„Tego wieczoru umyłam Ci buźkę, na której od tak dawna nie gościł uśmiech. Delikatnie wyszorowałam Twoje dłonie, paznokcie, a potem wzięłam Cię w ramiona i zaniosłam do łóżka. Otuliłam ręcznikiem, wytarłam do sucha, dokładnie wmasowałam balsam w Twoją skórę, ten sam, który trzymam na półce do dziś.. Czasem go otwieram tylko po to, by poczuć ten zapach. Miesza się w nim coś ze słodyczą Twojego mydełka i lawendy z tej ostatniej kąpieli. Ten zapach jest jak zatrzymany czas” – tak o ostatnich chwilach z synkiem, zmarłym przed rokiem Noah, pisze w książce „Wszystko będzie dobrze” Anita Demianowicz.
Paulina Socha-Jakubowska: Przeczytałam twoją książkę, zapis towarzyszenia synkowi w chorobie i w jego umieraniu. Wielką kronikę miłości. I jest w niej wiele momentów, które każą się czytelnikowi zatrzymać. Jeden z nich to opisy sytuacji, w których ludzie, przedstawiciele ochrony zdrowia – znając i chorobę, i historię Noah, a także, co najgorsze, rokowania – wprost wam sugerowali, że przecież zawsze możecie postarać się o kolejne dziecko…
Anita Demianowicz: Takie rady, sugestie padały głównie z ust lekarzy, właściwie już w trakcie diagnozowania Noaszka. Akurat w książce opisuję jedną z takich sytuacji, gdy lekarz w pewnym momencie patrząc na mojego synka powiedział: „Jaki on śliczny. Możecie sobie jeszcze kolejne zrobić”.
Tak jakby jedno dziecko można było zastąpić drugim…Ale ja wiem, że to niemożliwe. Że nawet gdybyśmy znów zostali rodzicami, Noaszek zawsze będzie w naszych sercach, w naszym życiu. Nic i nikt tego nie zmieni.
Choć owszem, gdybym znów została mamą, tymi wszystkimi uczuciami, które cały czas we mnie są, mogłabym obdarzyć kolejne dziecko. Tymi wszystkimi niespełnionymi uczuciami…
W książce ujawniasz, że kilka miesięcy temu byłaś w ciąży. Ale tę ciążę straciłaś.
Wcześniej nikomu o tym nie mówiłam. Ale uważam, że jest dużo kobiet w podobnej sytuacji. Czułam, że chcę to napisać, że jestem gotowa, że to także element naszej historii.
Piszesz: „To nie jest opowieść o śmierci. To jest opowieść o życiu i walce. O granicach systemu. O godności, której nie pozwoliłam nam odebrać. I o miłości, tej najczystszej i bezwarunkowej, której nie złamał nawet czas. To opowieść o matce i synu. O ciąży, której miało nie być i która zaprzeczała wszystkim prawom medycyny. To opowieść o innej stronie macierzyństwa, która nie wpisuje się w żadne podręczniki”. Ale moim zdaniem to także opowieść o twojej gigantycznej sile.
Nie chciałam taka być, nie wybrałam sobie tej drogi. Zostałam postawiona w ekstremalnej sytuacji i musiałam ją unieść. Większość byłaby silna i dzielna, gdyby przyszło im się mierzyć z tym, z czym my musieliśmy się zmierzyć.
Często mówi się też do ludzi przechodzących życiowe dramaty: „Wszystko będzie dobrze”, zresztą taki tytuł ma twoja książka. Czyli też to słyszeliście?
Oczywiście. Ale jak to „będzie dobrze” wypowiedziane jako reakcja na czyjąś utratę pracy, porównać z „będzie dobrze” rzuconym, gdy umiera ci dziecko? To nie może być uniwersalne pocieszenie dla wszystkich ludzi w kryzysie.
Rozumiem, że czasem ktoś chce okazać mi wsparcie i mówi, że będzie dobrze. Ale jak, jako mama która straciła synka, miałabym w tę perspektywę uwierzyć?
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.








English (US) ·
Polish (PL) ·