
– To tak, jakby komuś strzelił w twarz. Co drugi post w internecie, co drugi program mówi o hejcie wobec dzieci, a tu padają takie słowa… – nie kryje emocji Marzena z Korsz. Mieszkańcy Sątoczna i okolic są zbulwersowani wypowiedzią burmistrza Korsz, Jana Adamowicza, który nie chce, by dzieci ze wsi uczyły się razem z tymi z miasta.
Daj napiwek autorowi
Marzena opuściła wioskę, ale nie wiadomo jak się życie potoczy. Może kiedyś tam wróci? Jest absolwentką Szkoły Podstawowej im. Jana Pawła II w Sątocznie (gm. Korsze, woj. warmińsko- mazurskie). Tam też uczył się przez pewien czas jej syn.
To właśnie tę szkołę burmistrz Korsz, Jan Adamowicz, chce zlikwidować. Powód? Dziura w budżecie. Według wyliczeń gminy zamknięcie placówki miałoby przynieść około 1,5 miliona złotych oszczędności rocznie.
Problem w tym, że gdzieś trzeba będzie przenieść 42 uczniów. Najbliżej mieliby do Korsz. To niewielkie miasteczko na Warmii i Mazurach.
Burmistrz ma jednak inną wizję. Taką, o której mówi teraz cała Polska.
Dzieci są różnią
Przedstawił ją podczas sesji rady gminy. Zasugerował, że uczniowie z likwidowanej szkoły w Sątocznie powinny uczyć się w Łankiejmach, sąsiedzkiej wiosce, a nie w Korszach. Argumentował, że dzieci wiejskie różnią się od tych z miasta. Jako że są gorzej ubrane, nie powinny uczyć się razem z dziećmi z miasta.
– Co innego jest mieć kolegów ze wsi, a co innego z miasta. Może lepiej sytuowanych, może lepiej ubranych. (...) Jak bardzo te dzieci się różnią. Z zewnątrz, bo może wewnętrznie te dzieci są takie same. Ich ubiór pokazuje, że ci rodzice nie mają pieniędzy. Widać po nich, z jakiego środowiska pochodzą. Wrzucenie tych dzieci teraz do szkoły w Korszach to dla wielu byłoby traumą. A Łankiejmy są podobnym środowiskiem – powiedział burmistrz Adamowicz.
Jego słowa wywołały ogromne oburzenie i gwałtowną reakcję mieszkańców wsi. W sieci i wśród mieszkańców ruszyła lawina komentarzy – od postulatów o referendum i dymisję burmistrza, po głosy broniące go za "szczerość i odwagę". Jednak głosy krytyczne przeważają.
Marzena nie może uspokoić się po słowach burmistrza. Wielu innych mieszkańców też nie. Wszyscy rozmówcy proszą, żeby zmienić im imię do tekstu.
– Boicie się? – pytam wprost.
– Boimy. Nie wiadomo, co jeszcze burmistrzowi przyjdzie do głowy – odpowiadają.
Katarzyna, mieszkanka Korsz: – Dla mnie takie słowa tylko pogłębiają podziały społeczne i tworzą atmosferę nienawiści, zamiast współpracy. Bo wie pani, to jest dziecko. I niezależnie od tego, gdzie mieszka, to dziecko ma swoje marzenia, talenty, ma swój potencjał. A to, jak się ubiera, nie definiuje jego wartości ani przyszłości. Bo te dzieci są takie same jak wszystkie inne.
Wie, co mówi – pochodzi ze skromnej rodziny, a dziś może poszczycić się wysokim wykształceniem. Jak podkreśla, pochodzenie nigdy nie odebrało jej marzeń.
Jeszcze podczas tej samej sesji burmistrz próbował załagodzić sytuację. Przeprosił tych, którzy mogli poczuć się dotknięci jego słowami. Tłumaczył, że sam w młodości, jako chłopak ze wsi, czuł się gorszy wśród rówieśników w olsztyńskiej szkole, gdzie – jak wspominał – w latach 70. trafił po raz pierwszy do miasta.
Po wystąpieniu burmistrza głos zabrała matka jednego z uczniów z Sątoczna. Wyraźnie wzruszona i zdenerwowana powiedziała, że słowa o gorzej ubranych dzieciach bardzo zabolały rodziców.
– Czy to znaczy, że nasze dzieci mają iść do Łankiejm, bo tam też są biedniejsze, skromniej ubrane dzieci? – zapytała, dodając, że choć być może burmistrz nie miał takiego zamiaru, jego wypowiedź właśnie tak została odebrana.
Burmistrz próbował się tłumaczyć. Wyjaśniał, co miał na myśli, mówiąc o "tym samym środowisku" dzieci z Sątoczna i Łankiejm. Chodziło mu o wsie o podobnej historii – obie obejmują dawne tereny popegeerowskie. Jego zdaniem wciąż mieszka tam wiele rodzin, które od lat utrzymują się głównie z pomocy społecznej.
Później zamieścił też przeprosiny w mediach społecznościowych.
"Przeprosiłem za moją wypowiedź już podczas sesji Rady Miejskiej. Teraz poprzez ten portal społecznościowy jeszcze raz bardzo, bardzo mocno wszystkich PRZEPRASZAM" - napisał na swoim profilu na Facebooku.
To jednak niewiele dało.
Katarzyna: – Dla mnie tą sprawą powinien zająć się Rzecznik Praw Dziecka, bo to po prostu niepojęte. Ten człowiek nie jest ludzki. Jest bezduszny!
To też nie przekonuje Marzeny. Jej zdaniem samo "przepraszam" to za mało.
– Jestem matką i chcę, żeby on poczuł się odpowiedzialny za to, co powiedział. Bo czy słowo "przepraszam" coś da, jeśli przez takie słowa jakieś dziecko popadnie w depresję? – pyta z oburzeniem.
Nie przekonuje ją też to, że burmistrz oparł te słowa na swoich doświadczeniach z czasów szkolnych. – Ja czegoś takiego nie znam, ani mój syn. My bawiliśmy się wszyscy razem, nikt nie patrzył na to, kto jak jest ubrany.
Jak dodaje, cieszy się, że sprawa została nagłośniona.
– Może ktoś w końcu nauczy go szacunku do ludzi – mówi z nadzieją.
Czytaj także:
Czyste, pachnące i zadbane
Katarzyna liczy, że burmistrz poniesie konsekwencje swoich słów. Jej zdaniem, to co powiedział Jan Adamowicz jest niewybaczalne.
Marek, mieszkaniec gm. Korsze: – Pierwsze, co powinien zrobić burmistrz, jeśli ma choć odrobinę honoru i godności, to przyjechać do szkoły w Sątocznie. Spojrzeć w oczy dzieciom i rodzicom, i przeprosić. A potem poddać się do dymisji, bo splamił godność urzędu.
Marzena: – W każdej chwili możemy wrócić do swojego miejsca zamieszkania. Nie chcę usłyszeć od syna: "Mamo, ja nie chcę iść do szkoły, bo jestem ze wsi. Bo nie mam bluzy z Adidasa".
Marek nie może uwierzyć, że takie słowa wypowiedział człowiek na takim stanowisku, wykształcony, pełniący funkcję włodarza gminy.
Ale podatki od rolników są dobre, prawda? Sam prowadzę gospodarstwo i wiem, ile płacimy do gminy. To są niemałe pieniądze, które zasilają budżet Korsz od lat. Dlatego burmistrz powinien być raczej wdzięczny rolnikom, a nie ich poniżać. Do takich ludzi trzeba odnosić się z szacunkiem.
Marek
mieszkaniec gm. Korsze
Z sentymentem wspomina nieżyjącego już burmistrza Korsz Ryszarda Ostrowskiego.
– Ani on ani żaden inny nigdy nie odważył się powiedzieć takich rzeczy o dzieciach z terenów wiejskich.
– Dużo osób zostało dotkniętych tymi słowami, bo to jest takie, wie pani…poniżenie rolnika – mówi Marek. – Takie przeświadczenie, że rolnik to ktoś w gumowych butach, ubłocony, z obory, że śmierdzi gnojem i nic więcej nie potrafi.
I dodaje:
– A jakie są dzieci z terenów wiejskich? Czyste, pachnące i zadbane. Na miarę XXI wieku, proszę pani. Tak się dziś wychowuje dzieci na wsi.
Trzy lata chodził do szkoły w Sątocznie, a później do Korsz.
– Tam też są różne dzieci. A dzisiaj, moim zdaniem, pan burmistrz próbuje za wszelką cenę zrobić szkołę prawie że dla elity, a dzieci ze wsi po prostu upchnąć, pozbyć się ich.
Jego zdanie podziela Katarzyna. – Korsze to nie jest żadna metropolia. Jak się tu przyjedzie i zobaczy, to widać, że to po prostu małe miasteczko. Trzeba patrzeć na wszystkich jednakowo, a nie po takich powierzchowne rzeczy jak ubiór. Ubiór nie powinien wpływać na to, gdzie dzieci mogą się uczyć, bo każdy ma prawo do równego dostępu do edukacji, niezależnie od statusu społecznego.
I dodaje:
– Tu też nie wszystkie dzieci chodzą ubrane w oryginalne rzeczy i nikt nie zwraca na to uwagi. Żeby burmistrz coś takiego powiedział? Dla mnie to jest po prostu skandal.
Trzeba się postawić na miejscu tych dzieci. Jak one mają się teraz czuć po takich słowach? Bo to dziecko też ma swoje marzenia i potencjał. Kto wie, może kiedyś samo zostanie burmistrzem albo zajmie jakieś ważne stanowisko.
Katarzyna
mieszkanka Korsz
Marzena boi się, że pod rządami burmistrza z Sątoczna niebawem niewiele zostanie. – Burmistrz chciał tę bibliotekę zlikwidować, a w niej przecież organizują zajęcia dla dzieci. I, nie oszukujmy się, jak zlikwidują szkołę, to potem bibliotekę, a później zlikwidują i kościół. Już nawet sklep tam zamknęli.
Rodzice wciąż są wstrząśnięci słowami burmistrza. Katarzyna martwi się o dzieci z Sątoczna, które dowiedziały się, co się o nich myśli włodarz. Przecież mogą teraz o sobie przeczytać w internecie.
Jak będzie ich los?
Dzieci będą musiały jeździć przez Korsze do Łankiejm? I co one sobie pomyślą? Że do szkoły w Korszach się nie nadają? Że są gorsze?
Katarzyna ma syna w szkole podstawowej w Korszach. Starsza córka też kończyła szkołę w mieście.
– I wie pani co? Dla mnie, jako dla rodzica, to nie ma żadnej różnicy, czy do szkoły przyszłyby dzieci z Sątoczna, czy z Łankiejm. Wszystkie są takie same, to tylko dzieci.
Zależy jej, żeby nikt nie stygmatyzował dzieci i żeby wszystkie traktować równo, niezależnie od tego, skąd pochodzą.
– Zacznijmy od tego, że pan burmistrz jest właśnie z Łankiejm. I wiadomo, dlaczego tej szkoły nie ruszy – mówi z przekąsem. – Cały czas tam idą pieniądze, ma tam swój interes, więc oczywiste, że Łankiejmy zostaną.
Jak dodaje, w Sątocznie i w Łankiejmach jest podobna liczba uczniów, więc jeśli celem jest oszczędność, to łatwiej byłoby zamknąć obie szkoły i przenieść dzieci do Korsz.
Pod przeprosinami burmistrza nie brakuje głosów oburzenia:
"Nie wolno stygmatyzować dzieci ani dzielić społeczeństwa na lepsze i gorsze. Czy naprawdę tematem dyskusji powinno być to, jak ubrane są nasze dzieci? (..) Uważam, że nie ma dzieci gorszych – wszystkie są sobie równe. Róbmy wszystko, żeby tę szkołę uratować, a nie zamykać. Rozmawiajmy i szukajmy wspólnie rozwiązania tej sytuacji"
"Mógł pan myśleć wcześniej, zanim powiedział takie słowa. Najważniejsze, aby ubrania były czyste i zadbane, a nie modne"
"Wstyd! Jeśli dzieci nie mają Nike, Pumy czy Adidasa, to znaczy, że nie mogą chodzić do szkoły podstawowej w Korszach?"
Rodzice nie czekają na decyzje władz i działają. W obronie szkoły założyli fanpage "Murem za Szkołą im. Jana Pawła II w Sątocznie", gdzie publikują wspomnienia, zdjęcia i apele o wsparcie. Dla wielu z nich to nie tylko walka o budynek, ale o serce lokalnej społeczności.

2 dni temu
8




English (US) ·
Polish (PL) ·