Cały świat usłyszał o Pajor. A to nie koniec. "Trzeba działać"

1 miesiąc temu 29

To dość młoda nagroda, bo "France Football" wręcza ją podczas gali Złotej Piłki od 2021 r. Otrzymuje ją ten, kto w poprzednim sezonie strzelił we wszystkich rozgrywkach najwięcej goli. Do tej pory wręczano ją tylko piłkarzom. Pierwszym laureatem w historii był Robert Lewandowski. W tym roku po raz pierwszy nagrodzono też piłkarki, a pierwszą laureatką - napastniczki są nagradzane dopiero od tej edycji - została Ewa Pajor. O jej sukcesie rozmawiamy z selekcjonerką reprezentacji Polski, Niną Patalon.

Zobacz wideo Lewandowski, Błaszczykowski i Piszczek utemperowali Nawałkę? Żelazny: Powiedzieli mu "no panie trenerze..."

Dawid Szymczak, Sport.pl: Jak powtarzała pani małej Ewie, że ma wierzyć, że jest zdolna do wielkich rzeczy, to myślała pani o aż tak wielkich rzeczach? Paryż, Theatre du Chatelet, gala Złotej Piłki, Luis Figo wręczający nagrodę, brawa od wszystkich zaproszonych. Duża rzecz.

Nina Patalon, selekcjonerka reprezentacji Polski: - To tylko świadczy o jej klasie i poziomie, jaki osiągnęła. Wszystko to, co ją w poniedziałek spotkało, jest osiągalne tylko dla wybranych. Ewa wchodzi tam, gdzie brakuje tlenu. Atakuje szczyty niedostępne dla innych. Dzięki swojej pracy, charakterowi, determinacji, ale też dzięki talentowi zdołała tam dotrzeć. Piłka nożna kobiet w Polsce ma tam ambasadorkę, która jest najlepszą napastniczką na świecie, gra w topowym klubie i zdobywa znaczące nagrody, a przy tym jej przekaz ma znaczenie.

Mówiła, że pochodzi z małej miejscowości, że nawet o tym wszystkim nie marzyła.

- I wciąż idzie naprzód. Znając ją, myśli już o następnym meczu. Popatrzmy jednak na jej osiągnięcia przez pryzmat piłki nożnej w Polsce - nie tylko kobiecej: gra w jednym z najlepszych klubów na świecie, strzela mnóstwo goli, dostaje nagrody. Ona jest na piłkarskim Evereście. Spójrzmy jeszcze szerzej i popatrzmy na nią przez pryzmat całego kobiecego sportu w Polsce. Jest Iga Świątek, Ola Mirosław i Ewa Pajor.

Co ona w sobie ma, że udało jej się to wszystko osiągnąć?

- Ona sama wie najlepiej.

Ale inni o Ewie Pajor opowiadają lepiej niż sama Ewa. Ona chyba wciąż skupia się przede wszystkim na tym, by dalej tę historię pisać.

- Ewa jest skromna. Raczej nie skupia się na zewnętrznym świecie, tylko koncentruje się na tym, który ma blisko siebie. I to też jest jej wielką siłą, bo również dzięki temu bardzo zainwestowała w swój rozwój - nie tylko sportowy. Ale co jest kluczowe? Chyba ciągły głód i wytrwałość. Ma silny charakter. Jej wielkim atutem jest samodyscyplina. Mówi się, że szczęście, które pojawia się w naszym życiu, jest sumą tego, co sobie wypracowaliśmy. Ewa jest bardzo pracowita. I jeszcze jedno, bardzo ważne: we właściwych momentach podejmuje dobre decyzje. Nie spieszy się, nie słucha opinii publicznej. Kiedyś wszyscy doradzali jej odejście z Wolfsburga, a ona została jeszcze przez trzy sezony i odeszła do Barcelony, gdy była u szczytu kariery.

Zdecydowała się na ten transfer w idealnym momencie. Przyszła do Barcelony ze statusem gwiazdy. Gotowa i pewna swego.

- Wracamy do tego, że słucha przede wszystkim siebie i swoich najbliższych. W życiu ważne jest to, kogo masz wokół siebie. Ewa dobrze dobiera ludzi, a wcześniej miała do nich szczęście. Trafiała na osoby, które chciały dla niej dobrze. Choćby na Piotra Kozłowskiego, który jako pierwszy dostrzegł w niej talent, przekonywał jej rodziców i bezinteresownie przywoził ją do Konina do mnie na treningi. Do dzisiaj jest dla Ewy ważną osobą. Dalej – kluczowe są wartości, które wyniosła z domu. Paulina, jej siostra, zaczęła grać w piłkę, żeby Ewa dalej grała. Przeprowadziła się z nią do Konina, żeby nie była sama. Później razem przeniosły się do Wolfsburga. Dlatego Ewa dziękowała w Paryżu ludziom, którzy byli blisko niej. Docenia ich. Nie miała jeszcze 29. urodzin, ale jest bardzo dojrzałą osobą. Tutaj wychodzi wpływ całej jej rodziny. To wszystko, co wyniosła z domu.

Przy licznym rodzeństwie zawsze była w drużynie.

- Kiedyś się nad tym zastanawiałam. Ewa ma trzy siostry i brata. Paulina Dudek ma dwie siostry. U Kingi Szemik w domu było dziewięcioro dzieci. One mają wpojone „siostrzeństwo", współpracę, zespołowość. Zawsze nazywam Ewę „kolektywnym napastnikiem", bo ona nie myśli tylko o strzelaniu goli, ale też o podaniach do koleżanek. Cieszy się z goli innych.

W najlepszej dziesiątce Złotej Piłki jest pięć Angielek, cztery Hiszpanki i Polka. Ewa nam się trafiła? Nie miała systemu, który jej pomógł.

- Szkoleniowo - tak. Mamy szczęście, że mamy Ewę. Nie można powiedzieć, że została wyprodukowana przez system, bo żadnego systemu wtedy nie było. Ale system to nie wszystko. W sporcie zawsze będą takie wyjątki, jak Ewa. Czasami na początku nie trzeba mieć wokół siebie wspaniałych warunków i wielkich trenerów, ale wystarczą mądrzy ludzie, którzy wpoją zawodnikowi odpowiednie wartości.

Na przykład?

- Chodzi o to, by zawodnik miał takie wartości, które nie pozwolą mu ani zmarnować talentu, ani się nim zachłysnąć. Wracam do tego, że ważne są decyzje, które Ewa podejmowała. Gdy przeszła do Wolfsburga, wiele osób nieznających całego tła, było zdziwionych: tam są same gwiazdy, nie będzie grała, przepadnie. Miała inne oferty, gdzie zarobiłaby więcej i odgrywała ważniejszą rolę w zespole, ale w Wolfsburgu czekał na nią ówczesny trener - Ralf Kellermann - który był wtedy trenerem i nie patrzył na nią tylko tu i teraz, ale wiedział, jaką może stać się piłkarką. Na początku było trudno. Ewa nie grała, więc się frustrowała. My też się denerwowaliśmy, bo słyszeliśmy, że nie jest gotowa na Bundesligę, więc muszą jej wystarczyć same treningi. Ale plan, który na nią mieli, wypalił. Czas pokazał, że podjęła dobrą decyzję. To był przecież jej wybór, żeby pójść do najlepszej niemieckiej drużyny i jednej z najlepszych w Europie.

Myśli pani, że ósme miejsce w Złotej Piłce ją satysfakcjonuje?

- Nie mam pojęcia. Nie rozmawiałyśmy o tym. Nie wydaje mi się, by Ewa przywiązywała do tego bardzo dużą wagę. Ona zwykle koncentruje się tylko na boisku.

To inaczej - miała bardzo dobry sezon, a kończy poza ścisłą czołówką. Wierzy pani, że jeszcze zdobędzie Złotą Piłkę?

- Kiedyś Ada Hegerberg, która nie odnosiła z Norwegią sukcesów na wielkich imprezach, ale wykręcała świetne wyniki z Lyonem i wygrała Ligę Mistrzyń, zdobyła tę nagrodę. Ale szczerze? Nie do końca interesują mnie te konkursy. Nie znam dokładnych kryteriów wyboru. Nagroda Muellera, którą zdobyła Ewa, ma to do siebie, że trzeba samemu ją wywalczyć, strzelając najwięcej goli. Złota Piłka natomiast zawsze będzie grą opinii. Nawet w tym przypadku - uwielbiam Aitanę Bonmati i uważam, że długo będziemy czekać na taką piłkarkę jak ona, ale obok siedziała Mariona Caldentey, która miała w tym roku większy wpływ na grę reprezentacji Hiszpanii i zwycięstwo z Arsenalem w Lidze Mistrzyń. Ale spokojnie. Ewa ma dopiero 28 lat. Liczę, że przed nią jeszcze minimum pięć sezonów na najwyższym poziomie. I mam nadzieję, że pięć kolejnych, podczas których będzie inspirować innych.

Skoro przy inspirowaniu jesteśmy… Wykorzystujemy zjawisko, jakim jest Ewa Pajor? Kiedyś Włodzimierz Szaranowicz apelował, by na "małyszomanii" wychować następne pokolenie skoczków. A Ewa jest trochę Małyszem dla kobiecej piłki w Polsce.

- Ewa jest ikoną i zrobiła już mnóstwo dla kobiecej piłki. Teraz odpowiedzialność jest po stronie innych ludzi, by to wykorzystać. Ewa ma bardzo inspirującą historię. Amerykański sen. Często mówimy o Ewie jako fenomenie sportowym, ale ona jest też fenomenem społecznym. To, że cała piłka kobieca podziwia Ewę, jest normalne. Ale dotarcie przez Ewę do piłki męskiej i pokazanie, że Polka siedzi w sali ze wszystkimi piłkarskimi znakomitościami, daje nowe możliwości. Świat piłki męskiej musi zrozumieć, że każda selekcja żeńska w klubie jest wartością dodaną. Po Barcelonie widać, jak zrośnięte są obie drużyny - kobieca i męska. Trzy lata temu jeden z jej piłkarzy był pytany na konferencji, dlaczego Barcelona nie zdobyła żadnego trofeum. Odpowiedział, że przecież zdobyła - kobiety wygrały mistrzostwo, krajowych puchar i jeszcze Ligę Mistrzów. To jest dowód na to, jak głęboko w podświadomość weszła żeńska drużyna. Mam nadzieję, że Ewa wejdzie też tak samo głęboko w podświadomość wszystkich ludzi, którzy pracują w piłce męskiej, by wiedzieli, że kobieca piłka jest ważna i może przynosić zyski. Jeśli jeszcze odważniej zainwestujemy w rozwój kobiecej piłki, to już niedługo możemy te zyski mieć. Najpierw wizerunkowe i społeczne, ale już za kilka lat - biznesowe. Wszelkie prognozy pokazują, że za 5-10 lat, w zależności od rozwoju gospodarki, ten sport zacznie na siebie zarabiać. Polska ma już pewien fundament, pierwsze sukcesy, świetną ambasadorkę. Jeśli to wykorzystamy, możemy zbudować coś okazałego. Ale trzeba działać już teraz, by się nie spóźnić.

Przeczytaj źródło