Ten film powinny zobaczyć wszystkie kobiety. „Dom dobry” Smarzowskiego boli, ale zostawia w nas coś cennego

2 dni temu 4

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułam coś tak intensywnego - coś pomiędzy wściekłością, bólem i wdzięcznością, że ktoś wreszcie powiedział to głośno. Film opowiada historię Gośki, kobiety, którą od dziecka życie uczyło przetrwania. Wychowana w rodzinie alkoholowej, z matką, która nigdy nie powiedziała jej nic ciepłego, próbuje zbudować swój pierwszy prawdziwy „dom”. Dom, który okazuje się... koszmarem.

W tym artykule:

  1. O czym naprawdę jest „Dom dobry”?
  2. Męska kamera, kobiecy głos w „Domu dobrym”
  3. „Co Bóg złączy, człowiek niech...”?
  4. „Dom dobry” kiedy premiera?
  5. Nie tylko „Dom dobry”. Gdzie jeszcze zachwyca Tomasz Schuchardt?

O czym naprawdę jest „Dom dobry”?

Na początku jest bajka. Grzesiek - w tej roli Tomasz Schuchardt - wydaje się uosobieniem ideału. Zakochany, czuły, opiekuńczy. Szybko jednak różowe okulary pękają. Urok zamienia się w kontrolę, troska w obsesję, a „kocham” w przemoc. Schuchardt gra bez nadmiaru, bez teatralnych gestów i właśnie to jest najbardziej przerażające. W jego oczach widzimy mężczyznę, który nie zdaje sobie sprawy, że stał się potworem. Kogoś, kogo społeczeństwo jeszcze chwilę temu nazwałoby porządnym facetem”.

Agata Turkot w roli Gośki jest poruszająca do granic. Gra delikatnie, bez fałszu, z czułością i zrozumieniem. To nie jest ofiara z podręcznika psychologii. To kobieta z sąsiedztwa, taka, którą mijasz w sklepie, w pracy, w windzie. Jej Gośka nie krzyczy, nie walczy z losem - po prostu trwa. I w tym trwaniu jest cała prawda o przemocy, o której wciąż mówi się zbyt cicho.

Nie ma tu łatwych podziałów. Smarzowski nie romantyzuje przemocy, nie szuka w niej sensu. Kamera patrzy uważnie - na ciosy, słowa, gesty, które bolą bardziej niż siniaki. Z każdą minutą czujemy coraz większy ciężar, jakby powietrze w sali kinowej gęstniało.

Chcesz zobaczyć tę treść?

Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.

Męska kamera, kobiecy głos w "Domu dobrym"

Przed seansem zastanawiałam się, czy Smarzowski - reżyser znany z filmów tj. „Wołyń”, „Dom zły”, „Kler” czy „Wesele”, które potrafią zmiażdżyć psychicznie - zrozumie kobiecą perspektywę. Czy mężczyzna za kamerą będzie potrafił pokazać coś tak delikatnego jak lęk? Ten lęk, który zaczyna się już w dzieciństwie. Lęk, że ktoś znów podniesie głos. Że nie uwierzą. Że nikt nie pomoże.

A jednak „Dom dobry” nie tylko pokazuje, ale także rozumie. Smarzowski ustępuje w nim miejsca kobietom. Nie szuka winy w ofierze, nie tłumaczy oprawcy. W tle błyszczą role drugoplanowe - kobiety z sąsiedztwa, pracownice ośrodka, matki i przyjaciółki, grane m.in. przez Agnieszkę Przepiórską i Marię Sobocińską. Każda z nich to inny wymiar wsparcia: czasem cicho, czasem niedoskonale, ale zawsze - prawdziwie.

„Co Bóg złączy, człowiek niech...”?

To film, który nie daje oddechu. Ale może właśnie tego dziś potrzebujemy - żeby w końcu nie móc oddychać spokojnie, dopóki coś się nie zmieni. Najbardziej uderzyło mnie nie to, co widać, ale to, czego nie słychać. Sąsiedzi, którzy słyszą, ale nie reagują. Policjant, który wzrusza ramionami. Kościół, który powtarza, że „co Bóg złączy…”. Ten film pokazuje system, który nie tyle zawodzi - on po prostu nie istnieje.

A jednak, wśród tej ciszy, pojawia się coś kruszącego mrok - kobiety. Kobiety, które trwają, wspierają, przychodzą, gdy inni odchodzą. To właśnie w tych momentach „Dom dobry” staje się filmem o siostrzeństwie. Nie o beznadziei, ale o sile. Bo choć Smarzowski nie daje nam katharsis, daje coś cenniejszego - świadomość, że nie jesteśmy same.

„Dom dobry" kiedy premiera?

Film wchodzi na duże ekrany już 7 listopada. Nie wiem, czy „Dom dobry” to produkcja, do której wrócę. Ale wiem, że zostanie ze mną na długo. Jak siniak, którego nie da się zakryć. Jak wspomnienie, które przypomina: to nie fikcja. To dzieje się naprawdę - tu, obok nas.

Monika Olejnik, która pojawiła się na przedpremierowym pokazie napisała po seansie na swoim Instastories: „Koniecznie zobaczcie ‘Dom dobry’”. I ja się pod tym podpisuję. Nie dlatego, że to „ważne kino”, ale dlatego, że to film, który mówi w imieniu tych, które przez lata nie miały głosu.

Nie wiem, czy świat stanie się lepszy po jednym filmie. Ale wiem, że kiedy wychodziłam z kina, byłam inna. Zrozumiałam, że przemoc nie zaczyna się od ciosu - tylko od zdania: „przecież nic się nie stało”. Od „każdy się kłóci”, „nie przesadzaj”, „nie wtrącaj się”.

„Dom dobry” nie daje łatwych odpowiedzi. Ale daje lustro. A kiedy patrzymy w to lustro, musimy zadać sobie pytanie: co widzimy? Ofiarę - czy obojętność?

Nie tylko „Dom dobry”. Gdzie jeszcze zachwyca Tomasz Schuchardt?

Rola Grześka w „Domu dobrym” to majstersztyk - trudna, brutalna, ale zagrana z taką precyzją, że trudno odwrócić wzrok. Tomasz Schuchardt wchodzi w ciemność bez asekuracji, jakby nie bał się niczego. Ale jego filmografia to znacznie więcej niż mrok. To kalejdoskop ról, które pokazują, że jest aktorem o niespotykanej amplitudzie emocji.

Choć „Dom dobry” już za chwilę wchodzi na duże ekrany, to właśnie dziś na Netflixie ma swoją premierę „Heweliusz” - najdroższa polska produkcja po 1989 roku. Serial, który długo dojrzewał w ciszy, a teraz wybucha rozmachem i emocją. Opowiada o zapomnianej katastrofie promu handlowego „Jan Heweliusz” z 1993 roku - tragedii, o której wielu z nas nigdy nie słyszało. Schuchardt gra tam z magnetyczną intensywnością kierowcę TIR-a, który wsiadł na pokład pechowego statku. Aktor brał udział w scenach katastroficznych, kręconych na basenie w specjalnym studiu w Brukseli. Partnerują mu m.in. Borys Szyc i Michał Żurawski. To opowieść nie tylko o żywiole, ale o winie, pamięci i ludzkiej potrzebie ocalenia prawdy.

Warto też wrócić do jego wcześniejszych ról. W „Wielkiej Wodzie” (Netflix, 2022, reż. Jan Holoubek i Bartłomiej Ignaciuk) wcielił się w Jakuba Marczaka - urzędnika walczącego z systemem i z samym sobą w obliczu powodzi tysiąclecia. Obok Agnieszki Żulewskiej stworzył duet, który przeszedł do historii polskich seriali - nie tylko dzięki realizacji, ale emocjonalnemu ciężarowi każdej sceny.

W „Bodo” (serial TVP, dostępny również na Netflix, 2016, reż. Michał Kwieciński, Michał Rosa) Schuchardt z kolei ożywia legendę przedwojennego kina - Eugeniusza Bodo. To zupełnie inny świat: pełen blasku, muzyki i złudzeń. Aktor z wdziękiem przechodzi od ról dramatycznych do tych, które wymagają charyzmy i lekkości. Partnerują mu m.in. Antoni Królikowski i Roma Gąsiorowska.

Nie można pominąć „Hiacynta” (Netflix, 2021, reż. Piotr Domalewski) filmu o akcji milicyjnej wymierzonej w społeczność gejowską w latach 80. To jeden z najbardziej wstrząsających obrazów ostatnich lat, a Schuchardt w drugoplanowej, lecz wyrazistej roli, wnosi do niego autentyczność i ciepło, które kontrastują z brutalnością systemu. Występuje u boku Tomasza Ziętka i Huberta Miłkowskiego.

Na koniec warto przypomnieć też „Rojst” (Netflix, 2018–2023, reż. Jan Holoubek) - serial, który stworzył nową jakość w polskim noir. Schuchardt wciela się w postać, która balansuje między dobrem a złem, w świecie, gdzie moralność jest tak samo mętna, jak deszczowe ulice miasteczka. Wraz z Magdaleną Różczką i Andrzejem Sewerynem tworzy świat, w którym każde spojrzenie ma znaczenie.

Przeczytaj źródło