- Jak się dziś czujesz? Zmierz swój Indeks Dobrostanu Psychicznego!
- Więcej aktualnych wiadomości znajdziesz na stronie głównej Onetu
"Polubiłyśmy się z cukrzycą"
Monika zachorowała jako nastolatka. Miała 16 lat, kiedy jej organizm zaczął wysyłać sygnały, których nikt wcześniej nie zauważył. To miała być cukrzyca typu 1 — tak sądzili lekarze, tak też podpowiadały statystyki. Ale diagnoza zaskoczyła wszystkich: cukrzyca typu 2. Rzadkość w tym wieku.
— Wszyscy robili wielkie oczy — wspomina. Przez całe młode życie była pod ścisłą opieką diabetologiczną. Glikemia raz wyższa, raz niższa, ale zawsze w granicach normy. Na szczęście leczenie okazało się skuteczne. Jak jednak przyznaje Monika, choroba nie była przypadkiem, a geny mówiły swoje: jej mama i dziadek są cukrzykami. — Po prostu padło na mnie — mówi bez żalu i dramatyzmu.
Z czasem nauczyła się żyć z cukrzycą. — Polubiłyśmy się — mówi z uśmiechem. Nawet ciąża nie wytrąciła jej z równowagi, wszystko było pod kontrolą. A potem wydarzyło się coś, czego nie przewidziała ani ona, ani lekarze. Arytmia serca. Kolejny rozdział i kolejna walka.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoBól ucha, który zmienił wszystko
Monika od lat żyła w rytmie medycznych wizyt. Diabetolog i lekarz rodzinny – 2 –3 razy w roku, regularnie i bez przerw. — Nigdy od tego nie odchodziłam — mówi z przekonaniem. Dlatego to, co się wydarzyło, było szokiem nie tylko dla niej.
- Zobacz także: Usłyszał: panie Leszku, musimy operować serce. To nim wstrząsnęło. "Albo się obudzę, albo nie"
Wszystko zaczęło się niewinnie. Piątek, ból ucha, ale taki silny, paraliżujący. — Nie dałam rady ruszyć głową — wspomina. Zaniepokojona, zadzwoniła do lekarza. Usłyszała: "Jest piątek, nikt pani teraz nie przyjmie, proszę przyjść w poniedziałek". A ona do poniedziałku czekać nie mogła, bo ból dosłownie rozsadzał ucho od środka. Nie chciała też faszerować się przypadkowymi lekami przeciwbólowymi.
Monika przyznaje, że odmowa lekarza była dla niej impulsem. Już wcześniej myślała o zmianie przychodni, miała jedną "na oku", podobno niezłą. Teraz decyzja zapadła. Zadzwoniła, umówiła się "na już", w słuchawce usłyszała, że "przecież nie ma żadnego problemu". Nie wiedziała jeszcze, że ta zmiana uratuje jej życie.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Piątek, ból ucha, ale taki silny, paraliżujący.Archiwum prywatne
Ucho bolało, ale to serce nie pracowało miarowo
— Jak stałam, tak pojechałam — mówi. Ból ucha był nie do zniesienia, głową nie dało się ruszyć. Ale to nie ucho miało być głównym bohaterem tej wizyty. Pierwszy kontakt z lekarką był niemal książkowy: skrupulatny wywiad, dokładne pytania. Potem badanie, pomiar ciśnienia i pytanie, które ją zaskoczyło: "Czy choruje pani na serce?".
— Ucho mnie boli, nie serce — odpowiedziała zaskoczona. Ale lekarka nie odpuszczała, coś jej nie pasowało. Monikę skierowano najpierw na EKG. Diagnoza? Arytmia serca. Ucho zeszło na drugi plan, bo to serce nie pracowało miarowo. Lekarka zapytała jeszcze, czy Monika zgadza się na poszerzenie diagnostyki w ramach POZ i opiekę koordynowaną. — Nie miałam się nad czym zastanawiać, zgodziłam się od razu — mówi Monika. I dodaje, że wolała to niż szpital. (Chcesz się dowiedzieć, czym jest opieka koordynowana i w jaki sposób usprawnia leczenie? Przeczytaj nasz artykuł TUTAJ).
Wciąż jednak wypierała, że coś może być nie tak. Przecież badania robiła regularnie, w końcu "choruje, od kiedy pamięta", poza tym nie miała żadnych objawów. A później puzzle zaczęły wskakiwać na swoje miejsce...
"Ucho mnie boli, nie serce" - zaśmiała się Monika.Archiwum prywatne
Zapomniała, że zemdlała
Telefon z przychodni przyszedł szybko. Holter EKG zorganizowano błyskawicznie. I znowu wyniki badań serca nie pozostawiały złudzeń: arytmia była zaawansowana. Znów też pojawiło się pytanie: "Czy w przeszłości zdarzyło się coś, co mogło wskazywać na problemy z sercem?".
— Nie — to była jej pierwsza odpowiedź. A później Monika zaczęła analizować. Czy naprawdę jej serce nie dawało sygnałów? Raz zemdlała w kościele, przypomniała sobie, ale wokół było dużo ludzi, więc zrzuciła to na karb zmęczenia. Poza tym, jak mówi, faktycznie od lat "serducho jej kołatało", ale nauczyła się z tym żyć, traktowała to jak coś normalnego. — Może tak mam, może to stres, a może zmęczenie — mówiła sobie.
- Zobacz także: Piotr zignorował te cztery objawy. Prawdę znała tylko żona. "Nie chciał być tym, który umiera"
Holter potwierdził kołatanie, wykazał 8,5 tys. dodatkowych pobudzeń serca. Norma? Do 200. — Przestało być wesoło — przyznaje Monika. I po raz kolejny dodaje, że nikt się nie spodziewał, że kobieta z bólem ucha wyjdzie ze skierowaniem do kardiologa. Ona na pewno nie miała tego w planach.
Lekarka zapytała: "Czy choruje pani na serce?"Archiwum prywatne
Opieka skoordynowana, w którą Monika została "wrzucona", zadziałała błyskawicznie. Najpierw były badania, później kardiolog, potem szpital. W jeden dzień zrobiła komplet badań. Po drodze konsultacje z endokrynologiem, które ujawniły kolejny problem: guzy na tarczycy. Znów zaskoczenie. — Przebadali mnie całą, ale już nic nie znaleźli — śmieje się Monika. Do tego dietetyk, bo przecież była jeszcze cukrzyca. A to wszystko w ramach jednej ścieżki.
Teraz Monika jest już pod stałą opieką poradni zaburzeń rytmu serca. Po trzeciej konsultacji zapadła decyzja: ablacja. Zabieg jest nieunikniony.
"Czekam na telefon ze szpitala"
Monika czeka. Telefon ze szpitala może zadzwonić w każdej chwili. Termin zabiegu to jesień. — Chciałam jeszcze spokojnie przeżyć wakacje — mówi. Czuje się względnie dobrze, wciąż bierze leki, ale wie, że to tylko cisza przed kolejnym etapem.
Zabieg ablacji nie będzie prosty. — Lekarze mówią, że jestem trudnym przypadkiem — przyznaje Monika. Wyładowania w sercu są umiejscowione w nietypowym, anatomicznie trudnym miejscu, rezonans to potwierdził.
Co dziś o tym wszystkim myśli Monika? Mniej więcej to, że gdyby nie opieka skoordynowana, nie wiedziałaby o niczym. — Nie daj Boże, coś by się stało, a wtedy każdy by zrobił wielkie oczy — mówi. To właśnie system, który prowadził ją od punktu A do B, od B do C, uratował jej życie. — To przykład, że ta opieka naprawdę działa — podkreśla.
- Poznaj tę historię: Sylwia w ciąży dowiedziała się o poważnej chorobie. Lekarze: uratowaliśmy dwa życia
O chorobie Monika dowiedziała się w kwietniu 2024 r. Od tamtej pory, jak mówi, jest prowadzona za rękę, co bardzo jej odpowiada. Opieka skoordynowana nie tylko pozwoliła jej zrozumieć, z czym się zmaga, ale też zapewniła płynność informacji między lekarzami. — Wiem, co mnie czeka. I łatwiej jest mi się dostać gdziekolwiek — podkreśla. Nie tylko nie czeka w kolejkach, ale i nie musi troszczyć się o umawianie wizyt, bo robi to za nią koordynator. W dodatku dzień przed wizytą u lekarza dostaje wiadomość z przypomnieniem, że to już jutro. — Dla mnie jako pacjenta to bardzo ważne — mówi.
— Widzę same plusy takiej opieki nad pacjentem. No bo chyba nie da się ich nie widzieć — kończy z przekonaniem.
"Opieka koordynowana? Widzę same plusy takiej opieki nad pacjentem" - mówi Monika.Archiwum prywatne
Opieka na szóstkę z plusem
Monika, jak każdy z nas, wcześniej była w klasycznej ścieżce leczenia: lekarz rodzinny, skierowanie, szukanie specjalisty, później kolejne skierowanie, czekanie w kolejkach, badania i wyniki. — Nigdy nie uciekałam od lekarzy — mówi. Zawsze poddawała się leczeniu, ale do tej pory to była opieka rozproszona, bez koordynacji i bez pełnego obrazu leczenia.
Pierwszy miesiąc po diagnozie arytmii serca był trudny. — Płakałam, bo nie byłam na to mentalnie gotowa — mówi. Diagnoza, badania, konsultacje — wszystko działo się zbyt szybko. Dziś się z tego śmieje, bo wie, że jest w dobrych rękach.
Zapytana o to, jak to możliwe, że wada serca nie została wykryta wcześniej, mówi: — Nie mam pojęcia. I dodaje, że pyta lekarzy o to samo. — Przecież dwa lata temu byłam na stole operacyjnym, pod pełnym znieczuleniem, podłączona do aparatury. I nikt wtedy nie powiedział, że coś jest nie tak — mówi z niedowierzaniem.
I dodaje: — Kocham podróże i wierzę, że diagnoza, którą otrzymałam, nie zatrzyma mnie w spełnianiu marzeń. A mam ich jeszcze wiele. Cieszę się, że dzięki szybkiej diagnostyce i leczeniu będę miała wiele okazji, aby zobaczyć to, co jeszcze jest mi nieznane.
"Kocham podróże i wierzę, że diagnoza, którą otrzymałam, nie zatrzyma mnie".Archiwum prywatne