Stabilna praca, mieszkanie, wsparcie partnera i rodziny kluczowe dla decyzji o macierzyństwie

4 dni temu 9

"Nikt nie będzie miał dzieci z powodu tego, że ludność się starzeje, że nie będzie w przyszłości pieniędzy na emerytury, czy w związku z wojną za naszą wschodnią granicą, która jakoś nam zagraża. To jest decyzja nasza, osobista i możemy tylko stwarzać warunki ludziom, którzy chcą mieć dzieci, żeby mogli to zrealizować. Ale nikogo do niczego nie możemy zmusić" - mówi RMF FM prof. Anna Matysiak z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, wyróżniona Nagrodą Fundacji na rzecz Nauki Polskiej 2025 w obszarze nauk humanistycznych i społecznych za zidentyfikowanie kluczowych cech rynku i warunków pracy wpływających na dzietność. W rozmowie z Grzegorzem Jasinskim podkreśla, że praca zawodowa nie tylko nie przeszkadza kobietom w macierzyństwie, ale stabilność tej pracy wręcz staje się warunkiem podjęcia decyzji o dziecku.

Anna Matysiak urodziła się w 1979 roku. Ukończyła dwa kierunki studiów w Szkole Głównej Handlowej (SGH) w Warszawie - ekonomię oraz metody ilościowe i systemy informacyjne (2003). W 2006 roku uzyskała tytuł European Research Master in Demography w Max Planck Institute for Demographic Research w Rostocku. Stopień doktora nauk ekonomicznych otrzymała w 2009 roku w SGH na podstawie pracy o współzależnościach między płodnością a aktywnością zawodową kobiet. W 2017 roku uzyskała habilitację z ekonomii, a w 2024 roku otrzymała tytuł profesora nauk społecznych w dyscyplinie ekonomia i finanse. Karierę naukową rozpoczęła w Instytucie Statystyki i Demografii SGH, gdzie pracowała w latach 2003-2013. Następnie była zatrudniona w Wiedeńskim Instytucie Demograficznym Austriackiej Akademii Nauk (2013-2019). Od 2019 roku pracuje na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie kieruje Interdyscyplinarnym Centrum Badań nad Rynkiem Pracy i Rodziną (LabFam). Jest również redaktorką naczelną czasopisma "Demographic Research" i wiceprezydentką European Association for Population Studies (EAPS).

Praca badawcza prof. Anny Matysiak  koncentruje się na analizie wpływu przemian zachodzących na rynku pracy w Polsce i w Europie, wywołanych m.in. globalizacją i zmianą technologiczną na decyzje o posiadaniu dzieci, a także na relacjach pomiędzy sytuacją rodzinną a karierą zawodową kobiet i mężczyzn. W swoich badaniach łączy ekonomię pracy, demografię i socjologię rodziny, wykorzystując zaawansowane metody ilościowe. W 2019 roku otrzymała prestiżowy Consolidator Grant Europejskiej Rady ds. Badań Naukowych (ERC) na projekt LABFER dotyczący wpływu zmian technologicznych i globalizacji na dzietność. Jest również współautorką projektów realizowanych w ramach programów Horizon Europe i Narodowego Centrum Nauki, badających skutki przemian na rynkach pracy, w tym wywołanych pandemią COVID-19, na równość płci i funkcjonowanie rodzin. Te badania pozwalają lepiej zrozumieć, jak polityka społeczna i warunki pracy mogą sprzyjać łączeniu życia zawodowego i rodzinnego oraz przeciwdziałać pogłębianiu nierówności płci na rynku pracy.

Dorobek naukowy prof. Anny Matysiak obejmuje ponad 60 prac, w tym większość to artykuły w recenzowanych czasopismach, w tym w "Demography", "European Journal of Population", "Population Studies", "Journal of Marriage and Family", "Social Science Research" oraz "Work, Employment and Society". Jej prace są szeroko cytowane w międzynarodowej literaturze z zakresu demografii, ekonomii rodziny oraz socjologii. Otrzymała wiele wyróżnień za osiągnięcia badawcze, m.in. stypendium START Fundacji na rzecz Nauki Polskiej (2007), Nagrodę tygodnika "Polityka" (2009), Nagrodę Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego (2013), Nagrodę Narodowego Centrum Nauki (2013) oraz Nagrodę Dirka J. van de Kaa Europejskiego Towarzystwa Badań nad Ludnością (2018).

Grzegorz Jasiński: W roku 2025 Nagroda FNP w obszarze IV - nauki humanistyczne i społeczne została przyznana: pani prof. Annie Matysiak z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego za zidentyfikowanie kluczowych cech rynku i warunków pracy wpływających na dzietność. Pani profesor, serdecznie gratuluję tej nagrody.

Prof. Anna Matysiak: Dziękuję bardzo.

Pani profesor, naukowcom często zadaje się takie pytanie, na ile ich praca może nam się przydać w codziennym życiu. W przypadku pani badań tego pytania w ogóle nie ma po co stawiać. To jest po prostu oczywiste...

Mam nadzieję. Mam nadzieję, że jest to oczywiste i teraz wszyscy doświadczamy tych zmian demograficznych. Widzimy je. I w ogóle to jest tak, że te zmiany ludnościowe, demografia, ona leży u podstaw wszystkiego, rozwoju ekonomicznego kraju i kulturowego. No ludzie są ewidentnie potrzebni i oni jakby współtworzą wszystko, co na tej ziemi mamy. Tak że mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć dlaczego tym się zajmujemy.

Stawia pani w tych swoich badaniach tezę, że udana i stabilna praca zawodowa nie przeszkadza w macierzyństwie, ale coraz częściej jest jego koniecznym warunkiem. To jest mocna teza. Od kiedy pani zdaniem taka teza jest prawdziwa? Może w czasach PRL-u ona była już prawdziwa w Polsce?

Tak, w Polsce była już prawdziwa w czasach PRL-u. Zresztą chyba taka była też koncepcja naszego państwa, że mają wszyscy pracować i to zatrudnienie jest ważne, i posiadanie dzieci jest ważne. Rzeczywiście kobiety łączyły wówczas posiadanie dzieci z pracą zawodową i to była zupełnie naturalna rzecz. Wiele kobiet pracowało, dużo więcej niż w krajach rozwiniętych w Europie Zachodniej czy Stanach Zjednoczonych. Tyle, że było tak, że wszystko spoczywało na kobietach. Rynek pracy nie był zbyt konkurencyjny, więc to się też dawało pogodzić. Jak te zmiany zaczęły zachodzić i zmieniliśmy nasz ustrój, w latach 90. rynek pracy stał się dużo bardziej dynamiczny. Od tamtej pory jest bardzo dynamiczny i nie spodziewam się, żeby się to zmieniło. Mam wrażenie, że w zasadzie staje się coraz trudniejszy i coraz bardziej wymagający. Więc coraz trudniej jest pogodzić pracę zawodową z opieką. Jednak ciągle ta praca kobiet jest potrzebna, żeby się utrzymać. Potrzebny jest wkład do budżetu gospodarstwa domowego, a jednocześnie kobiety coraz bardziej się kształcą i mają swoje aspiracje; też chcą kariery zawodowe kontynuować. To jest drugi powód. A trzeci powód - tego jeszcze dokładnie nie badałam - to jest jakby hipoteza, którą zamierzam dalej testować: że ponieważ rynek pracy jest wymagający, to ludzie chcą, żeby tak zainwestować w dzieci, żeby te dzieci sobie w przyszłości na tym wymagającym rynku poradziły. I w tym celu też chcą i muszą pracować, żeby móc w te dzieci inwestować. Tak że tak jest. I to, co ja mówię teraz, to nie jest sytuacja tylko w Polsce, bo również w krajach Europy Zachodniej, w Stanach Zjednoczonych ta praca zawodowa stała się ważnym warunkiem do posiadania dzieci.

Ale to spojrzenie z naszych polskich warunków, jak rozumiem, się pani bardzo przydało, bo Europa Zachodnia czy Stany Zjednoczone mogły sobie nie do końca zdawać z tego sprawę.

Tak, my w jakimś sensie byliśmy do przodu, nasz region, bo te kobiety wcześniej pracowały. Na innym rynku pracy, ale jednak pracowały. Więc nawet jak tamten ustrój poprzedni, polityczny i ekonomiczny upadł, to ciągle, dla młodych kobiet było oczywiste, żeby pracować. Niektóre się wycofały, niektórym było trudno, wiadomo, ale ciągle dla wielu kobiet było to oczywiste. A w krajach Europy Zachodniej dopiero się to zaczynało. Gdzieś tam w latach 80. kobiety wchodziły na rynek pracy. Pojawiało się dużo wątpliwości, czy powinny, kiedy powinny zrezygnować, na ile powinny się wycofać. Ciągle w niektórych krajach, na przykład w Niemczech, w Austrii, kobiety po urodzeniu dziecka w dużej mierze pracują w niepełnym wymiarze i to przez dosyć długi czas. Właśnie żeby pogodzić obie aktywności. Ale też tam funkcjonuje takie przekonanie, że to nie jest dobre dla dziecka, żeby matka pracowała. Ja oczywiście nie mówię, że jest źle, jak nie pracuje, jak się zajmuje dzieckiem, ale jednak u nas jest takie przekonanie, że kobiety chcą to połączyć, chcą to połączyć ze względu na dziecko, ze względu na siebie, ze względu na gospodarstwo domowe. I trochę nie da się inaczej. To znaczy nawet jakbyśmy chcieli inaczej, nawet jakbyśmy chcieli pracować mniej, to jest to trudne właśnie ze względów ekonomicznych.

My mamy też swoje doświadczenia, mamy doświadczenia naszych mam, które pracowały, wiemy mniej więcej, co to oznacza i nie czujemy się jako kiedyś dzieci, a obecnie dorośli jakoś przesadnie tym straumatyzowani.

Dokładnie, dokładnie tak jest. A w tych krajach Europy Zachodniej było tak, że gdzieś tam mamy czy babcie nie pracowały, w związku z czym te młode kobiety czuły konflikt. No jak one teraz mogą? Natomiast u nas jest to bardziej naturalna sytuacja.

Pani bada ten czynnik. Czy pani zdaniem on jest absolutnie najważniejszy, czy jest jednym z tych kluczowych? Często w przypadku malejącej dzietności mówi się o względach kulturowych, o pewnym innym pomyśle na życie, czasem wręcz o względach ekologicznych. Czy te inne czynniki są zdecydowanie mniej ważne niż ten, o którym pani pisze, czy też mają swoje znaczenie, ale nie są akurat tematem pani badań?

Te inne czynniki, oczywiście zależy które, jakoś mają znaczenie. Natomiast rynek pracy, ja nie chcę powiedzieć, że jest najważniejszy, bo nie wiem tego i nie wiem, czy ktokolwiek to wie, ale jednak jest bardzo ważny i w wielu badaniach to wychodzi. Po pierwsze, on jest bardzo ważną sferą naszego życia. W zasadzie ta aktywność zawodowa dzieje się równolegle do procesu formowania rodziny. My mniej więcej kończymy edukację, wchodzimy na rynek pracy i mniej więcej w tym czasie zaczynamy poważnie już nawiązywać związki, opuszczać dom rodzinny, no i myśleć ewentualnie o posiadaniu dzieci. To się dzieje w tym samym czasie, więc trudno, żeby nie determinowało nam tych decyzji rodzinnych. Ponadto, poza tym, że ta aktywność zawodowa zabiera czas, no to też daje środki do utrzymania. I dlatego to jest trudne, bo gdyby tylko zabierała czas, to można by było powiedzieć: dobra, to na razie nie będę pracować, zajmę się dziećmi. No nie, aktywność zawodowa jest potrzebna ze względu na te środki finansowe, ale także te inne względy. One większą rolę odgrywają w jednej grupie kobiet, w innej grupie kobiet mogą odgrywać mniejszą rolę, tych mniej nastawionych na pracę zawodową, może nieco gorzej wykształconych, ale na pewno te względy finansowe odgrywają rolę. No i problem polega na tym, że ten rynek pracy jest niezwykle dynamiczny i bardzo się zmienia. I tutaj nawet mamy przykłady z bardzo niedawnych wydarzeń na świecie. COVID bardzo mocno zmienił rynek pracy. Teraz nagle weszło AI. Też bardzo mocno zmienia rynek pracy, definiuje, jakie zadania będą mniej potrzebne na rynku pracy. Wymaga, żebyśmy się przekwalifikowali, nauczyli niektórych umiejętności. I to się dzieje bardzo dynamicznie. Z dnia na dzień nagle coś się potrafi zmienić i my musimy się dostosowywać, więc to też wymaga od nas bardzo dużych inwestycji czasowych. Tak że ten rynek pracy jest bardzo ważny. Ja mogę jeszcze dodać, że robiliśmy na Uniwersytecie Warszawskim niedawno eksperyment razem z moimi współpracowniczkami: profesor Anną Kurowską i doktorantką Magdaleną Grabowską. Przedstawiłyśmy respondentom różne scenariusze. One się różniły między sobą. Było w nich sześć różnych elementów. Jeden z nich to było posiadanie stabilnej pracy w przyszłości, dostęp do mieszkań. A poza tym było na przykład, że zmiany klimatyczne spowolnią, że prawo aborcyjne się zmieni na takie, jak było poprzednio, że będzie lepszy dostęp do opieki instytucjonalnej, a także, że mężczyźni będą w większym stopniu się angażowali w opiekę. I mogę powiedzieć, że trzy czynniki wyszły zdecydowanie najważniejsze. To było to prawo aborcyjne, ale właśnie także dostęp do stabilnej, dobrze płatnej pracy i dostęp do mieszkań. Który też się wiąże z tym rynkiem pracy. Tak że na podstawie tego mogę powiedzieć, że tak, ten rynek pracy jest bardzo ważny.

Co można zrobić? Bo wszyscy się zastanawiamy nad tym, co z nami dalej będzie, ile tych dzieci będzie i to zastępowanie pokoleń staje się coraz bardziej problematyczne. Więc w tym zastanawianiu się nad tym, co zrobić, żeby pary, kobiety chciały mieć dzieci, no musimy się zastanawiać nad tym, co z punktu widzenia rynku pracy jest najważniejsze. A więc tak, czy wykształcenie, czy zabezpieczenie pracy w sensie takim, że nie można zostać zwolnionym, jeśli się zachodzi w ciążę albo nawet pracuje, albo nawet planuje, to nie można być odsuniętym od możliwości zatrudnienia. No i wreszcie trzeci element, który przychodzi mi do głowy, to są te żłobki, przedszkola i ta w ogóle możliwość opieki nad dzieckiem, żeby można było go w bezpiecznym miejscu zostawić. Czy są jeszcze inne czynniki? Który z tych w pani badaniach wychodzi jako najważniejszy?

W zasadzie to, co pan wymienił, jest ważne. Z tym zwalnianiem nie do końca możemy tutaj zrobić. To znaczy pewnego rodzaju mamy regulacje takie jak na przykład, że nie można zwolnić osoby wracającej po urlopie, że nie można zwalniać kobiety w ciąży. Natomiast no, gdzieś tam ograniczony mamy na to wpływ, nie możemy tego zbyt mocno też uregulować, ale to mamy. Na pewno ważna jest opieka instytucjonalna, żłobki, przedszkola, świetlice szkolne dobrej jakości, tak żeby rodzice mieli zaufanie do tego i do tych instytucji, nie bali się tam zostawiać dzieci. No i tutaj kuleje, jeżeli chodzi o nasz kraj. Dostęp do przedszkoli się znacząco poprawił. Opieka żłobkowa ciągle jest niedostateczna. Jest mało tych żłobków publicznych. Ludzie muszą korzystać z prywatnych. Owszem, państwo teraz to dofinansowuje, ale to się zaczęło dopiero teraz. Świetlice szkolne, dobrze, że one są, ale słyszy się, że one są przepełnione, że rodzice nie są zadowoleni, albo że na przykład szkoły się otwierają o dziesiątej, są zajęcia tam do pierwszej i wtedy co z tym dzieckiem zrobić? Więc jakby to jest wszystko szalenie ważne i państwo się powinno tym opiekować i tym zajmować, także ze względu na dzieci, ze względu na ich rozwój, na ich kapitał ludzki. Ale to, co jest jeszcze szalenie ważne i o czym pan nie wspomniał, to jest to, że w zasadzie to nie tylko kobiety i nie tylko państwo, ale też partnerzy, mężczyźni powinni uczestniczyć w tym procesie. I to się również zmienia. W krajach skandynawskich takie urlopy dla mężczyzn zostały wprowadzone już w latach 90. U nas to dopiero się zaczęło teraz, no z dosyć dużym opóźnieniem, ale coraz częściej widzimy mężczyzn korzystających z takich urlopów, chodzących z dzieckiem do lekarza, proszących o zwolnienie z pracy z powodu choroby dziecka. Tak, że to się dzieje. I to jest szalenie ważne, bo to nie tylko kobiety. Mówimy o kobietach, że to płodność, dzietność kobiet albo że to kobiety na rynku pracy. Tak de facto to te decyzje są podejmowane w parze. Oboje pracują, oboje kontrybuują do budżetu gospodarstwa domowego, oboje podejmują decyzję o dziecku. Jest to ich dziecko, które kochają, więc dlaczego nie mają się nimi zajmować oboje? Więc na pewno partnerzy. Ważne jest też wsparcie ze strony większej rodziny. Tylko sposób, w jaki my żyjemy, zwłaszcza w miastach, coraz bardziej jest taki, że mało jest jakby tego dostępu do tych innych członków rodziny. I nie mówię tylko o dziadkach, ale nawet braciach, siostrach, rodzeństwie. Oni są gdzieś tam daleko, zajęci, też mają swoje rodziny. Kiedyś się żyło bardziej razem i łatwiej było tę opiekę nad dzieckiem podzielić. Tak że jakbym miała wrócić do pytania, to zdecydowanie usługi opiekuńcze, zdecydowanie wsparcie partnera, jakby takie pamiętanie, że to nie jest tylko decyzja kobiety i odpowiedzialność kobiety, tylko to jest decyzja pary. Oczywiście wszelkiego rodzaju regulacje prawne, elastyczność rynku pracy i to, co też trochę teraz zostało wprowadzone, że można trochę pracować z domu, że można mieć bardziej elastyczny czas pracy. Oczywiście nie każdy może mieć - to zależy od zawodu, ale te możliwości zostały wprowadzone. Przy czym musimy pamiętać, że to nie zmieni w pełni sytuacji. Doświadczenia wielu krajów pokazują, że nawet pomimo wielu wprowadzanych polityk, one troszkę zmieniają, pomagają, ale mało prawdopodobne jest, że jednak ta dzietność na poziomie zagregowanym nam silnie wzrośnie.

Wspomniała pani też o elastyczności pracy, o takich możliwościach, a wcześniej też o wpływie sztucznej inteligencji. I tu w pani wynikach wyszło coś bardzo niepokojącego. To znaczy to, że w miejscach, gdzie ewentualne wykorzystanie sztucznej inteligencji i robotyki jest potencjalnie coraz większe, to powoduje, że pewność rynku pracy spada, bo można być zwolnionym, w związku z tym, że sztuczna inteligencja pewne rzeczy potrafi dla pracodawców zrobić i w związku z tym spada też dzietność. Więc to też trochę jest taka nakręcająca się spirala, bo niby sztuczna inteligencja rozwiązuje pewne problemy i zwalnia nas z konieczności wykonywania pewnej pracy, no ale z drugiej strony też, to niekoniecznie jest w tę stronę, w którą byśmy chcieli, no bo po prostu tracimy pracę.

Tak, dokładnie tak jest. Ja nie mówię, że sztuczna inteligencja nas zastąpi i nie będzie miejsc pracy i ludzie będą bezrobotni, bo prawdopodobnie pojawią się inne miejsca pracy i będziemy pracować w inny sposób, tyle że wymaga to od nas dostosowania, wymaga to od nas przekwalifikowania. To powoduje niepewność i stres. No i to niestety niekoniecznie będzie sprzyjać myśleniu o posiadaniu dzieci, bo to jest taka decyzja długoterminowa. No i nie można się z niej wycofać, jak się już to dziecko ma. I też ludzie bardzo się starają - i to jakby też jest taki nowy trend - żeby stworzyć temu dziecku jak najlepsze warunki. W związku z czym nie chcą podejmować decyzji pochopnie, nie chcą podejmować decyzji, kiedy nie są pewni, że rzeczywiście te warunki będą mogli stworzyć. No i w sytuacji, gdy ten rynek pracy jest niepewny, no to będą tę decyzję odkładać, odkładać, odkładać, odkładać, aż będzie za późno.

Pani praca jest na swój sposób szczególna, bo to są badania - jak sama pani wspomniała w naszej wcześniejszej rozmowie - na temat, na którym wszyscy się znają, a już na pewno wszyscy są w stanie odnieść ten temat do własnych doświadczeń. I to z jednej strony pomaga, bo wszyscy rozumieją, jakie pani badania prowadzi, ale z drugiej strony wszyscy mogą je komentować i wygłaszać swoje opinie. Jak pani odbiera takie bezpośrednie zderzanie się z opinią publiczną na temat, na który no właściwie każdy chciałby się wypowiedzieć?

Tak rzeczywiście jest, że czasem jak jestem pytana, czym się zajmuję, to ludzie zanim jeszcze w pełni zdążę odpowiedzieć, to już mi mówią, dlaczego dzietność w Polsce jest niska. Z jednej strony jest to ciekawe, bo można usłyszeć inne perspektywy. Ja na przykład czasem też pytam studentów, jak państwo myślicie, dlaczego jest tak, a nie jest inaczej i jakby można usłyszeć od młodych ludzi, którzy przed takimi decyzjami stoją gdzieś tam, to może zainspirować. Z drugiej strony niestety temat się czasem staje bardzo zideologizowany i na przykład osoby, które są przy władzy, czy gdzieś tam na ważniejszych stanowiskach, nie chcą słuchać, tylko jakby kierują się jakimiś swoimi własnymi przekonaniami i jakby wprowadzają określone kierunki badań, albo wypowiadają się nawet w sposób, no niekoniecznie sprzyjający, atakując kobiety, że to na przykład one są winne temu, że nie mają dzieci, że powinny mieć więcej dzieci. A to niekoniecznie tak jest. Generalnie to, z czym staram się walczyć, to z takim tym przekonaniem, że ludzie nie chcą, że ludzie są egoistami i teraz już w ogóle są zajęci sobą, a kobiety to chcą robić karierę. Wcale nie! Wcale nam tego badania nie pokazują, tylko wręcz pokazują, że ludzie chcą zapewnić dzieciom jak najlepsze warunki, że chcą, żeby tym dzieciom było jak najlepiej i żeby te dzieci były wyposażone w taki kapitał ludzki, żeby sobie mogły w przyszłości poradzić. No i wtedy ludzie odkładają tę decyzję o posiadaniu dzieci, żeby móc stworzyć te warunki i często decydują się nie na dwójkę na przykład, tylko na jedno. No temu jednemu te warunki stwarzają. Nikt nie będzie miał dzieci z powodu tego, że ludność się starzeje, albo że nie będzie w przyszłości pieniędzy na emeryturę, czy też, jak czasem już też usłyszałam, nie będzie odpowiednich zasobów, nie wiem, na rynku pracy, czy w związku z wojną za naszą wschodnią granicą, która jakoś tam nam zagraża. Nikt z tego powodu nie będzie miał dzieci. To jest decyzja nasza, osobista i możemy tylko stwarzać warunki ludziom, którzy chcą mieć dzieci, żeby mogli to zrealizować, ale nikogo do niczego nie możemy zmusić.

Ma pani wrażenie - na to pytanie właściwie zaczęła pani odpowiadać, ale to była taka odpowiedź pesymistyczna, więc ja jeszcze raz powtórzę - ma pani wrażenie, że wyniki tych badań mogą rzeczywiście wpłynąć na decyzje podejmowane odpowiedzialnie i w dobrej woli przez polityków, przez partie polityczne, być może nawet ponad pewnymi podziałami, żeby jednak ułatwić te decyzje i sprawić, żeby miała sens i żeby nie była odkładana na wieczne nigdy.

Bardzo bym chciała, żeby miały wpływ. Czasem jestem sfrustrowana. Natomiast mogę powiedzieć, że jednak mimo wszystko jest coraz lepiej. Ja jako demograf zaczęłam pracować w tym zawodzie jakieś dwadzieścia lat temu i my już wtedy mówiliśmy, że będziemy mieć problem ze starzejącą się ludnością, społeczeństwem i spadającą liczbą urodzeń. To wszystko było wiadomo, ale wtedy specjalnie nikt nas nie słuchał. No teraz to się trochę wylało i teraz się okazuje, że no tak, mieliśmy rację. No i teraz mam wrażenie, że trochę jesteśmy pytani o to, co zrobić. Trochę już jest późno. Ale ciągle jakieś różne działania można podjąć, przynajmniej właśnie w tym sensie, żeby pomóc tym, którzy chcą mieć dzieci albo podnieść też jakość życia rodzin. No i mam nadzieję, że tego będzie coraz więcej, coraz więcej polityk w tym kierunku.

Przetestowaliśmy już jedno rozwiązanie, to znaczy pięćset plus, a teraz osiemset plus. Wszystko wskazywało na to, że to może pomóc. Pomogło na krótko...

W ogóle nic nie wskazywało, że może pomóc. To znaczy, badania pokazują, że transfery finansowe, owszem, trochę pomagają i one trochę pomogło, ale one nie rozwiązują w pełni problemu, bo jakby z definicji nie mają szansy rozwiązać problemu. Jest to transfer niewielki jednak. To znaczy dla państwa jest to ogromny koszt, natomiast z punktu widzenia utrzymania rodziny jest to fajny dodatek, ale to nie zmienia diametralnie sytuacji i nikt z powodu dodatkowych pięciuset, ośmiuset złotych raczej na dziecko się nie zdecyduje. Może się zdecydować, jak, nie wiem, bardzo by chciał i trochę mu brakuje. Ale my jako demografowie nie spodziewaliśmy się, że przyniesie to wzrost dzietności. Raczej się spodziewaliśmy - i ja uważam, że z tego punktu widzenia jest to dobry transfer - że podniesie jakość życia rodzin i jakość życia dzieci, zwłaszcza w tych rodzinach uboższych. I tak rzeczywiście się stało, i z tego powodu bardzo się cieszę. Badania nam pokazują, że pomogło, jeżeli chodzi o płodność, ale tym rodzinom mniej zamożnym, rzeczywiście. Czy na krótki czas, to trudno powiedzieć, bo potem zaraz przyszedł COVID, jesteśmy w stanie zaobserwować, co się tam wydarzyło w szesnastym, siedemnastym, osiemnastym, potem przyszedł COVID i był spadek. I też nie do końca wiemy, czym to było spowodowane, co by było, gdyby tego COVIDu nie było. Znaczy jakiś tam efekt na początku był. Ale, badania pokazują, że transfery troszkę pomagają, ale generalnie to, co jest ważne, to jest potrzebna polityka taka ogólna. Tak, że potrzebne są te żłobki, przedszkola i wsparcie partnera, ale też ogólnie stabilna sytuacja, zaufanie do rządu. Dobra komunikacja też jest ważna, stabilna praca, wiele takich różnych rzeczy. Nie na wszystkie z nich rządzący mają też w pełni wpływ, bo niektóre rzeczy dzieją się poza nami, zewnętrznie i musimy sobie i rządzący również z tym radzić.

Pani profesor, serdecznie dziękuję za tę rozmowę i jeszcze raz gratuluję nagrody. Mam nadzieję, że ona sprawi, że to, co pani profesor w swoich badaniach widzi i publikuje, będzie też wysłuchane przez tych, którzy akurat mogą w pewnych sprawach coś dobrego zrobić.

Również mam taką nadzieję i dziękuję bardzo za gratulacje i za rozmowę.

Przeczytaj źródło