Miasta zamknięte pokochały Putina. "Nikt nie chce wodza, który obrał kierunek na rozbrojenie"

1 dzień temu 5
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Dla kluczowych zakładów w ZATO zawsze znajdują się pieniądze, choćby reszta się paliła i waliła. Nawet w znaczeniu dosłownym, nie tylko metaforycznym. Oczywistą konsekwencję stanowi niezłomna lojalność wobec Władimira Putina.

Gregory Brock, pro­fesor ekonomii z Geo­rgia Southern University, przebadał dane finansowe pochodzące z dwunastu miast zamkniętych, obejmujące lata 1996–2000. Z analizy wynikało, że poziom życia mieszkańców ZATO (zamknięte miasta o znaczeniu militarnym z ograniczeniami dot. przemieszczania się — przyp. red.) podległych Ministerstwu Obrony spadł w dobie kryzysu poniżej średniej krajowej. Brock stał na stanowis­ku, że miasta powinny zostać otwarte, włączone do regionów i funkcjonować jak pozostałe samo­rządy. Argumentował: "Brak rentowności ekonomicznej wielu ZATO sugeruje, że rząd musi w dalszym ciągu je dotować (co nie zawsze jest wykonalne, jak pokazał kryzys z 1998 roku) lub że w życiu gospodarczym ZATO większą rolę muszą odgrywać otaczające je regiony". Mechanizm sztucznego dotowania niewydolnych, oderwanych od reszty kraju lokalizacji uważał za niekorzystny dla budżetu centralnego. Używał pojęcia "fis­kalny ZATO-izm".

Źródło: Wydawnictwo Czarne

Przeczytaj źródło