Uzależnione od wizyt u kosmetyczek. "Chcą widzieć efekt bez przerwy"

1 dzień temu 9
Pielęgnacja i zabiegi kosmetyczne są ważne dla wielu kobiet
Wiele kobiet jest uzależnionych od wizyt u kosmetyczki Photo by kevin laminto on Unsplash

Aśka na zabiegi u kosmetyczki wyda ostatnie pieniądze, a Karina martwi się o siostrę, która z salonu najlepiej by nie wychodziła. – Są kobiety, które zaczęły traktować zabiegi jako sposób radzenia sobie z emocjami – mówi Leokadia Derkies, specjalistka terapii uzależnień. I ostrzega: – To błędne koło.

Daj napiwek autorowi

Blizny po trądziku. Zaskórniki. Pierwsze zmarszczki. Joanna patrzy na swoją twarz w lustrze i znajduje w niej same doskonałości. 

– Mam kompleksy – mówi szczerze. –  Swojej skóry zaczęłam nienawidzić już w liceum. Właśnie wtedy zaczął się trądzik. 

Jej znajomi nie widzą w twarzy Joanny nic niepokojącego. Ona: wszystko. Mówi, że problemy z cerą zrujnowały jej poczucie własnej wartości. Teraz przerabia to na terapii. 

– Rozmawiam tam dużo o samoocenie i o tym, żeby nie przywiązywać aż tak ogromnej wagi do wyglądu. Walczę z tym – przyznaje.

Wizyta u kosmetyczki co miesiąc. "To siedzi w mojej głowie"

Częste wizyty w gabinetach kosmetycznych odbijają się na jej portfelu. – Płacę rachunki, kupuję jedzenie i cała reszta idzie za zabiegi – przyznaje. – Gdybym lepiej zarabiała, na pewno robiłabym ich więcej. Chcę powiększyć sobie usta, wstrzyknąć botoks.

Aśka wie, że ma problem.

– Przychodzą wakacje, a ja nie mam odłożonych pieniędzy na wyjazd i jest mi wtedy strasznie przykro. Niedawno straciłam pracę. To był ogromny stres, bo nie miałam żadnych oszczędności. I znowu pojawiło się to samo myślenie: "Gdybym nie inwestowała tyle w poprawianie wyglądu, miałabym poduszkę bezpieczeństwa".

Mam wrażenie, że jeśli nie pójdę do kosmetyczki w kolejnym miesiącu, to moja skóra się pogorszy. To siedzi w głowie.

Joanna

uzależniona od wizyt u kosmetyczek

Dodaje, że chciałaby to zmienić. Ale nie potrafi.

Widzi, że wizyty w gabinecie działają na nią terapeutycznie.

– Kiedy mam gorszy nastrój, od razu po wizycie poprawia mi się humor – zauważa. – Najgorsze jest jednak to, że dostałam hopla na punkcie zmarszczek. Z kolei Karina tak opisuje swoją siostrę:

– Kosmetyczka raz w tygodniu, fryzjer dwa. Jak chcesz ją wkurzyć, to mówisz: "Ale masz małe usta", chociaż widzisz, że są świeżo napompowane. Za każdym razem bardziej pełne, niedługo będą dotykać nosa. Ciągle fryzjer jest grany, ale nie widać żadnego efektu, ani w długości, ani w kolorze.

I przypuszcza, co za tym stoi:

– Mam wrażenie, że robi to tylko po to, żeby poprawić sobie humor. I ma możliwości: nie ma dzieci, kredytu, dobrze zarabia.

Takich historii jak te jest znacznie więcej. Coraz więcej kobiet umawia kolejne wizyty w gabinetach kosmetycznych nie dlatego, że naprawdę tego potrzebują, ale dlatego, że czują presję, wewnętrzny przymus. Zwykła troska o siebie stopniowo ewoluuje w nawyk, aż w końcu staje się kompulsją – potrzebą nieustannego korygowania tego, co poprawy nie wymaga.

Zauważają to same kosmetyczki i kosmetolożki. Widzą, kiedy klientka przychodzi nałogowo, zbyt często, mimo że tego nie potrzebuje. Ewa Wysocka, kosmetolog, opowiada nam, że są klientki, które sprawiają wrażenie wręcz uzależnionych od zabiegów.

– Najchętniej przychodziłyby co tydzień. Chcą widzieć efekt cały czas, bez przerwy. A przecież skóra potrzebuje regeneracji – zaznacza.

Jak reaguje na prośby kolejnych zabiegów?

– Staram się traktować klientki tak, jak sama chciałabym być traktowana. Dlatego zawsze tłumaczę, że skóra potrzebuje czasu na regenerację, że konieczne są przerwy między zabiegami. Jeśli widzę, że ktoś chciałby je wykonywać zbyt często, po prostu odmawiam – podkreśla.

Najczęściej chodzi o zabiegi kwasowe oraz dermapen, czyli zabieg mezoterapii mikroigłowej. 

– To zabiegi, które dają szybkie i zauważalne efekty. I właśnie dlatego tak łatwo chcieć je powtarzać bez przerwy. A to po prostu nie jest bezpieczne – podsumowuje.

Ale to nie wszystko. Jak mówi, coraz częściej zgłaszają się do niej kobiety w wieku 20–25 lat, które chcą "poprawiać" swoją urodę. Tylko że zupełnie nie ma takiej potrzeby. Mają zdrową, naturalną skórę, która nie potrzebuje ulepszenia.

– I zdarza się, że muszę odmówić. Skóra tych dziewczyn nie wymaga takich procedur, żadnej ingerencji. Staram się im to tłumaczyć – mówi nam.

Reakcje na odmowę są różne.

– Zwykle zaczyna się od negocjacji – opowiada. – Ale jeśli klientka jest bardzo zdeterminowana, po prostu pójdzie tam, gdzie ktoś ten zabieg zrobi. Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie "tak".

Podkreśla, że to zjawisko nasiliło się w ciągu kilku ostatnich lat. Jej zdaniem to wpływ social mediów.

Młode kobiety bardzo mocno sugerują się tym, co widzą na Instagramie. Często słyszę też : "wszystkie koleżanki już to mają, więc ja też muszę".

Podobne zjawisko zauważa w swoim gabinecie Magdalena Ptasińska, specjalistka branży beauty. Jej zdaniem kobiety coraz częściej przestają dążyć do naturalności.

– Chcą wyglądać "jak ktoś": jak dziewczyny z Instagrama. Tracą swój własny gust, swoje własne "ja". I próbują za wszelką cenę dopasować się do ideału.

Mówi, że stawia wyraźne granice.

Zdarza mi się odmówić wykonania zabiegu. Jeśli widzę, że nie ma sensu albo może zaszkodzić, mówię o tym wprost. To nie jest tak, że "klientka chce, więc musi dostać".

Magdalena Ptasińska

specjalistka branży beauty

Przytacza przykład:

– Przy stylizacji paznokci, jeśli widzę onycholizę (odwarstwianie płytki od łożyska paznokcia - red.) czy pałeczkę ropy błękitnej, ściągam paznokcie i informuję, że stylizacji nie wykonam. To kwestia zdrowia. Kilka klientek było urażonych, bo wychodziły bez zrobionych paznokci.

Niepokoi ją jednak to, że nie każdy w jej branży zachowuję etykę zawodową.

– Kiedy zabieg nie ma sensu, a ktoś i tak namawia klientkę, to jest to zwykłe naciąganie na pieniądze. Niestety, coraz częściej widzę, że kosmetyczki idą w stronę "byle zarobić", bez refleksji, bez żadnych hamulców. A przecież w tym zawodzie powinna być też odpowiedzialność – podkreśla.

logo

Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek

Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.

Zauważa też, że do gabinetów kosmetycznych coraz częściej przychodzą kobiety, które szukają nie tylko zabiegów, ale także rozmowy.

– One potrzebują się wygadać. Chcą poczuć się zadbane, piękne, "zaopiekowane". A jednocześnie widzę, że coraz gorzej myślą o swoim wyglądzie. Chciałyby wyglądać inaczej, wrócić do dawnej formy, odzyskać figurę.

Jak zauważa, wiele z tych kobiet czuje się emocjonalnie niewidzialnych, także w relacjach z partnerami.

– Kosmetyka coraz mocniej zahacza o psychologię – podkreśla. – To już nie jest tylko zabieg. Mam klientki, które przychodzą godzinę wcześniej tylko po to, żeby porozmawiać. One wiedzą, że tutaj mają prywatność, że nic nie wyjdzie poza gabinet. I to daje im poczucie bezpieczeństwa.

Opowiada o jednej z klientek, która szczególnie zapadła jej w pamięć.

– Bywała u mnie co dwa tygodnie. Przyjeżdżała wcześniej, żeby po prostu wyjść z domu. Widziałam, że jest smutna. Mój gabinet był miejscem, gdzie mogła wyrzucić z siebie to, co ją przytłacza – mówi.

Magdalena Ptasińska podkreśla, że słucha uważnie, nie ocenia i nie komentuje.

– Czasem delikatnie podpowiem możliwości, ale przede wszystkim daję przestrzeń, w której mogą poczuć się ważne. Widzę, że z roku na rok potrzeba bycia wysłuchaną jest coraz większa.

Czytaj także:

logo

Zabieg na emocje

Jak wyjaśnia Leokadia Derkies, specjalistka terapii uzależnień, granica między dbaniem o siebie a kompulsywnym powtarzaniem zabiegów jest bardzo subtelna. – Często trudno ją zauważyć w odpowiednim momencie, zwłaszcza osobie, która sama tego doświadcza – podkreśla.

Zazwyczaj to otoczenie dostrzega pierwsze sygnały. – Podobnie jak w przypadku alkoholizmu czy zakupoholizmu, to osoby bliskie zauważają, że coś zaczyna wymykać się spod kontroli. Osoba korzystająca z zabiegów jest przekonana, że robi to "dla siebie" i że ma ku temu dobre powody – mówi Derkies.

Współczesna kultura dodatkowo wzmacnia takie zachowania: promuje zdrową dietę, aktywność fizyczną i pielęgnację. – To samo w sobie jest dobre. Problem pojawia się wtedy, gdy zabiegi przestają być przyjemnością, a stają się koniecznością, czymś, bez czego trudno funkcjonować – zauważa terapeutka.

Często problem dotyczy osób z niskim poczuciem własnej wartości. Zabiegi mogą przynieść szybką ulgę, poprawić nastrój, pomóc rozładować napięcie. – I to działa, ale tylko na chwilę – dodaje Derkies.

Wraz z utrwalaniem się nawyku pojawia się mechanizm charakterystyczny dla uzależnień: potrzeba "coraz więcej" i "coraz częściej". – To błędne koło, w którym łatwo się zatracić – podkreśla specjalistka.

Konsekwencje uzależnienia narastają stopniowo. Zabiegi pochłaniają coraz więcej czasu i pieniędzy, zaczynają odbijać się na relacjach. – Może brakować przestrzeni dla rodziny, bliskich czy zwykłego odpoczynku. To rodzi napięcia i konflikty – mówi.

– Na co dzień pracuję w oddziale leczenia uzależnień, więc widzę ten problem bardzo wyraźnie. Ale prowadzę też gabinet prywatny i tam również trafiają osoby, które zaczęły traktować zabiegi jako sposób radzenia sobie z emocjami – mówi Derkies.

Często są to kobiety, które dorastały w rodzinach dysfunkcyjnych (DDA) lub żyją w relacjach z partnerami uzależnionymi bądź przemocowymi.

Dla nich zabiegi mogą być sposobem na podniesienie poczucia własnej wartości, na to, by choć na chwilę poczuć się ważną i zauważoną.

Leokadia Derkies

specjalistka terapii uzależnień,

Zdarza się również presja ze strony partnera. – Niektóre słyszą: „masz wyglądać tak, jesteś moją wizytówką”. To, co początkowo jest przyjemnością, zaczyna zamieniać się w obsesję, od której trudno się powstrzymać – dodaje.

Ta historia często jest powtórzeniem wcześniejszych doświadczeń. – Osoby pochodzące z rodzin dysfunkcyjnych później wchodzą w relacje o podobnej dynamice. To kontynuacja wzorców z dzieciństwa – zaznacza Derkies.

Co istotne, kobiety te zwykle nie przychodzą z myślą, że są uzależnione. – Zwykle zgłaszają lęk, smutek, poczucie braku sensu, napięcie. Dopiero w rozmowie okazuje się, że zabiegi stały się jednym ze sposobów radzenia sobie z emocjami – mówi terapeutka.

Derkies zwraca uwagę, że osoby, u których rozwija się problem nadmiernej dbałości o wygląd – kolejnych zabiegów, wypełniaczy czy botoksu – zazwyczaj na początku w ogóle nie postrzegają tego jako trudność.

Na starcie nikt nie myśli o tym w kategoriach problemu. Konsekwencje zdrowotne pojawiają się dopiero po długim czasie, często po wielu latach intensywnego korzystania z różnych zabiegów.

Leokadia Derkies

specjalistka terapii uzależnień

Czasem sygnałem alarmowym bywa dopiero niefortunny zabieg, który kończy się powikłaniami lub widoczną zmianą w wyglądzie.

Jednak najczęściej proces rozwija się stopniowo. – Ta koncentracja na wyglądzie narasta latami. Osoba przyjmuje taki styl życia jako oczywisty i naturalny. Uważa, że to normalne – podkreśla specjalistka.

Dopiero praca terapeutyczna nad samooceną, lękiem czy relacjami pokazuje, że zabiegi nie były wyłącznie pielęgnacją. – Okazuje się, że służyły regulowaniu emocji. A to może być bardzo obciążające – podsumowuje Leokadia Derkies.

Przeczytaj źródło