Sprzedaje 300 aut rocznie. Ma jedną złotą zasadę

21 godziny temu 4
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

"Biznes Klasa" to program money.pl dostępny na YouTube. Szef redakcji Łukasz Kijek prowadzi w nim rozmowy z przedsiębiorcami - o ich życiu, biznesie, zarobkach i wielu innych sprawach. Gościem ostatniego odcinka był Paweł Miszta, przedsiębiorca znany z programu "Wojny samochodowe". - Sprzedaż to nie problem. Problem to kupić coś sensownego - mówi w "Biznes Klasie". Zobacz najnowszy odcinek programu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także:

30 milionów przychodu na handlu używanymi autami - Paweł Miszta w Biznes Klasie

Sprzedaje używane auta. Ile zarabia?

Paweł Miszta od 15 lat zajmuje się sprzedażą aut używanych. Rocznie sprzedaje około 300 sztuk, co przekłada się na obrót sięgający 30 mln zł. - Ale gotówki u mnie nie widać. Dziś sprzedam samochód, a wieczorem już mam kupiony kolejny. Wszystko idzie w towar - mówi. Wyjaśnia, że niektóre auta sprzedaje ze stratą, nawet rzędu 10 tys. zł. -Takie samochody trzeba po prostu wypchnąć, odblokować kasę i lecieć dalej – dodaje.

Średnia cena samochodu, które sprzedaje Miszta, to 100 tys. zł. Ile na tym zarabia? - Czasami ktoś zostawi samochód w rozliczeniu za tysiąc zł, a sprzedamy go za trzy. I odwrotnie - sprzedamy auto za 200 tysięcy, a zostanie 2 tysiące - opowiada.

Najważniejszym elementem w tym biznesie, jego zdaniem, jest zakup. - Samochód albo ma za wysoką cenę, albo odbiega stanem od rzeczywistości. A przecież to ja później ponoszę odpowiedzialność - mówi Miszta. Dlatego, jak tłumaczy, wybiera auta poleasingowe, droższe, ale w lepszym stanie technicznym. - Zmniejszyliśmy liczbę reklamacji. W zeszłym roku tylko trzy auta z 300 miały problem. To 1 procent - dodaje

Ma jedną złotą zasadę. Nie sprowadza aut z Niemiec

Paweł Miszta nie sprowadza samochodów z Niemiec. Jedyny rynek, który jest dla niego interesujący to Szwecja. Tam handlarze nie cofają liczników, bo nie mogą. A w Niemczech? - Co tydzień łapaliśmy przekręcone zegary - mówi Paweł Miszta. Najwięcej przypadków, jak twierdzi, dotyczyło właśnie rynku niemieckiego, z którego Polacy masowo sprowadzają auta.

Rekord to licznik cofnięty o 400 tys. km. - Samochód wyglądał świetnie, ale dane mówiły co innego. I dlatego przestałem kupować w Niemczech. To największy rynek samochodowy w Europie, a nie ma systemu, który by to kontrolował. W mojej ocenie to ciche przyzwolenie na pozbycie się złomu z Niemiec - ocenia.

Czy Polacy kupują elektryki? "Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego"

Na pytanie o auta elektryczne odpowiada krótko: "Nie mam zapytań. Ja nie chcę używanych elektryków". Dlaczego? - Koszt baterii może przykryć zysk z całego miesiąca albo dwóch. Ostatnie BMW i3 stało u mnie siedem miesięcy. Jedna osoba obejrzała. W końcu się sprzedało. Ale to wyjątek. Miałem też jednego elektryka, który wrócił do Szwecji. W Polsce nikt go nie chciał. A tam poszedł w trzy dni - opowiada. Miszta uważa, że infrastruktura w Polsce nie jest gotowa na auta elektryczne.

Jakie auta kupują Polacy? "Kiedyś miałem 14 takich samych aut. Już wiem, że to błąd"

Rynek samochodowy jest nieprzewidywalny - przyznaje. Sam przekonał się o tym, gdy kupił kilkanaście identycznych modeli Volvo XC60. - Klient nie rozumie, że jeden ma inne wyposażenie albo mniejszy przebieg. Dla niego wyglądają tak samo, a cena się różni - opowiada. Niektóre z tych aut sprzedał od razu, inne stoją do dziś. - Trzeba uważać, co się kupuje. I nie mieć za dużo tego samego modelu - mówi.

Jak mówi, dziś klient liczy każdą złotówkę. - Widzi, że kupiłem za 60, sprzedaję za 70. Ale nie widzi, że musiałem zapłacić za transport, naprawy, polerowanie. Często zostaje mi z tego 1000 zł - twierdzi. Miszta dodaje, że część klientów kupuje auta na odległość. - W czerwcu 10 z 30 samochodów sprzedałem ludziom, którzy nie widzieli auta na oczy. Widzieli zdjęcia, przelali pieniądze, odbierali zarejestrowane auto. Mam duże zaufanie klientów - dodaje.

Dlaczego auta są coraz droższe? "Wszyscy chcą zarobić. Nawet ASO chce sprzedać swoje"

Paweł Miszta nie ma wątpliwości: "To nie prywaciarz płaci podatki. To klient. My je tylko przekazujemy. I dlatego ceny rosną". Według nieg polskim rynkiem motoryzacyjnym rządzi cena. - Ludzie w Polsce nie chcą przepłacać. Każdy szuka okazji. Tylko że jak jest za tanio, to już powinno zapalić się światełko ostrzegawcze - mówi Paweł Miszta.

Według niego widać wyraźnie, że "Chińczycy zamieszali na rynku". - Ktoś kupił nową Corollę w sedanie za stówę. Takich cen nie było od kilku lat - relacjonuje. Zwraca uwagę, że ceny spadają, ale głównie w salonach. - Na licytacjach poleasingowych te ceny nie do końca spadły. Marże są mniejsze. W sztukach może będzie lepiej, ale finansowo ten rok może być gorszy - ocenia. Chińskie auta, jak mówi, robią teraz największy ruch w interesie.

W poprzednich odcinkach "Biznes Klasy" Łukasz Kijek rozmawiał z:

Przeczytaj źródło