Korekta w polskich redakcjach to skarb, ale mało komu opłaca się ją utrzymywać [FELIETON]

6 dni temu 11
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Fot. Adam Jankowski / Reporter East News Fot. Adam Jankowski / Reporter East News

Dobra korektorka czy korektor to skarb dla redakcji. Taki ktoś, jeśli dobrze spełnia swoją funkcję, nie sprawdza tylko, czy bohater, pszczoła albo inna ósemka są dobrze napisane ortograficznie albo czy nie ma jakichś literówek. Korektor z prawdziwego zdarzenia pilnuje, by zdania miały sens, by były porządnie napisane stylistycznie oraz wyławia błędy merytoryczne.

Niestety to zawód wymierający, tak jak drukowana prasa. Bo print to taki „rezerwat” dla tej grupy zawodowej. Trudno sobie wyobrazić, że duży portal informacyjny, produkujący dziennie wagon tekstów, ma na pokładzie dział „Korekta”, który pracowicie (i najczęściej niezbyt szybko) czyta każdy tekst przed publikacją.

Czy to oznacza, że „w internetach” wszystko jest puszczone na żywioł? Nie jest. W teorii przed opublikowaniem tekstu wydawca powinien go przeczytać, doredagować, jeśli trzeba, poprawić błędy i dopiero wtedy opublikować. W praktyce bywa z tym różnie, biorąc pod uwagę specyfikę i tempo pracy w takiej redakcji. Dlatego trzeba doceniać dziennikarzy, którzy potrafią pisać w “czysty” sposób i którzy, przed wysłaniem tekstu do wydawcy, przeczytają go uważnie po napisaniu. A wbrew pozorom to nie takie oczywiste. 

Nie trzeba się zbytnio natrudzić, by wyłowić efekty takiego systemu publikowania artykułów. Służę przykładami. W Wirtualnej Polsce czytam:

Jak podaje "Rzeczpospolita", jeszcze przed wyborami w 2027 roku na scenie politycznej może pojawić partia.

Gdzieś w pośpiechu ktoś zjadł „się” i wyszło jak wyszło. Zwracam też uwagę, jak autor użył cudzysłowów. Im poświęcę później osobny akapit.

Na fakt.pl wzrok mój przykuło takie zdanie:

Na początku czerwca z Krakowa napłynęły tragiczne wiadomości. Thomas Kokosinski, amerykański biznesmen polskiego pochodzenia, który miał zainwestować w miejscową Wisłę.

No ale co się stało z tym amerykańskim biznesmenem? Z tekstu nie wynika, gdyż w zdaniu zabrakło… orzeczenia.

A tu czego zabrakło? Onet z wtorku 15 lipca informuje:

Dodatkowo jak donosi Eska, funkcjonariusze mieli być badani wariografem. Z naszych informacji wynika, że sami mieli zaproponowali przebadanie ich tym urządzeniem.

Zabrakło czujnego oka wydawcy. W innym tekście mamy przykład pokazujący, jak drobna literówka potrafi wykoślawić zdanie:

Na razie jeszcze nie wiadomo, czy proces ten jest odpowiedzialne za jakieś korzystne skutki dla zdrowia.

Newsletter WirtualneMedia.pl w Twojej skrzynce mailowej

Gdyby ten proces był odpowiedzialny, to by oko czytającego mniej bolało.

I przykład byka w podobnej kategorii. Tym razem kamyczek ląduje w naszym ogródku, bo to fragment tekstu w Wirtualnychmediach:

Nie zaszkodziło to Fundacji Lux Veritatis nadającej Telewizji Trwam.

Fundacji może i nie zaszkodziło, ale „i” zamiast „ę” na końcu słowa „Telewizji” zaszkodziło brzmieniu zdania.

Teraz kilka słów o cudzysłowach. Jako człowiek często (a nawet zbyt często) ich używający, zwracam szczególną uwagę na to, jak są stosowane. I cierpię, gdyż w tej kwestii panuje zasada, że… nie obowiązują żadne zasady.

Słownik Języka Polskiego PWN stawia rzecz tak: W druku i w rękopisach używa się najczęściej cudzysłowu o postaci: „ ” (tzw. cudzysłów apostrofowy), można też spotkać się z jego wariantem: ” ”; w publikacjach jednak wskazane jest użycie tego pierwszego.

W tekście z Interii znalazłem zdanie, które odsyła słownik na półkę, żeby nie przeszkadzał redaktorom:

To jeden z najważniejszych punktów "agresywnego planu" uzbrojenia dla Ukrainy, który prezydent USA ma przedstawić w najbliższym czasie.

Prawdziwą perłę wyłowiłem w tekście na wyborcza.pl. W jednym artykule mamy dobre i złe zastosowanie cudzysłowów. W leadzie czytamy:

Zgłaszają się do mnie osoby, których praca z perspektywy społecznego postrzegania określana jest jako "dream job", praca marzeń.

Nie wiem, czy to efekt refleksji redaktora czy takie nowatorskie podejście do zasad, ale w tekście wygląda to tak:

Zgłaszają się do mnie na coaching osoby, których praca z perspektywy społecznego postrzegania określana jest jako „dream job", praca marzeń.

Jest prawie dobrze. Dlaczego prawie? Zwróćcie uwagę, że zamykający cudzysłów (tzw. górny) ma inny styl niż dolny. A powinien mieć ten taki sam.

Powie ktoś, że aptekarz ze mnie. Że się czepiam szczegółów. Może i tak. Ale co mam zrobić, uczony zawodu w czasach, gdy przepuszczony byk był powodem do wstydu dla całej redakcji, że mnie oczy bolą na widok takich kwiatków.

A będzie z tym coraz gorzej. Od dobrych kilku lat pracuję ze studentami I roku na Uniwersytecie SWPS. To młodzież, która chce spełniać się zawodowo w dziennikarstwie, marketingu czy PR. Mocno stawiam podczas zajęć warsztatowych na pisanie. Patrząc na poziom niektórych prac, zastanawiam się, jak ci młodzi ludzie zdali pisemną maturę z języka polskiego…

Przeczytaj źródło