Chińskie władze stanowczo potępiły ostatnie wypowiedzi premier Japonii Sanae Takaichi dotyczące Tajwanu i zażądały ich wycofania. Pekin uznał słowa szefowej japońskiego rządu za poważną ingerencję w swoje sprawy wewnętrzne oraz zagroził konsekwencjami w przypadku militarnej interwencji Tokio w regionie.
- Chiny żądają od Japonii wycofania się z wypowiedzi premier Sanae Takaichi na temat Tajwanu, uznając je za ingerencję w swoje sprawy wewnętrzne.
- Pekin ostrzega Tokio przed "poważnymi konsekwencjami" w razie ewentualnej interwencji militarnej Japonii w Cieśninie Tajwańskiej.
- Wypowiedzi polityków i dyplomatów obu krajów zaostrzają napięcia, mimo deklaracji o chęci dialogu i utrzymania dobrych relacji.
- Więcej najważniejszych informacji ze świata znajdziesz na stronie głównej RMF24.pl.
Wszystko zaczęło się od ubiegłotygodniowej wypowiedzi premier Japonii Sanae Takaichi, która powiedziała w parlamencie, że ewentualny atak Chin na Tajwan - wyspę leżącą ponad 100 km od Japonii - mógłby stanowić egzystencjalne zagrożenie dla jej kraju i potencjalnie zmusić Tokio do reakcji militarnej.
Na reakcję Pekinu nie trzeba było długo czekać. Oliwy do ognia dolał chiński konsul generalny w Osace Xue Jian, który - komentując wypowiedź szefowej japońskiego rządu - stwierdził m.in., że "trzeba bez wahania odciąć plugawą głowę, która nas atakuje".
Co oczywiste, słowa te wywołały w Japonii prawdziwe oburzenie; szef japońskiej dyplomacji Toshimitsu Motegi nazwał je "godnymi ubolewania". Chiński konsul finalnie swój wpis usunął.
W poniedziałek głos w sprawie zabrał rzecznik chińskiego MSZ Lin Jian, który oskarżył Japonię o "rażącą ingerencję w wewnętrzne sprawy Chin" i stwierdził, że wpis Xue Jiana stanowił jedynie odpowiedź na "błędne i niebezpieczne uwagi" szefowej japońskiego rządu.
W chińskich decydentach słowa japońskiej premier wciąż najwyraźniej jeszcze "siedzą", bowiem Pekin odniósł się do nich na czwartkowej konferencji prasowej. Rzecznik chińskiego MSZ Lin Jian powiedział, że mimo zdecydowanego protestu Chin premier Japonii odmówiła wycofania się ze swoich wypowiedzi.
Wezwał rząd w Tokio do "natychmiastowego naprawienia swoich działań". Jeśli Japonia odważy się interweniować militarnie w Cieśninie Tajwańskiej, będzie to stanowiło akt agresji, a Chiny podejmą zdecydowane działania odwetowe - oświadczył. Mało tego - szef chińskiej dyplomacji Wang Yi zagroził "wszelkimi konsekwencjami", jeśli szefowa japońskiego rządu nie zastosuje się do żądania Pekinu.
Sanae Takaichi, pierwsza kobieta na stanowisku premiera Japonii, znana jest z twardego i nieprzejednanego stanowiska wobec Chin. Jej polityka zagraniczna charakteryzuje się zdecydowanym podejściem do kwestii bezpieczeństwa narodowego oraz obrony interesów Japonii w regionie Azji Wschodniej.
Takaichi wielokrotnie podkreślała konieczność wzmacniania sojuszu z USA oraz zwiększania wydatków na obronność, co jest odpowiedzią na rosnące napięcia z Chinami, zwłaszcza w kontekście spornych terytoriów na Morzu Wschodniochińskim i sytuacji wokół Tajwanu. Jej rządy są postrzegane jako ryzykowne dla relacji gospodarczych z Chinami, które są jednym z kluczowych partnerów handlowych Japonii, ale jednocześnie mają na celu ograniczenie wpływów Pekinu w regionie.
Eksperci zwracają uwagę, że polityka Takaichi może prowadzić do dalszego zaostrzenia stosunków japońsko-chińskich, zarówno na płaszczyźnie dyplomatycznej, jak i gospodarczej. Szefowa japońskiego rządu nie unika ostrych wypowiedzi pod adresem Chin i zapowiada kontynuację kursu "jastrzębiego", czyli twardej polityki wobec Pekinu.
Chińskie media rządowe przedstawiają szefową japońskiego rządu jako nacjonalistkę blisko związaną z zamordowanym w 2022 r. premierem Shinzo Abem. Po jej zaprzysiężeniu Pekin nie wysłał oficjalnego telegramu gratulacyjnego.

3 dni temu
8





English (US) ·
Polish (PL) ·