Obracała się wśród elit artystycznych i politycznych. Przepisywała Tuwimowi „Kwiaty polskie”, a Iwaszkiewiczowi wysyłała w paczkach z Londynu papierosy i gin. Po 1989 roku współpracowała przy tworzeniu „Twojego Stylu”. Ale jej życie miało też ciemną stronę. Po śmierci męża zapadła na depresję, uzależniła się od leków, coraz mniej pisała i w końcu wycofała się w cień. Zmarła w Warszawie w 2007 roku, w dużej mierze zapomniana. Na jej pogrzeb przyszło kilka osób, ale akurat dlatego, że zażądała od najbliższych, żeby nekrolog ukazał się dopiero po pogrzebie. Nie chciała, żeby jej „nieświatowy” wygląd ujrzała publika – mówi Monika Ksieniewicz-Mil, autorka książki „Mira. Kobieta światowa. Opowieść o Mirze Michałowskiej”.
Krystyna Romanowska: Która anegdota o Mirze Michałowskiej najlepiej ją opisuje?
Monika Ksieniewicz-Mil: Chyba ta, którą cytuje Daniel Passent w felietonie po jej śmierci. W latach 80., była na widowni teatru „Ateneum”, kiedy do zajętego miejsca zmierzał Jerzy Urban.
– Panie ministrze, pan pomylił rząd – powiedziała.
Kim właściwie była Mira Michałowska?
Łatwiej chyba powiedzieć, kim nie była. A była jedną z najbardziej światowych Polek XX wieku. Urodziła się w 1914 roku w Łodzi, w rodzinie żydowskiej. Już jako nastolatka wyróżniała się: chodziła z prywatną nauczycielką angielskiego po promenadzie, co w tamtych czasach było ekstrawagancją. Uwaga! Prawdopodobnie mijała małego Jerzego Urbana, który w żabocie także chodził na spacer Piotrkowską. Wojna rzuciła ją najpierw do Francji, potem do Stanów. W Nowym Jorku pracowała dla Office of War Information i Voice of America, gdzie przede wszystkim odkryła, że ma niezwykły talent do tłumaczeń i pisania. Po powrocie do Polski stała się gwiazdą „Przekroju”. Jednocześnie tłumaczyła – i to jak! – Hemingwaya, Sylvię Plath, Gertrudę Stein, Agathę Christie, Jerzego Kosińskiego i wielu innych. Pisała też własne książki – jej powieść „Przeprawa” czy opowiadanie „Nad jeziorem Lugano” pokazują, że nie była tylko satyryczką, ale też dojrzałą autorką literatury ambitnej.
Wyglądała zawsze jak z żurnala, piękna i szczupła, choć nigdy nie uprawiała sportów – nie znosiła się pocić. Lubiła jeść, chrupała herbatniki, więc bywała na dietach, ale zawsze prezentowała się świetnie. W PRL-u uchodziła za „kobietę światową” – elegancką, inteligentną, z obyciem, które wyniosła z emigracji. Jeden z jej mężów, Jerzy Michałowski, był dyplomatą, ambasadorem Polski w Londynie, Nowym Jorku i Waszyngtonie.Czy rzeczywiście zarabiała lepiej niż mąż?
Tak, w tamtych czasach tłumacze i pisarze mogli naprawdę dobrze zarabiać, bo papieru było mało, wydawano tylko wartościową literaturę. Mira miała wiele wznowień i w efekcie zarabiała więcej niż jej mąż-dyplomata. Poza tym, obracała się wśród elit artystycznych i politycznych. Przepisywała Tuwimowi „Kwiaty polskie”, a Iwaszkiewiczowi wysyłała w paczkach z Londynu papierosy i gin.
Po 1989 roku współpracowała przy tworzeniu „Twojego Stylu”. Ale jej życie miało też ciemną stronę. Po śmierci męża zapadła na depresję, uzależniła się od leków, coraz mniej pisała i w końcu wycofała się w cień. Zmarła w Warszawie w 2007 roku, w dużej mierze zapomniana. Na jej pogrzeb przyszło kilka osób, ale akurat dlatego, że zażądała od najbliższych, żeby nekrolog ukazał się dopiero po pogrzebie.
Nie chciała, żeby jej „nieświatowy” wygląd ujrzała publika.Jak to się stało, że napisała scenariusz do „Wojny domowej”?
Zaczęło się od felietonów w „Przekroju”, które Mira Michałowska pisała pod pseudonimem Maria Zientarowa. Początkowo miały tylko wypełnić wolne miejsce w gazecie, ale szybko okazały się wielkim sukcesem – czytelnicy pisali listy i domagali się kolejnych odcinków. Popularność była tak duża, że wydano dwie książki: „Wojna domowa” i „Wojna domowa trwa”. Na tej fali przyszła propozycja z telewizji.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.








English (US) ·
Polish (PL) ·