Anita do zmarłego synka pisze listy: „Bicie twojego serca było najpiękniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek słyszałam”

1 miesiąc temu 20

„Tego wieczoru umyłam Ci buźkę, na której od tak dawna nie gościł uśmiech. Delikatnie wyszorowałam Twoje dłonie, paznokcie, a potem wzięłam Cię w ramiona i zaniosłam do łóżka. Otuliłam ręcznikiem, wytarłam do sucha, dokładnie wmasowałam balsam w Twoją skórę, ten sam, który trzymam na półce do dziś.. Czasem go otwieram tylko po to, by poczuć ten zapach. Miesza się w nim coś ze słodyczą Twojego mydełka i lawendy z tej ostatniej kąpieli. Ten zapach jest jak zatrzymany czas” – tak o ostatnich chwilach z synkiem, zmarłym przed rokiem Noah, pisze w książce „Wszystko będzie dobrze” Anita Demianowicz.

Paulina Socha-Jakubowska: Przeczytałam twoją książkę, zapis towarzyszenia synkowi w chorobie i w jego umieraniu. Wielką kronikę miłości. I jest w niej wiele momentów, które każą się czytelnikowi zatrzymać. Jeden z nich to opisy sytuacji, w których ludzie, przedstawiciele ochrony zdrowia – znając i chorobę, i historię Noah, a także, co najgorsze, rokowania – wprost wam sugerowali, że przecież zawsze możecie postarać się o kolejne dziecko…

Anita Demianowicz: Takie rady, sugestie padały głównie z ust lekarzy, właściwie już w trakcie diagnozowania Noaszka. Akurat w książce opisuję jedną z takich sytuacji, gdy lekarz w pewnym momencie patrząc na mojego synka powiedział: „Jaki on śliczny. Możecie sobie jeszcze kolejne zrobić”.

Tak jakby jedno dziecko można było zastąpić drugim…

Ale ja wiem, że to niemożliwe. Że nawet gdybyśmy znów zostali rodzicami, Noaszek zawsze będzie w naszych sercach, w naszym życiu. Nic i nikt tego nie zmieni.

Choć owszem, gdybym znów została mamą, tymi wszystkimi uczuciami, które cały czas we mnie są, mogłabym obdarzyć kolejne dziecko. Tymi wszystkimi niespełnionymi uczuciami…

Książka Anity Demianowicz

W książce ujawniasz, że kilka miesięcy temu byłaś w ciąży. Ale tę ciążę straciłaś.

Wcześniej nikomu o tym nie mówiłam. Ale uważam, że jest dużo kobiet w podobnej sytuacji. Czułam, że chcę to napisać, że jestem gotowa, że to także element naszej historii.

Piszesz: „To nie jest opowieść o śmierci. To jest opowieść o życiu i walce. O granicach systemu. O godności, której nie pozwoliłam nam odebrać. I o miłości, tej najczystszej i bezwarunkowej, której nie złamał nawet czas. To opowieść o matce i synu. O ciąży, której miało nie być i która zaprzeczała wszystkim prawom medycyny. To opowieść o innej stronie macierzyństwa, która nie wpisuje się w żadne podręczniki”. Ale moim zdaniem to także opowieść o twojej gigantycznej sile.

Nie chciałam taka być, nie wybrałam sobie tej drogi. Zostałam postawiona w ekstremalnej sytuacji i musiałam ją unieść. Większość byłaby silna i dzielna, gdyby przyszło im się mierzyć z tym, z czym my musieliśmy się zmierzyć.

Często mówi się też do ludzi przechodzących życiowe dramaty: „Wszystko będzie dobrze”, zresztą taki tytuł ma twoja książka. Czyli też to słyszeliście?

Oczywiście. Ale jak to „będzie dobrze” wypowiedziane jako reakcja na czyjąś utratę pracy, porównać z „będzie dobrze” rzuconym, gdy umiera ci dziecko? To nie może być uniwersalne pocieszenie dla wszystkich ludzi w kryzysie.

Rozumiem, że czasem ktoś chce okazać mi wsparcie i mówi, że będzie dobrze. Ale jak, jako mama która straciła synka, miałabym w tę perspektywę uwierzyć?

© ℗ Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.

Przeczytaj źródło