Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Do redakcji Gazeta.pl zgłosił się pan Wiktor (imię zmienione). Przekazał nam, że jest byłym pracownikiem firmy ze Słubic w Lubuskiem produkującej i sprzedającej m.in. sauny ogrodowe.
Pod marką Dreamofwood działa obecnie spółka Wellness Manufacturing, a właścicielami spółki są Dominika i Rafał Wojtyńscy.
Zaglądamy na stronę internetową. Estetyczne, zachęcające zdjęcia, opinie od zadowolonych klientów. "Tworzymy ekskluzywne sauny ogrodowe, które łączą naturalne piękno drewna z nowoczesną technologią i komfortem użytkowania. Nasze konstrukcje to inwestycja w zdrowie, jakość życia i prestiż nieruchomości" - czytamy. Firma sprawia wrażenie profesjonalnej i wiarygodnej.
Pan Wiktor twierdził, że firma nie zapłaciła mu należnej pensji. I że wcale nie jest jedynym pracownikiem, który wciąż czeka na swoje pieniądze.
- Nie otrzymałem należności za swoją pracę na kilkadziesiąt tysięcy złotych - podliczył. - Gdy nie dostałem pieniędzy na czas, po prostu przestałem pracować. Właściciele nie odebrali wezwań do zapłaty, odmówili ich przyjęcia - słyszymy. Dodał, że właściciele mieli też zapowiadać podjęcie wobec niego kroków prawnych.
- Schemat działania tej firmy jest następujący: zatrudnia się kogoś i ciśnie na jak największe efekty. A potem pracownik słyszy, że pieniądze będą, ale później. Wynagrodzenie jest oddalane w czasie pod pretekstem "przejściowych" trudności finansowych - mówił nam mężczyzna.
Według pana Wiktora "firma zatrudniła nawet agencję detektywistyczną, która miała sprawdzić, kto pisał negatywnie opinie o Dreamofwood". O telefonach z firmy detektywistycznej usłyszeliśmy też później, w kolejnych rozmowach z byłymi pracownikami. Bo po nitce do kłębka dotarliśmy do innych osób, które też czują się oszukane przez firmę ze Słubic.
Zobacz wideo Zandberg: Dwóch facetów u władzy szarpie się od 30 lat i nic z tego nie wynika
- Do pracy przyjmował mnie pan Rafał, zrealizowałam obszerne zadanie rekrutacyjne. Przygotowanie zajęło mi łącznie ze cztery dni - mówi pani Luiza (imię zmienione).
Miała współpracować ze spółką na umowę zlecenie w wymiarze 2/3 etatu jako specjalistka ds. marketingu. Przepracowała kilka dni. Problemy miały zacząć się wtedy, gdy dano jej do podpisania umowę z niższą stawką. Gdy zaprotestowała, firma miała najpierw przyznać jej rację, a potem odciąć od służbowego e-maila i mediów społecznościowych.
- Napisałam maila z wezwaniem do zapłaty, nawet nie dostałam odpowiedzi. Napisałam więc skargę do Państwowej Inspekcji Pracy. Wtedy odezwał się do mnie pan Rafał i wezwał mnie do udokumentowania wszystkich wykonanych przeze mnie zadań. Chciał, żebym opisała dokładnie, co robiłam każdego dnia i o czym konkretnie rozmawialiśmy podczas codziennych spotkań, które odbywaliśmy online. To niedorzeczne - twierdzi w rozmowie z Gazeta.pl pani Luiza.
Kobieta do skargi złożonej w PIP dołączyła fragmenty e-maili, konwersacji w komunikatorach, screeny ze spotkań, kalendarz z zaznaczonymi działaniami (redakcja Gazeta.pl także dostała wgląd do tych materiałów). Inspekcja uznała jednak, że w tym konkretnym przypadku pani Luiza powinna raczej szukać pomocy w sądzie.
"Ostatniego dnia pracy wręczyli mi kwiaty"
- Nigdy nie trafił mi się tak nieuczciwy pracodawca i coś tak misternie utkanego. W poprzedniej firmie przepracowałam ponad dekadę, miałam uczciwego, rzetelnego pracodawcę. Gdyby nie to, że się przeprowadzałam, dalej bym tam pracowała. Tak dobre doświadczenia uśpiły moją czujność - słyszymy od pani Sandry (imię zmienione).
Pracowała w dziale sprzedaży. - Na początku było bardzo obiecująco. Kontaktowałam się z klientami, którzy przysyłali do nas zapytania, sama też ich poszukiwałam, proponowałam produkty, domykałam sprzedaż. Pierwsza wypłata była na czas, druga z kilkudniowym opóźnieniem. W kwietniu opóźnienie było już duże - wynika z relacji kobiety.
Pani Sandra wylicza, że firma jest winna jej pieniądze za czerwiec i kawałek lipca ubiegłego roku. - Usłyszałam, że na pewno zapłacą, ale mają opóźnienia. Mówili, że problemy wynikają z targów w Niemczech, które sporo ich kosztowały. Ostatniego dnia pracy wręczyli mi nawet kwiaty, powiedzieli, że są otwarci na współpracę w przyszłości, że wszystko uregulują. Wierzyłam tym ludziom - podkreśla.
Wezwania do zapłaty miały nic nie dać. Kobieta powiadomiła Państwową Inspekcję Pracy, poszła też do sądu pracy, w którym wygrała. - W biurze komornika powiedziano mi, że nie ma majątku, z którego można byłoby ściągnąć pieniądze. Państwo Wojtyńscy są bezkarni, to mnie przeraża - mówi nam pani Sandra.
"Zatrzymaliśmy produkcję i usiedliśmy na stołach"
Pan Łukasz pracował dla marki Dreamofwood w ubiegłym roku jako elektryk. Przekonały go profesjonalna strona internetowa i wiarygodny profil na Facebooku. Został zatrudniony niemal od ręki.
Według pana Łukasza w zakładzie miał panować chaos i brak profesjonalizmu, miały pojawiać się problemy z zamówieniami odpowiednich materiałów do produkcji, miało brakować środków na wykańczanie saun.
- Początkowo płacili przyzwoicie i na czas. Problemy z finansami zaczęły się po ok. dwóch miesiącach. W maju-czerwcu pojawiły się opóźnienia w wypłatach. W maju zatrzymaliśmy nawet produkcję, usiedliśmy na stołach i powiedzieliśmy kierownikowi, że nie będziemy pracować, dopóki nie dostaniemy pieniędzy. Nawet do takich rzeczy dochodziło. Ja dostałem wtedy całą pensję, bo byłem im niezbędny. Ale chłopakom, którzy montowali sauny i których było kilka, płacono w ratach - twierdzi w rozmowie z Gazeta.pl.
Ostatecznie się zwolnił. - Zaległej pensji mi nie wypłacono. Łącznie to ok. 12,5 tys. zł za czerwiec i lipiec. Poszedłem do sądu pracy, sąd nakazał wypłatę wynagrodzenia. Sprawa trafiła do komornika. Po miesiącu usłyszałem, że nie jest w stanie ściągnąć tych pieniędzy. Skierowałem wezwania do zapłaty, później wystąpię na drogę cywilną - zapowiada.
Mężczyzna na dowód pokazał nam nakaz zapłaty wydany przez Sąd Rejonowy w Słubicach z września ubiegłego roku. Z dokumentu wprost wynika, że rzeczywiście spółka Dreamfwood została zobowiązana do wypłaty tych pieniędzy panu Łukaszowi wraz z odsetkami.
"Musiałem zapożyczać się podczas urlopu nad morzem"
- Pan Rafał zachowywał pozory profesjonalisty, osoby, która chciałaby rozwijać firmę, produkować dobrej jakości produkty. Widziałam halę produkcyjną, było tam wtedy przygotowywanych sporo saun. Niedługo przed moim zatrudnieniem wystawiali się na europejskich targach, zrobili wtedy bardzo dobre wrażenie. Bo sauna, którą wtedy tam zaprezentowali, rzeczywiście była bardzo dobrym produktem. Pomysł na biznes był dobry. Gorzej z wykonaniem - zaznacza pani Julia (imię zmienione).
- Szybko okazało się, że pan Rafał nie mierzył sił na zamiary, brakowało mu wiedzy na temat prowadzenia firmy i produkcji. A sam siebie nazywał wręcz wizjonerem, był bardzo mocnym optymistą, oderwanym od rzeczywistości i bieżącej sytuacji - dodaje.
Pierwsza wypłata miała wpłynąć z kilkudniowym opóźnieniem, panią Julię wtedy przepraszano. - Od współpracowników usłyszałam, że to nie pierwszy taki przypadek. Brakowało też pieniędzy na materiały do wykonania saun, na surowce dobrej jakości - wylicza. Niedługo potem zaczęła szukać nowej pracy.
- Nie zapłacili mi ostatniego wynagrodzenia, nie opłacili mojego ZUS-u. Zgłosiłam sprawę do Państwowej Inspekcji Pracy, poszłam też do sądu pracy, który przyznał mi rację. Komornik ma jednak związane ręce - podkreśla kobieta.
-To ludzie, którzy myślą, że wszystko ujdzie im na sucho. I, jak się okazuje, uchodzi. Musieli mieć świadomość, że sytuacja finansowa firmy jest zła, a mimo to wciąż zatrudniali nowych ludzi. Negatywne opinie na forach dla pracodawców są usuwane - dodaje.
Przykre doświadczenia z firmą ze Słubic ma również pan Szymon (imię zmienione). Był pracownikiem fizycznym.
- Dostałem umowę o pracę, na początek na miesiąc. Potem mi ją przedłużono, dostałem nawet podwyżkę. Wynagrodzenie otrzymałem tylko za pierwszy miesiąc, z jednodniowym opóźnieniem, a za kolejne 1,5 miesiąca już nie. Wziąłem urlop i pojechałem nad morze. Czekałem, aż przyjdzie wypłata. Nie przyszła, musiałem się tam nad morzem zapożyczać - słyszymy.
-Jestem po nowotworze, muszę być pod kontrolą lekarską. Był jakiś problem ze składkami na ubezpieczenie zdrowotne, nie mogłem dostać się na wizytę. Po jakimś czasie to jednak ogarnęli - opowiada.
I on w końcu rozstał się z firmą. - Sprawa przed sądem pracy wygrana, byłem u komornika, ale powiedział, że nic nie można zrobić - podsumowuje pan Szymon.
O zaległości w wypłatach opowiedziała nam w kilkudziesięciu minutowej rozmowie kolejna była pracowniczka, opowiadając ze szczegółami o pracy dla marki Dreamofwood. Potwierdziła to, co słyszeliśmy już od innych osób. Nie odpowiedziała już jednak na naszą prośbę o autoryzację wypowiedzi, dlatego nie zdecydowaliśmy się jej publikować.
"Ze mną się rozliczyli, ale trzymam kciuki za innych pracowników" - przekazała nam z kolei inna z osób, z którą nawiązaliśmy kontakt. "Zostały mi wypłacone pieniądze. Natomiast pomagam nagłaśniać sprawę, by pomóc poszkodowanym" - usłyszeliśmy też od kogoś innego.
"Do pracowników dzwonili zdenerwowani klienci"
Z relacji byłych pracowników wynika również, że część klientów miała nie być zadowolona z usług. Zamówionych saun mieli nie dostać, albo okazały się wadliwe.
Wiktor: Przy przyjęciu zamówienia państwo Wojtyńscy pobierają zaliczkę minimum 70 proc. lub więcej, sugerując wyższy rabat przy płatności w pełnym zakresie. Ceny oferowanych produktów mieszczą się w przedziale od 10 tys. do ponad 300 tys. zł netto z pełnym wyposażeniem.
Opowiada też, że do pracowników dzwonili zdenerwowani klienci i straszyli, że ktoś komuś połamie nogi. - Niektórzy czekali od roku na dostarczenie sauny. Domagali się zwrotu pieniędzy, odszkodowania, rozmowy z właścicielami - mówi mężczyzna.
- W pewnym momencie klienci zaczęli dopytywać o spóźnione realizacje. Sama nie mogłam zweryfikować, z czego to wynika, więc bazowałam na tym, co słyszałam od właścicieli. Jeśli oni podawali mi nieprawdziwe informacje, to ja te informacje przekazywałam potem klientom - to z kolei mówi pani Sandra (imię zmienione). Kiedy właściciele mówili jej, że coś będzie gotowe za dwa tygodnie, to powtarzała informację. - Nie dziwię się, że teraz klienci mogą mieć do mnie żal - tłumaczy.
- Wyglądało to tak, jakby firma działała wręcz jak piramida finansowa i z zaliczek od klientów pokrywała bieżące zobowiązania - komentuje pani Julia (imię zmienione).
- Cały czas zbierali zamówienia. W pewnym momencie saun było zamówionych na dwa miesiące, dziesiątki zamówień. Było wiadomo, że to na trzy zakłady, że to nie na taką firmę. Odnosiłem wrażenie, jakby to było zupełnie nieprzemyślane, niepoliczone, jakby nikt nie kontrolował kosztów. Dziewczynom obrywało się od klientów, dochodziło do zastraszania - wspomina pan Łukasz.
Dotarliśmy do jednej z klientek marki Dreamofwood.
- W 2023 r. zdecydowaliśmy się na zakup sauny z jacuzzi. Oferta Dreamofwood była bardzo dobrze wypozycjonowana w internecie, zachęciło nas to, że produkty są certyfikowane, dobrej jakości. Koszt - 60 tys. zł. Wpłaciliśmy 60 proc. zaliczki - opowiada nam kobieta.
Z opowieści klientki wynika, że początkowo dostawa miała być w listopadzie 2023 r., firma miała zgodzić się jednak na nieco wcześniejszy, październikowy termin. - Zaczęły się problemy z odbieraniem telefonów, zbywano nas, że brakuje części, podawano kolejne terminy, których nie dotrzymywano. Ciągle rozmawialiśmy z kimś nowym, pracownicy się zmieniali - mówi nasza rozmówczyni.
- Zaczęliśmy się bać, że nie zobaczymy ani zaliczki, ani produktu. Wysłaliśmy więc pismo przygotowane przez prawnika. W końcu w marcu dostarczono nam zamówienie, ale z usterkami. Przyjechali na serwis raz, drugi, za trzecim razem już nie. Zablokowano nas. Efekt jest taki, że napraw dokonaliśmy we własnym zakresie - słyszymy
O niezadowolonych klientach pisała także w ubiegłym miesiącu w obszernym tekście "Gazeta Lubuska", która rozmawiała z kilkoma z nich. - 2 maja minął rok, odkąd nie mam ani mojego zamówienia, ani moich pieniędzy - skarżyła się gazecie jedna z rozmówczyń.
Prokuratura potwierdza: Jest śledztwo
Część osób zdecydowała się na powiadomienie organów ścigania. "Zawiadomienia o przestępstwie pochodzą od pokrzywdzonych, którzy twierdzą, że zostali doprowadzeni przez osoby działające w imieniu i na rzecz spółki Dreamofwood z siedzibą w Słubicach do niekorzystnego rozporządzenia mieniem poprzez wprowadzenie ich w błąd co do chęci i możliwości realizacji umów sprzedaży saun" - przekazała nam prok. Mariola Wojciechowska - Grześkowiak z Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim
Trwa śledztwo nadzorowane przez Prokuraturę Rejonową w Słubicach. Do tej pory wpłynęło 15 zawiadomień o podejrzeniu oszustwa od osób, które miały nie otrzymać zamówionego towaru lub otrzymać towar wadliwy.
"Wartość łączna szkody wynikająca z tych 15 zawiadomień to ok. 860 617 PLN, przy czym wysokość szkody będzie dopiero weryfikowana w toku postępowania" - poinformowała nas rzeczniczka gorzowskiej prokuratury.
Wpłynęły też do tej pory trzy zawiadomienia od byłych pracowników dotyczące "naruszenia ich praw pracowniczych".
"Prowadzone śledztwo ma charakter rozwojowy i jest prowadzone w sprawie [to oznacza, że nikomu nie postawiono do tej pory zarzutów - red.]. (...) Śledztwo zostało wszczęte z uwagi na uzasadnione podejrzenia zaistnienia przestępstwa i obecnie pozostaje w fazie gromadzenia materiału dowodowego pozwalającego w przyszłości na zweryfikowanie tego podejrzenia" - informuje nas prok. Mariola Wojciechowska-Grześkowiak.
Spółka sprzedana, marka została
Spółka Dreamofwood została zarejestrowana ponad pięć lat temu (początkowo funkcjonowała pod innymi nazwami). W styczniu 2020 r. Dominika Wojtyńska została prezeską spółki, a Rafał Wojtyński - członkiem zarządu, oboje też byli udziałowcami. W grudniu 2021 r. Rafał Wojtyński na jakiś czas objął funkcję prezesa (w maju 2023 r. prezeską znów została jego żona).
Od listopada ubiegłego roku Wojtyńscy nie mają jednak ze spółką już nic wspólnego. Została sprzedana innej firmie, zajmującej się, jak czytamy na jej stronie, "skupem spółek niechcianych". Dreamofwood zmieniła następnie nazwę, zmieniła też miejsce działalności ze Słubic na Warszawę, a jej obecną prezeską jest 22-letnia kobieta. Jak wynika z danych KRS, 22-latka zasiada we władzach co najmniej kilkudziesięciu innych podmiotów.
"Z przykrością informujemy, że ze względu na tajemnicę handlową, regulacje RODO jak również inne obowiązujące akty prawne zobowiązani jesteśmy do poufności zawieranych transakcji z klientami" - przekazali nam obecni właściciele dawnej spółki Dreamofwood, poproszeni o komentarz m.in. w sprawie okoliczności jej zakupu.
W marcu 2022 r. Wojtyńscy zarejestrowali inną spółkę, początkowo pod nazwą Top Sell, później Zoria Elite, obecnie to właśnie Wellness Manufacturing. Oboje wciąż są jej udziałowcami, oboje też od początku zasiadali w zarządzie (obecnie Wojtyński jej prokurentem spółki, Wojtyńska pozostaje prezeską).
I choć Wojtyńscy nie mają już spółki Dreamofwood, nadal prowadzą działalność pod tą marką (taką nazwę nosi strona internetowa, powiązane z nią logo, a także fanpage na Facebooku).
Inspekcja pracy i sąd: Nie wypłacano części wynagrodzeń
Okręgowy Inspektorat Pracy w Zielonej Górze poinformował nas, że w ubiegłym roku w spółce Dreamofwood przeprowadzono kontrolę dotyczącą "wypłaty wynagrodzenia za pracę i innych świadczeń pieniężnych ze stosunku pracy".
"Ustalono, że Spółka nie wywiązała się z obowiązku wypłacenia wynagrodzenia i w związku z tym inspektor pracy skierował do sądu wniosek o ukaranie osoby odpowiedzialnej za naruszenie tego obowiązku. Ponadto wydał nakaz zapłaty należnego wynagrodzenia" - przekazał nam Okręgowy Inspektor Pracy Jerzy Łaboński.
Co do drugiej spółki - Wellness Manufacturing, która obecnie należy do Wojtyńskich - kontrolowana była na przełomie ubiegłego i obecnego roku.
"Kontrola ujawniła nieprawidłowości w zakresie technicznego bezpieczeństwa pracy (dotyczyły m.in. oceny ryzyka zawodowego, środków ochrony indywidualnej, szkoleń stanowiskowych bhp) oraz prawnej ochrony pracy (m.in. przypadek nieterminowej wypłaty wynagrodzenia)" - przekazał Jerzy Łaboński. Wszczęto postępowanie wykroczeniowe i wydano zalecenia.
Dodatkową kontrolę przeprowadzono też w kwietniu i maju. Ujawniła ona m.in., że "pracodawca nieterminowo wypłacił wynagrodzenie za luty i marzec 2025 r.". "W związku z nieterminową wypłatą wynagrodzenia, w stosunku do osoby działającej w imieniu pracodawcy zostało wszczęte postępowanie wykroczeniowe (mandat karny)" - czytamy.
W lutym tego roku Sąd Rejonowy w Słubicach orzekł wobec Dominiki Wojtyńskiej karę 2,2 tys. zł grzywny. Wyrok nakazowy obejmuje przypadki kilkunastu pracowników.
Potwierdzono jednoznacznie, że Wojtyńska nie wypłaciła następujących wynagrodzeń:
- w czerwcu 2024 r:. - 400,00 zł, 7.694,20 zł, 7.170,73 zł, 4.500,00 zł, 6.628,07 zł, 6.103,88 zł, 7.085,76 zł, 305,83 zł, 3.242,32 zł,
- w lipcu 2024 r. - 2.388,01 zł, 4.695,65 zł, 8.284,71 zł, 1.447,46 zł, 6.850,14 zł, , 4.340,96 zł, 1.540,38 zł, 10.000,00 zł, 4.590,81 zł, 7.893,40 zł i 6.470,35 zł
Do tego dochodzą niewypłacone dwóm osobom za czerwiec i lipiec ub.r. (2.216,00 zł, 2.248,00 zł, 2.547,00 zł i 2.547,00 zł tytułem minimalnego wynagrodzenia z pracę).
Jak czytamy w wyroku, Dominika Wojtyńska nie wypłaciła również ekwiwalentów pieniężnych za niewykorzystany urlop wypoczynkowy (6.883,20 zł, 2.899,94 zł, 1.434,00 zł, 1.812,40 zł, 2.292,08 zł, 2.170,00 zł, 1.693,60 zł) i nie opłaciła składek na Fundusz pracy za czerwiec ub.r. (4.944,93 zł) i za lipiec ub.r. (4.971,11 zł).
W orzeczeniu wskazano też, że jedna z osób miała nie otrzymać pensji za czas choroby.
"Byliśmy ofiarami dramatycznych wydarzeń"
Próbowaliśmy uzyskać od firmy jej stanowisko w opisywanych wyżej sprawach. W piątek 11 lipca zwróciliśmy się do Dominiki i Rafała Wojtyńskich z prośbą o komentarz (pisemny lub telefoniczny). Na naszą prośbę zareagował Rafał Wojtyński, oczekując wyłącznie osobistego przyjazdu dziennikarza Gazeta.pl do siedziby firmy w Słubicach. Jak stwierdził, tylko rozmowa "twarzą w twarz" pozwoli nam zrozumieć pełen kontekst całej sytuacji i umożliwi zapoznanie się z dokumentami.
Powtórzyliśmy, że niezmiennie jesteśmy gotowi przyjąć oświadczenie pisemne, a także odbyć rejestrowaną rozmowę telefoniczną lub wideokonferencję z właścicielami spółki.
Ostatecznie otrzymaliśmy podpisane przez Wojtyńskiego oświadczenie, w którym stwierdza, że "wobec pojawiających się w przestrzeni publicznej nieprawdziwych, szkalujących i potencjalnie inspirowanych treści, Spółka - działając zgodnie z obowiązującym prawem - złożyła zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa".
Jak przekazano nam w mailu, postępowanie "prowadzone jest m.in. w oparciu o przepisy: ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, kodeksu karnego oraz ustawy o ochronie danych osobowych i tajemnicy przedsiębiorstwa [w rzeczywistości nie ma ustawy o ochronie danych osobowych i tajemnicy przedsiębiorstwa, jest jedynie ustawa o ochronie danych osobowych - red.]".
"Do momentu zakończenia czynności przez odpowiednie organy, Spółka - respektując zarówno obowiązek ochrony interesu prawnego, jak i obowiązujące przepisy - nie jest uprawniona do przekazywania publicznie szczegółowych informacji dotyczących osób trzecich, relacji handlowych czy rozliczeń" - czytamy.
"Spółka nie uchyla się od wyjaśnień, lecz - jako strona pokrzywdzona - działa zgodnie z obowiązującymi procedurami i w interesie swoich obecnych kontrahentów, klientów oraz reputacji firmy" - podkreślił Rafał Wojtyński.
W kolejnej wiadomości doprecyzował, że pierwsze zawiadomienie zostało złożone już w sierpniu ubiegłego roku na słubickiej policji, a postępowanie zostało wówczas umorzone.
"Równocześnie na początku czerwca 2025 roku złożyliśmy odrębne zawiadomienie do Prokuratury, dotyczące podejrzenia popełnienia przestępstw przez osoby trzecie, działające w sposób zorganizowany i świadomy na szkodę Spółki" - przekazał nam Rafał Wojtyński.
Prokuratura potwierdziła, że takie zawiadomienie wpłynęło 20 czerwca tego roku. Dotyczy przestępstw z art. 190 (kierowanie gróźb) oraz z art. 212 kodeksu karnego (zniesławienie). Postępowanie jest w toku.