Tylko 30 proc. uczniów zapisanych na nowe zajęcia. "Bezdyskusyjna klęska ministry Nowackiej"

1 tydzień temu 17
  • Przypomnijmy: według danych MEN, ok.30 proc. uczniów uczestniczy w edukacji zdrowotnej
  • Ministerstwo Edukacji Narodowej podało, że w szkołach podstawowych na zajęcia te uczęszcza 40,36 proc. uczniów, w liceach ogólnokształcących 10,08 proc., a w technikach 7,78 proc., w branżowych szkołach I stopnia 14,40 proc., szkołach artystycznych 18,33 proc.
  • Edukacja zdrowotna wprowadzona od września 2025 zastąpiła dotychczasowe wychowanie do życia w rodzinie
  • - Każdy uczeń powinien mieć dostęp do rzetelnej wiedzy o zdrowiu, relacjach i własnym ciele, dostosowanej do współczesnych wyzwań - podkreśla Paweł Mrozek, założyciel Akcji Uczniowskiej 
  • - Straszenie rodziców wizją spisku przeciwko rodzinie czy małżeństwu to nic innego jak sianie paniki. Edukacja zdrowotna to krok w stronę lepszego zrozumienia zdrowia, relacji i własnego ciała – przekonuje Karolina Stanek, członkini Akcji Uczniowskiej

"To bezdyskusyjna klęska ministry Barbary Nowackiej"

Inicjatywa Akcja Uczniowska komentuje ogłoszone przez MEN dane o frekwencji na lekcjach edukacji zdrowotnej w skali całego kraju. Frekwencja ogólna wyniosła poniżej 30 proc. 

- Zatrważające dane. To bezdyskusyjna klęska ministry Barbary Nowackiej i całego jej resortu. Polityka zabiła najzdrowszy przedmiot w polskiej szkole. Zamiast lekcji o zdrowiu – mamy lekcję o tym, jak łatwo politycy potrafią zmarnować coś naprawdę dobrego - ocenia Paweł Mrozek, maturzysta, założyciel Akcji Uczniowskiej.

- Porażka nie tylko polityczna, ale też osobista, bo nie udało się ochronić polskiej szkoły i uczniów przed partyjnymi rozgrywkami, mimo wcześniejszych obietnic. Edukacja zdrowotna została upolityczniona już na starcie, w roku wyborczym, gdy Rafał Trzaskowski i jego sztab postanowili sięgnąć po głosy konserwatywnych wyborców, grając va banque. Ofiarą tej gry padli uczniowie - dodaje.

I przekonuje, że "czas wziąć za to odpowiedzialność, przeprosić i zakasać rękawy, żeby los edukacji zdrowotnej w nowym roku szkolnym był bardziej optymistyczny, czyli obowiązkowy". Jego zdaniem edukacja zdrowotna to najważniejszy i najbardziej dostosowany do XXI wieku przedmiot w polskiej szkole. - Niestety, został wdrożony w fatalny sposób – bez odpowiedniego przygotowania społeczności szkolnej i bez uświadomienia społeczeństwa – podkreśla aktywista.

"W kwestii edukacji zdrowotnej politycy nie zdali egzaminu" 

Danuta Kozakiewicz, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie, zachęca, by zastanowić się, co jest najważniejsze: polityczne i ideologiczne spory, czy dobro dziecka? - W kwestii edukacji zdrowotnej nasze społeczeństwo, a zwłaszcza politycy, niestety nie zdali tego egzaminu. Udowodnili, że bardziej zależy im na rozgrywkach politycznych niż na realnym wsparciu uczniów - ocenia.

Jej zdaniem największym problemem tego przedmiotu jest jego nieobowiązkowy charakter. W efekcie zajęcia często trafiają na pierwszą lub ostatnią godzinę lekcyjną, przez co uczniowie wybierają dłuższy sen lub wcześniejsze wyjście ze szkoły. - Nie rezygnowali więc z powodów ideologicznych, lecz z czysto praktycznych – braku czasu i nadmiaru zajęć - przekonuje dyrektorka szkoły.

Potwierdzają to wiadomości napływające do Akcji Uczniowskiej. - W spływających do nas wiadomościach kluczowym problemem okazywały się plany lekcji. Zajęcia często umieszczano na wczesne godziny poranne, np. 7:10, lub późne popołudnia – 17:00 czy 18:00. Uczniowie musieliby czekać wiele godzin, by w nich uczestniczyć, co naturalnie ich zniechęcało. W efekcie w klasie pojawia się czasem tylko 2–3 uczniów. Bywało też, że nauczyciele i dyrekcje, chcąc ograniczyć koszty i czas, próbowali zniechęcać te nieliczne osoby. To całkowicie mija się z celem - relacjonuje Karolina Stanek z III klasy liceum w Otwocku oraz członkini Akcji Uczniowskiej.

- Docierały do nas również masowo informacje, że przeciwnicy edukacji zdrowotnej rozdawali ulotki pod szkołami, w szkołach i kościołach, a księża zachęcali na kazaniach do wypisywania dzieci. Straszenie rodziców wizją spisku przeciwko rodzinie czy małżeństwu to nic innego jak sianie paniki. Edukacja zdrowotna to krok w stronę lepszego zrozumienia zdrowia, relacji i własnego ciała – dodaje.

Paweł Mrozek zwraca uwagę, że podstawa programowa nowego przedmiotu została opracowana bardzo dobrze, choć, według niego, większość jej krytyków zapewne jej nie czytała. - Wbrew głosom prawicowych polityków, Episkopatu czy nawet Prezydenta RP, nie ma w niej żadnej „deprawacji” ani „ideologizacji”. Nie ma tam również polityki, jak sugerował jakiś czas temu Karol Nawrocki. Bo od kiedy nauka o zdrowiu psychicznym i emocjonalnym, bezpieczeństwie w sieci, zdrowym stylu życia czy profilaktyce chorób to „ideologia i deprawacja”? - pyta aktywista.

Danuta Kozakiewicz ocenia, że zarzuty pojawiające się ze strony różnych środowisk, mówiące o rzekomej demoralizacji czy nieodpowiednich treściach, nie mają żadnego uzasadnienia, jeśli ktoś rzeczywiście zapoznał się z treścią programu. - Problem pojawił się jednak na etapie wdrażania. Jako dyrektorzy i szkoły znaleźliśmy się w trudnej sytuacji, ponieważ przedmiot wprowadzono w sposób niezgodny z właściwą kolejnością działań. Proces rozpoczęto niejako od środka, pomijając kluczowe etapy przygotowań, a my nie otrzymaliśmy żadnego wsparcia ani konkretnych wytycznych - podkreśla.

Nauczyciele zostali pozostawieni bez wsparcia?

- Nie podważając słuszności przedmiotu, trzeba podkreślić, że nauczyciele zostali pozostawieni bez wsparcia i materiałów dydaktycznych, a uczniowie dowiedzieli się o nowym przedmiocie dopiero na początku roku szkolnego. Zabrakło kampanii informacyjnej, konsultacji ze społecznością szkolną i przygotowania szkół do jego realizacji – ocenia Klaudia Bernatowicz, członkini Fundacji GrowSPACE i maturzystka.

- Co prawda Ministerstwo Edukacji Narodowej na kilka dni przed pierwszym dzwonkiem rozpoczęło dystrybucję ulotek zachęcających, ale według naszych obserwacji było już za późno, bo większość uczniów decyzję o uczestnictwie podjęła dużo wcześniej. Owszem, samorządy były przygotowane, a etaty w większości zapełnione, ale to nie rozwiązało sprawy - dodaje.

- To nie jest sucha teoria do „zakucia i zapomnienia”. Nauczyciele razem z uczniami współtworzą program zajęć, tak by był praktyczny i bliski ich potrzebom. Edukacja zdrowotna nie ingeruje w wychowanie – to wsparcie w przekazywaniu wiedzy i umiejętności potrzebnych do podejmowania świadomych decyzji. Zamiast opierać się na przypadkowych informacjach z Internetu czy niepewnych źródłach, stawiamy na profesjonalną, sprawdzoną edukację. Czas dobrze to na nowo wprowadzić – przekonuje z kolei Julia Jaworska z Młodzieżowej Rady m.st. Warszawy.

"Oczekujemy, że w nowym roku szkolnym edukacja zdrowotna będzie obowiązkowa"

- Klamka zapadła, frekwencja znana, ale nie możemy stać bezczynnie, nie możemy się poddać. Oczekujemy i będziemy namawiać, aby w roku szkolnym 2026/27 wprowadzono edukację zdrowotną, jako przedmiot obowiązkowy - apeluje Paweł Mrozek.

Podkreśla, że każdy uczeń powinien mieć dostęp do rzetelnej wiedzy o zdrowiu, relacjach i własnym ciele, dostosowanej do współczesnych wyzwań. - Powinniśmy poczekać z tą reformą rok i dobrze się do tego przygotować, a nie robić wszystko nieumyślnie i na szybko. Aktualnie mamy czas, wystarczy, żeby ministerstwo wzięło się do pracy teraz, a nie na miesiąc przed wrześniowym pierwszym dzwonkiem, jak ostatnio – podsumowuje założyciel Akcji Uczniowskiej.

- Każdy odpowiedzialny rodzic powinien wspierać ten przedmiot. Rodzice, którzy wypisali swoje pociechy z powodów ideologicznych, postąpili wbrew dobru i zdrowiu dziecka - ocenia Renata Oziębłowska, mama dwójki nastolatków ze szkół w stolicy.

- Przedmiot odpowiada wielu problemom z którymi nasze dzieci sobie nie radzą. Dziecko nie zawsze otworzy się przed rodzicem tak, jak otworzy się przed nauczycielem w szkole, przed kimś, kogo zna, czy przed rówieśnikami - to też jest ważne, stwórzmy taką możliwość. Obowiązkowo od nowego roku szkolnego. Proszę, jak najszybciej! – podkreśla.

- Edukacja zdrowotna jest jednym z najcenniejszych przedmiotów w polskiej szkole, bo uczy praktycznych, życiowych umiejętności, czego dotąd brakowało. Musimy zrobić wszystko, by stała się przedmiotem obowiązkowym od września albo i szybciej: bez tego trudno oczekiwać realnych efektów. Natomiast prawica niech nie zabrania nam edukacji, a politycy niech zaczną słuchać głosu społeczności szkolnej – apeluje Konstanty Bejm z Fundacji Impuls.

Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.

Dowiedz się więcej na temat:

Przeczytaj źródło