krajach podatki płacą ich mniejsze spółki córki. W całej Europie to podejście jest krytykowane jako sposób na optymalizację podatkową tak, by giganci płacili na Starym Kontynencie - i w poszczególnych państwach - jak najmniejsze daniny.

"To nie fair". Polskie firmy mają pod górkę

Prezes Wirtualnej Polski nie ma wątpliwości, że trudno to uznać za uczciwe warunki konkurencji. - Globalni giganci stosują modele, które pozwalają im drenować lokalne rynki i pozostawiać po sobie minimalne zobowiązania. To nie tylko kwestia podatków. To kwestia reguł gry, które dziś faworyzują big techy kosztem polskich firm - zaznacza Jacek Świderski. I dodaje:

To nie fair, że firma, która działa na polskim rynku, sprzedaje polskim klientom usługi reklamowe, rozlicza się w polskiej walucie i prowadzi tu działania operacyjne, może legalnie unikać opodatkowania w Polsce, bo wystawia faktury z innego kraju.

Również Piotr Mieczkowski, członek zarządu Krajowej Izby Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji, mówi wprost: "to nie jest fair wobec polskich firm".

- Pozaeuropejscy giganci technologiczni, korzystając z fakturowania z krajów o niższych stawkach podatkowych, jak Irlandia, optymalizują swoje obciążenia podatkowe, co pozwala im płacić w Polsce znacznie niższe podatki niż lokalne przedsiębiorstwa. Często ponoszą opłaty np. za markę, transferując zyski do siedziby głównej. To narusza zasadę równego traktowania (ang. level playing field), stawiając polskie firmy w gorszej pozycji konkurencyjnej. Polskie przedsiębiorstwa, szczególnie MŚP, nie mając takich możliwości optymalizacji, ponoszą wyższe koszty, co ogranicza ich zdolność do inwestycji i rozwoju - wskazuje Mieczkowski. 

Sprawiedliwe byłoby wprowadzenie mechanizmów, które zapewnią, że podatki płacone są tam, gdzie generowana jest wartość, czyli w kraju konsumenta - zaznacza Mieczkowski.

Jak gigant przesyłał pieniądze na Bermudy

Trzeba przy tym przypomnieć, że teraz i tak zasady cyfrowej konkurencji są odrobinę "równiejsze" niż jeszcze kilka lat temu. Tak się bowiem składa, że przed 2020 r. Google korzystało z luk w prawie podatkowym UE. 

Jak opisywał holenderski nadawca publiczny NOS, pozwalały one na uniknięcie płacenia podatków od zysków w Europie. Metoda ta zwana była "podwójną irlandzką kanapką" albo "holenderską kanapką". Polegała ona na posiadaniu spółki zarejestrowanej w Holandii, która transferowała za pomocą opłat licencyjnych przychody uzyskane przez koncern poza USA do irlandzkiej spółki (Google Ireland Holdings) zarejestrowanej na Bermudach, która z kolei była całkowicie zwolniona z podatku dochodowego. 

Według wyliczeń NOS, w ciągu siedmiu lat (2012-2019) Google przetransferowało w ten sposób na Bermudy 128 mld euro. I miało uniknąć dzięki temu 38 mld euro podatków, które musiałoby zapłacić w USA. Tech gigant odpowiadał wówczas, że obliczenia te są oparte na "fikcyjnym scenariuszu", a firma uiszczała podatki na całym świecie, w tym w 80 proc. w USA. Nie wyjaśniła jednak, ile ostatecznie zapłaciła danin z tych 128 mld euro, które trafiły na Bermudy.  

Irlandia uszczelniła swoje prawo w 2014 r. i dała korporacjom kilka lat na dostosowanie do nowych zasad. Ostatecznie Google od 2020 r. nie może już tego robić. To jednak pokazuje, że tech-gigantom nie są obce praktyki prowadzące do takiej optymalizacji, by płacić - nie tylko w Europie - jak najmniejsze podatki.  

"UE powinna masowo wprowadzić podatek cyfrowy"

Dlatego zapytaliśmy Jacka Świderskiego i Piotra Mieczkowskiego również o to, czy ich zdaniem UE powinna uszczelnić system podatkowy, w którym giganci - jak Google - posiadają spółki w Irlandii i to nimi fakturują biznesy w Polsce. 

- Unia Europejska nie może dalej tolerować modelu, w którym cyfrowy zysk powstaje w Warszawie, a podatek ląduje w Dublinie. Potrzebne są mechanizmy, które wiążą miejsce generowania wartości z miejscem zapłaty podatku. Inaczej europejskie rynki technologiczne i reklamowe będą coraz bardziej kolonizowane przez te podmioty - uważa Świderski. 

Zdaniem prezesa WP Holding, podatek cyfrowy - jeśli zostanie zaprojektowany mądrze i "konsekwentnie wdrożony" - może zwiększyć konkurencyjność na cyfrowym rynku. - Nie chodzi o karanie globalnych firm za ich sukces. Chodzi o to, żeby każdy, kto działa na danym rynku, płacił tu też uczciwą daninę. Na razie jednak większym problemem jest fakt nierozpoznawania wszystkich przychodów, więc jak wdrożyć podatek od nieistniejących przychodów? - podkreśla Świderski. 

I przekonuje, że w reklamie cyfrowej "mamy dziś sytuację, w której Google jednocześnie kontroluje wyszukiwarkę, infrastrukturę reklamową, system licytacji i pośrednictwa". - Żadna lokalna firma nie ma szans wygrać z takim układem, jeśli nie zbudujemy równych reguł - ocenia prezes WP Holding. W jego opinii podatek cyfrowy może być jednym z narzędzi wyrównania tej sytuacji, ale "równie ważne są regulacje antymonopolowe i wzmocnienie europejskich platform". 

- Wirtualna Polska od lat rozwija własną infrastrukturę reklamową i chmurową. Tak jak wiele polskich firm, mamy kompetencje, mamy zespoły, mamy ambicje. Potrzebujemy tylko uczciwego pola gry - dodaje. 

Piotr Mieczkowski również mówi jasno: "UE powinna wprowadzić masowo podatek cyfrowy (np. od reklamy cyfrowej) lub uszczelnić obecne przepisy". - Tak, aby przeciwdziałać praktykom optymalizacji podatkowej, które osłabiają konkurencyjność europejskich firm - wskazuje. 

Podatek cyfrowy, oparty na przychodach generowanych w danym kraju, mógłby zapewnić, że duże firmy płacą podatki tam, gdzie działają ich konsumenci, a nie w rajach podatkowych lub sprzyjających im jurysdykcjach. To zwiększyłoby sprawiedliwość podatkową, wsparło lokalne firmy i wzmocniło konkurencyjność Europy - tłumaczy członek zarządu KIGEiT. 

- Kluczowe jest jednak, by takie regulacje były jednolite w całej UE, aby uniknąć fragmentaryzacji i dalszych nierówności. Ideałem byłoby wprowadzenie takich zasad na poziomie np. krajów OECD - podkreśla Mieczkowski. 

Konieczność wprowadzenia takiego podatku w wypowiedziach z marca 2025 r. popierała też Katarzyna Szymielewicz, prezeska Fundacji Panoptykon. - Rząd nie powinien dłużej tolerować sytuacji, w której wielkie firmy technologiczne czerpią gigantyczne, a zarazem nieopodatkowane zyski z modelu biznesowego, który jest społecznie szkodliwy, bo eksploatuje dane osobowe i uwagę ludzi, naruszając ich prawa podstawowe - mówiła w rozmowie z PAP. - Jeżeli nie chcemy utknąć w relacji kolonialnej zależności, musimy sięgnąć po mocniejsze karty. Opodatkowanie sektora cyfrowego jest jedną z nich - podkreślała.  

UE wycofuje się z planu podatku cyfrowego

Warto odnotować, że nieoficjalna informacja o odejściu od podatku cyfrowego pojawiła się w piątek 11 lipca, a prezydent USA w sobotę ogłosił, że nakłada cła na UE od 1 sierpnia. W ocenie ekonomisty Piotra Kuczyńskiego, Unia pokazała tym samym "miękkie podbrzusze" i "liczy na łaskawość Amerykanów". 

Jacek Świderski wskazuje w rozmowie z nami, że jeśli UE faktycznie zrezygnuje z unijnego podatku cyfrowego, to "na pewno polski rząd też odpuści" krajową daninę. 

W związku z tym powinniśmy się skupić na wywarciu presji na zagraniczne podmioty, aby rozpoznawali swoje polskie przychody w Polsce, a nie w Irlandii. Plus, oczywiście, powinniśmy motywować polskie organy podatkowe do sprawdzania wszelkich transferów mających na celu zwiększenie bazy kosztowej w Polsce, bo rentowność tych podmiotów w naszym kraju, mimo ich monopolistycznej pozycji, jest zuchwale niska - przekonuje Świderski. 

Co z polskim podatkiem cyfrowym?

Losy polskiego projektu nie są jednak przesądzone. W minioną sobotę zapytaliśmy Ministerstwo Cyfryzacji, czy doniesienia o wycofaniu UE z unijnego podatku cyfrowego zmieniają plany rządu w tym zakresie. "W ministerstwie trwają i są na ukończeniu analizy dotyczącego racjonalnego modelu podatku cyfrowego" - odpowiedział nam zespół prasowy MC. 

Przypomnijmy: minister Krzysztof Gawkowski chce wprowadzenia podatku cyfrowego w Polsce, by "przetransferować zyski od potężnych globalnych korporacji, niezależnie od miejsca ich pochodzenia, do budżetu". Miałyby one "pracować na rzecz rozwoju polskich firm technologicznych, wspierać startupy, przedsiębiorstwa chmurowe czy tworzenie jakościowych treści przez media". 

Plany Gawkowskiego szybko spotkały się z oporem Amerykanów. Krytykował to m.in. Thomas Rose, nominowany na ambasadora USA w Polsce. Deklarował, że jeśli pomysł wejdzie w życie, to "prezydent Trump się odwzajemni". Gawkowski odpowiadał na to, że nie zamierza się jednak wycofywać. - Czas, w którym jakiekolwiek państwo, nawet mocarstwo uważa, że ktoś będzie lennem innego państwa, skończył się - mówił wówczas minister. 

W wywiadzie dla money.pl wtórował mu wiceminister cyfryzacji Dariusz Standerski, który przypominał, że podatki takie nałożyły już m.in. Francja czy Włochy. - Relacje włosko-amerykańskie czy francusko-amerykańskie jakoś szczególnie nie ucierpiały ani przy poprzedniej, ani przy obecnej administracji amerykańskiej. W związku z czym nie widzę tutaj jasnego przełożenia. Państwa, w których wprowadzono podatek od usług cyfrowych, to wcale nie są przykłady rzucania rękawic big techom czy też retorsji - mówił Standerski. 

Obecnie podatki cyfrowe obowiązują chociażby w Wielkiej Brytanii (2 proc.), Francji, Hiszpanii i Włoszech (3 proc.), Austrii (5 proc.), ale też na Węgrzech czy w Turcji (7,5 proc.). 

Wiceminister Standerski wyjaśniał też, że podatek wyrównałby sytuację także na rynku telekomunikacyjnym. - (...) Jeżeli chodzi o podatek cyfrowy, to mamy dwa cele. Cel fiskalny i kwestia sprawiedliwego ułożenia kontrybuowania do rynku. Dzisiaj do niego dokładają się tylko operatorzy telekomunikacyjni. Mają opłatę telekomunikacyjną ustanowioną ponad 20 lat temu i bardzo często przychodzą do ministerstwa i mają słuszne obserwacje, że oni płacą na rozwój cyfryzacji państwa, z którego korzystają również inni usługodawcy, którzy się nie dorzucają. I oni nas pytają, gdzie tu jest sprawiedliwość - zaznaczył wiceminister.  

Rząd PiS zrezygnował, a Donald Tusk nie zadeklarował

Pamiętać przy tym trzeba, że wcześniej rząd PiS chciał wprowadzić podatek cyfrowy i składał w tej materii konkretne deklaracje. We wrześniu 2019 r. gabinet Mateusza Morawieckiego wycofał się jednak z tego planu, a poinformował o tym… ówczesny wiceprezydent USA, Mike Pence. Zaznaczając, że Ameryka przyjmuje tę decyzję "z głęboką wdzięcznością". Morawiecki tłumaczył następnie, że Polska wdroży rozwiązania unijne, gdy te się pojawią.   

Aktualny rząd też nie wydaje się zdeterminowany - poza Ministerstwem Cyfryzacji - by wprowadzać podatek cyfrowy. Ministerstwo Finansów stwierdziło w marcu 2025 r., że nie prowadzi prac nad takim podatkiem. Premier Donald Tusk podsumował zaś sprawę równie krótko, co mało stanowczo: "Może nałożymy, może nie nałożymy". 

Wirtualna Polska Holding jest właścicielem serwisu money.pl.

Michał Wąsowski, zastępca szefa redakcji money.pl

Przeczytaj źródło