"Newsweek": Jak wygląda wojna od tyłów?
Andrij Lubka: — Ma ludzką twarz. Na ulicy mijasz ludzi, których życie zależy od wojny, którzy są jakoś w tę wojnę uwikłani. Widzisz np. kobietę z dzieckiem i zaczynasz się zastanawiać, gdzie jest jej mąż. Wojna na tyłach jest codzienną grą, udawaniem, że wszystko jest w porządku, że nie jesteśmy na Titanicu, który właśnie idzie na dno. Nie mówię tylko o Ukrainie, ale i o całym świecie, który zwariował, na którym wszystko idzie ku gorszemu. I to na wielu różnych poziomach. My, Ukraińcy, jesteśmy w oku cyklonu, w epicentrum tego szaleństwa. Nasz świat się wali, a my uśmiechamy się, chodzimy na zakupy, pijemy dobrą kawę, oglądamy nowy film Wima Wendersa.