- Ministerstwo Edukacji Narodowej w końcu ogłosiło, ilu uczniów chodzi na lekcje edukacji zdrowotnej
- W roku szkolnym 2025/2026 na te zającia zapisanych zostało 920 925 uczniów, czyli około 30 proc. uprawnionych
- Największą frekwencję odnotowano w Wielkopolsce, gdzie uczestniczy 38,59 proc. uczniów, a najmniejszą na Podkarpaciu z wynikiem 17,19 proc.
- Przypominamy rozmowę na temat edukacji zdrowotnej z ministrą Barbarą Nowacką w programie "Miodowa 15" na Kanale Gospodarczym
- Rozmawialiśmy kilka dni po tym, jak rodzice podejmowali wybór, dane na temat uczestnictwa w zajęcjach dopiero wówczas spływały, nie było jeszcze wiadomo, ilu uczniów zostanie na nie zapisanych
- - Myślę, że wpływ na to będzie miało też to, jak są organizowane te zajęcia w poszczególnych szkołach. Ale pewnie to nie będzie wielki procent młodzieży, która się zapisze - mówiła szefowa MEN
"Ten przedmiot powinien być obowiązkowy"
Zapisała pani dziecko na edukację zdrowotną?
Oczywiście. I namawiam wszystkich, żeby zapisywali dzieciaki, by miały wiedzę i kompetencje, które są szansą na całe życie.
Nie każdy polityk mówił otwarcie o tym, czy zapisał swoje dzieci. Prezydent natomiast publicznie ogłosił, że ich nie zapisał.
Nie chwaliłabym się na miejscu rodziców ignorancją.
Oceniała pani brak wprowadzenia obowiązku edukacji zdrowotnej jako porażkę. Czy można było jakoś uniknąć tej porażki?
Ten przedmiot powinien być obowiązkowy. Po pierwsze dlatego, że jest szalenie potrzebny i od lat o tym mówią wszystkie środowiska medyczne, uczniowskie, organizacje pozarządowe. Doskonale wiemy, że potrzebna jest nam wiedza o zapobieganiu chorobom, żeby potem uniknąć konieczności ich leczenia.
Ten przedmiot jest odpowiedzią na wiele wyzwań, w tym wyzwań cywilizacyjnych, problemu uzależnień, higieny cyfrowej, braku ruchu czy kompetencji dotyczących chociażby samobadania.
Dajmy dzieciakom tę szansę w szkole. Bardzo chcieliśmy, żeby był to przedmiot obowiązkowy, ale ze względu na polityczną burzę, to się w tym roku nie udało.
Będzie pani dążyć do tego, żeby był docelowo obowiązkowy?
Stoję na tym stanowisku, że lepiej byłoby, i dla przedmiotu, i dla naszego społeczeństwa, żeby wiedza o zdrowiu była powszechna, żeby był to przedmiot taki, jak każdy inny, czyli obowiązkowy. Natomiast rozumiem też pewne napięcia, które się tu pojawiły - również po stronie partii rządzących.
Ale to, co wyprawiał Kościół i prawica, przekraczało i przekracza ludzkie pojęcie, bo tylu kłamstw i manipulacji dawno nie słyszeliśmy ani z mównic, ani z ambony.
Przypominam akcję szczepień HPV w szkołach, gdy zwolennicy jednego z europosłów wdzierali się do szkół. Teraz wiemy, że szkoły trzeba chronić przed takim wzmożeniem ideologicznym.
Kościół nie poparł edukacji zdrowotnej. To zemsta?
Pani ministro, ale o tym, że takie reakcje będą, wiedziała pani już wcześniej - jest pani w polityce od dawna. Te emocje nie były zaskoczeniem. Jaka więc była strategia na to, żeby nie dopuścić do tego rodzaju eskalacji albo żeby rzeczywiście móc dobrze wprowadzić ten obowiązek razem z koalicjantami?
Podejmowaliśmy oczywiście pewne działania, natomiast trzeba pamiętać, że wokół nas jest polityka, która często zmienia nawet najbardziej ambitne czy potrzebne plany, tego czy innego resortu.
Co zrobiliśmy? Po pierwsze zatrudniliśmy ekspertów, którzy tworzyli podstawę programową. Tworzyli ją nie politycy: to nie byli ludzie o tych samych poglądach. To były osoby wydelegowane przez Ministerstwo Zdrowia, Ministerstwo Sportu i wskazani oraz zaproszeni do pracy przez resort edukacji. Były tam różne osoby: lekarze, specjaliści od sportu, od ruchu, od odżywiania, nauczyciele-praktycy. W gronie tych specjalistów był także ksiądz. Właśnie po to, żeby uniknąć opowieści o tym, jak ten program jest upolityczniony. Tylko przeciwnicy nie chcą widzieć, że powstał w konsensusie pomiędzy ludźmi z różnymi wrażliwościami, różnymi poglądami i różnymi decyzjami wyborczymi.
Ponadto zostały przeprowadzone szerokie konsultacje publiczne, w wyniku których wprowadzaliśmy zmiany. Po trzecie w końcu współpracowaliśmy z nauczycielami i dyrektorami szkół. Otworzyliśmy studia podyplomowe - po raz pierwszy w historii MEN z uczelniami, które zajmują się zdrowiem, z uniwersytetami medycznymi, żeby zwiększyć profesjonalizm.
Jest to przedmiot bardzo obszerny, który można prowadzić w zespole. Na przykład dział dotyczący diety i ruchu może prowadzić nauczyciel WF-u, a dział dotyczący zdrowia czy zdrowia seksualnego, dojrzewania - nauczyciel przyrody lub biologii, bo oni mają już te doświadczenia ze swoich przedmiotów.
Z drugiej strony, jako że właśnie jest tak szeroki, to włożenie całej edukacji zdrowotnej do jednego czy drugiego działu, tak jak to było do tej pory, też poniekąd rozmywało problem, bo nie było połączeń pomiędzy obszarami, a przecież zdrowie to wszystko. To ciało, to umysł, profilaktyka, to każdy aspekt - od kardiologii przez neurologię po zdrowie seksualne.
Wreszcie mieliśmy też kampanie promocyjne w małych miejscowościach - na pocztach, dworcach, w mediach lokalnych. Wysłaliśmy materiały do szkół.
Przy szczepieniach też nie chodzi tylko o to, czy ludzie powinni się szczepić, tylko jak uwzględnić w polityce fakt, że część ludzi się temu sprzeciwia. Czy wiedząc to, można przygotować się do tego, żeby tę część społeczeństwa przekonać? Czy rozmawialiście ze środowiskiem kościelnym, żeby spróbować, żeby był sojusznikiem tego rozwiązania?
Oczywiście. Miałam spotkania z episkopatem, choć nie muszę tego z nimi negocjować. I podczas spotkań był poruszany temat edukacji zdrowotnej. Okazało się, że jest to skomplikowane. Mianowicie - jako minister oświaty - odpowiadam też za to, w jaki sposób realizowane są zapisy dotyczące lekcji religii w szkołach. Zmieniłam rozporządzenie i od tego roku jest jedna lekcja religii zamiast dwóch na pierwszej lub ostatniej lekcji....
Sugeruje pani, że Kościół nie poparł edukacji zdrowotnej w ramach rewanżu?
Dominikanin Ojciec Górzyński w jednym z wywiadów przyznał, że to zemsta. A jeden z bardzo konserwatywnych publicystów niedawno w rozmowie powiedział, że Kościół chciał odnieść jakiś triumf i sukces, bo przegrał. Dowodem na to jest odpływ uczniów z lekcji religii.
Przegrał? Przecież lekcje edukacji zdrowotnej nie są obowiązkowe, a dodatkowo właśnie został przyjęty do dalszych prac projekt mówiący o przywróceniu religii wraz z ocenami. Głosowała za nim część posłów koalicji rządzącej...
Został przyjęty do dalszych prac. Uważam, że to błąd, że koalicja 15 października w tej sprawie nie głosowała wspólnie przeciw. Tym bardziej, że jest to projekt, który daleko wykracza poza zapisy konkordatu i gwarantowanego w Polsce prawa do wolności w obszarze sumienia, czyli m.in. religii.
Tu pojawiają się wątpliwości wręcz konstytucyjne. Państwo nie powinno zbierać informacji dotyczących wyznania: a w tym momencie, kiedy dziecko będzie się zapisywać, siłą rzeczy państwo będzie zbierało dane dotyczące jego wyznania. To jest też naruszenie prawa rodziców do prywatności, wolności, wyznania. Projekt został przygotowywany przynajmniej częściowo przez ludzi związanych z Ordo Iuris i jestem trochę zdziwiona postawą, szczególnie posłów z "Polski 2050", że zagłosowali za procedowaniem tego projektu.
Kościół jest w kryzysie. Mały triumf w parlamencie nie zmienia sytuacji, że Kościół stracił zaufanie społeczeństwa na gigantyczną skalę w ostatnich latach.
"Zrobiliśmy dużo, na pewno można było więcej"
Pani ministro, ale w pewnym sensie można, jeżeli by przyjąć taką narrację - kto wygrał, kto przegrał - to może pewnie myśleć, że Kościół jednak tę batalię, jeżeli chodzi o edukację zdrowotną, wygrał.
To prawda, że ma teraz większy wpływ na to, żeby namówić rodziców, żeby nie zapisywali na te lekcje.
Zrobiliśmy dużo, na pewno można było więcej. Zawsze można więcej. Ale pewne rzeczy też są fake newsami i właśnie w sferze mitów: na przykład zarzut, że ministerstwo nie wydało podręczników – ale ono w ogóle ich nie wydaje.
Bo podręcznika nadal nie ma. To zaskakujące...
Ale przecież my nie mamy na to wpływu. Ministerstwo nie prowadzi działalności wydawniczej. Są wydawnictwa, które przecież mogą się zgłosić. Nikt się nie zgłosił. Teraz dopiero kończą przygotowanie podręcznika, bo o ile wiem - do ministerstwa właśnie trafił do akceptacji. Ale to się wydarzyło teraz, a nie parę miesięcy temu.
O czym to świadczy, jeżeli wydawnictwa nie były zainteresowane? To może trzeba było jednak stworzyć jakiś taki podręcznik ministerialny?
Jeszcze raz: nie jesteśmy wydawcą, ale poprosiliśmy, właśnie wychodząc naprzeciw potrzebom, żeby ci, którzy współtworzyli podstawy programowe, przygotowali materiały dla nauczycieli, które są umieszczone w zintegrowanej platformie edukacyjnej.
Każdy nauczyciel może tam wejść, zalogować się, zobaczyć materiały, które pomogą mu przygotować się do lekcji. My też nie chcemy nauczycielom mówić dokładnie, co mają robić. Te ramy są dostosowane i do wieku uczniów, i do pewnych specyfik grup. Inaczej przecież będzie przebiegała lekcja w czwartej klasie szkoły podstawowej. Inaczej będzie przebiegała w trzeciej klasie technikum, a inaczej w pierwszej klasie szkoły branżowej. Więc też nie narzucamy zbyt wiele, dajemy szerokie kompetencje.
"Wystarczyło przeczytać podstawę programową. I mieć odrobinę życzliwości"
Ile procent się zapisało?
Rozmawiam z panią kilka dni po tym, jak rodzice podejmowali wybór. Dane dopiero spływają i pewnie będą różnice między województwami i regionami. Inaczej będzie zapewne w szkołach podstawowych, inaczej w szkołach ponadpodstawowych. Myślę, że wpływ na to będzie miało też to, jak są organizowane te zajęcia w poszczególnych szkołach. Ale pewnie to nie będzie wielki procent młodzieży, która się zapisze.
Będzie szkoła dwóch prędkości?
Obawiam się, że sposób podejścia do zdrowia i wiedzy będzie wynikał z uprzedzeń. A wystarczyło przeczytać podstawę programową i mieć odrobinę życzliwości. I też wszystkich do tego namawiam.
Cała dyskusja skupiła się na seksualizacji: to przeczytam fragment podstawy programowej. Uwaga. Klasa siódma i ósma, zdrowie seksualne, punkt trzeci: "Uczeń. Omawia kryteria świadomej zgody, identyfikuje elementy seksualizacji oraz presji związanej z podjęciem aktywności seksualnej obecne w mediach społecznościowych, środkach masowego przekazu, kulturze młodzieżowej oraz we własnym otoczeniu, a także wymienia sposoby przeciwdziałania im i radzenia sobie z nimi. Omawia elementy dojrzałego, świadomego i odpowiedzialnego przygotowania się do inicjacji seksualnej oraz wymienia konsekwencje przedwczesnej inicjacji seksualnej". I to jest nazywane seksualizacją?
Pada zarzut, że na przykład za mało się pojawia tematów związanych z małżeństwem, rodziną. Ale wróćmy do zdrowia, jesteśmy w końcu w programie "Miodowa 15".
W podstawie jest też część, która dotyczy wartości i oczywiście jest też o rodzinie, o budowaniu relacji - bo to wszystko ma wpływ na zdrowie. A przecież Kościół, który stawia te zarzuty, miał wspaniałą możliwość przez lata budować te wartości rodzinne. A to, co się wydarzyło, to spadek zaufania do Kościoła i rozluźnienie więzi. Rozmawialiśmy z przedstawicielami Kościoła o tym, jak ważne są wartości, ale jeżeli ktoś nie chce zrozumieć - to nie zrozumie. Na koniec Kościół sam zapłaci bardzo wysoką cenę za takie wchodzenie w politykę i za ideologizowanie przedmiotów.
Czy można było, wiedząc, że wywoła to takie emocje, być może w ogóle zrezygnować z obszaru dotyczącego zdrowia seksualnego. I zrobić np. osobny przedmiot? A zostawić w edukacji zdrowotnej tylko kwestię profilaktyki, praw pacjentów etc.
Tylko pani redaktor - zdrowie młodych osób to też kwestia ich dojrzewania. Jak omawiać dobrostan psychiczny, nie uwzględniając hormonów, które się pojawiają przy dojrzewaniu, jak rozmawiać chociażby o starzeniu się czy różnych chorobach, które mogą dotknąć młodych, na przykład endometriozie, bez tej rozmowy o elementach życia seksualnego? Dlaczego my mamy robić z tego tabu, szczerze? Nie powiemy ci o życiu seksualnym, bo Kościół się boi, że się dowiesz, jak przeciwdziałać seksualizacji albo złemu dotykowi.
Żeby ocalić przedmiot.
To byłoby robienie tabu z czegoś, co powinno być elementem dbania o zdrowie, podstawowej higieny. To by dopiero można pomyśleć, że rząd zachowuje się jak pani Dulska. Nie, nie będziemy uprawiać dulszczyzny, nie będziemy uprawiać kołtuństwa. Dzieciaki mają prawo dowiedzieć się również o tym, co się z nimi dzieje w czasie dojrzewania oraz jak zapobiegać złemu dotykowi.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
Dowiedz się więcej na temat:

1 tydzień temu
15




English (US) ·
Polish (PL) ·