Data utworzenia: 14 listopada 2025, 17:40.
Informacja o śmierci pacjenta po podaniu mu kontrastu w jednej z prywatnych pracowni rezonansu magnetycznego we Wrocławiu obiegła media lotem błyskawicy. Do dramatu miało rzekomo dojść, ponieważ personel — białorusko-ukraiński — nie potrafił posługiwać się językiem polskim. — Tam nie było żadnej bariery językowej — mówi "Faktowi" prok. Karolina Stocka-Mycek, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. — W tym zespole byli przede wszystkim obywatele Polski — dodaje.
Historia pacjenta, który zmarł po podaniu mu kontrastu do badań w jednej z wrocławskich prywatnych pracowni diagnostycznych, została przywołana kilka dni temu na łamach lokalnego portalu TuWrocław.com. Zdarzenie to miało miejsce w styczniu 2023 r. i jest przedmiotem postępowania prowadzonego przez prokuraturę. Ustalenia śledczych różnią się od tej relacji. Rozmawialiśmy też z mecenas, reprezentującą w tej sprawie rodzinę zmarłego pacjenta, pana Dominika.
Zobacz też: Dwie przyjaciółki zginęły razem. Dla bliskich to będzie długi i bolesny dzień
Wrocław. Śmierć pacjenta w pracowni rezonansu. Prokurator zabiera głos
— Jedna z prywatnych pracowni diagnostycznych na terenie Wrocławia. Niestety, zmarł pacjent, ponieważ była białorusko-ukraińska ekipa i nie potrafili się dogadać, że on miał kiedyś wstrząs anafilaktyczny. No to pacjent dostał kontrast, dostał wstrząsu. To potem nie wiedzieli, co z nim robić. Nie wiedzieli, jak zadzwonić na pogotowie i pacjent zmarł — opisywał w wywiadzie wideo opublikowanym w serwisie YouTube dr n. med. Paweł Wróblewski, wrocławski lekarz i polityk, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu i prezes Dolnośląskiej Rady Lekarskiej.
Wypowiedź ta pojawiła się w kontekście bariery językowej, z którą mają mierzyć się polscy pacjenci trafiający pod opiekę lekarzy zza naszej wschodniej zagranicy. Jak wskazują śledczy, w tym przypadku nie było jednak żadnej bariery językowej.
— W tym zespole byli przede wszystkim obywatele Polski — mówi "Faktowi" prok. Karolina Stocka-Mycek, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. — W tej przychodni pracowała też pielęgniarka i lekarz, którzy nie są Polakami. Natomiast w pełni posługiwali się językiem polskim i to nie miało żadnego znaczenia. Prokurator osobiście przesłuchiwał te osoby i doskonale wie, że te osoby w pełni rozumieją i posługują się językiem polskim — wyjaśnia.
Według ustaleń śledczych ankieta medyczna została sporządzona prawidłowo, a przed badaniem personel przychodni w obecności lekarza przeprowadził rozpytanie pacjenta. — Pan nie wskazał na żadne uczulenia ani że choruje na jakieś poważne choroby — opisuje prok. Karolina Stocka-Mycek.
"Nie było żadnej bariery językowej". Śledczy ustalają, czy doszło tu do błędu medycznego
Pierwsze badanie, przeprowadzone bez kontrastu, przebiegło prawidłowo. Gdy tylko panu Dominikowi podano 10 ml kontrastu — jak opisują śledczy — niemal natychmiast skorzystał z guzika alarmowego, skarżąc się na duszności i kaszel, a po chwili stracił przytomność.
Personel przychodni oraz lekarz przystąpili natychmiast do reanimacji pacjenta. W tym czasie technik pozostawał w stałym kontakcie telefonicznym z dyspozytorem Pogotowia Ratunkowego. Po chwili akcję ratunkową kontynuował Zespół Ratownictwa Medycznego
— opisuje rzeczniczka wrocławskiej prokuratury.
Niestety, mimo podjętych czynności medycznych i przewiezienia pana Dominika do szpitala mężczyzna zmarł. — W związku z tym zdarzeniem rodzina złożyła zawiadomienie, że zdaniem członków rodziny lekarze popełnili błąd, podając ten kontrast i w tym zakresie jest prowadzone postępowanie — mówi nam prok. Karolina Stocka-Mycek.
Jak dodaje, postępowanie jest prowadzone w sprawie, a nie przeciwko konkretnej osobie. Nikt jak dotąd nie usłyszał zarzutów. Śledczy czekają na uzupełniającą opinię zespołu biegłych ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. Do czasu jej otrzymania śledztwo pozostaje zawieszone.
Podczas akcji ratunkowej miał panować chaos
"Fakt" skontaktował się także z adwokat, reprezentującą rodzinę zmarłego pana Dominika. Jak usłyszeliśmy, nie chodzi tu o kwestie bariery językowej, ponieważ wszyscy obecni tam pracownicy byli komunikatywni, a lekarz to Polak.
Pani mecenas wskazała, że zarzut dotyczy nieprawidłowej ankiety, sporządzonej w języku polskim, w której nie było pytania, dotyczącego kwestii podania kontrastu. Druga kwestia to akcja ratunkowa, w czasie której miał panować chaos.
Jak opisuje pani mecenas, pracownicy nie byli przygotowani na udzielenie pomocy, nie spodziewali się tego, że może dojść do takiej sytuacji. Panu Dominikowi w przychodni towarzyszyła żona, która była świadkiem tego wszystkiego.
Zobacz też: "Dom zły" w Borowej. Śmierć 23-latki i dwa martwe noworodki. Odsłaniamy kulisy tragedii

4 dni temu
21




English (US) ·
Polish (PL) ·